100 tys. zł na skocznię w środku miasta. Udało się. Obrazki jak na PŚ w Zakopanem

Wystarczy 100 tysięcy złotych i można skakać na nartach w środku miasta. W środę w towarzystwie prezydenta Kielc Bogdana Wenty skocznię otworzył tam Adam Małysz. Prezes Polskiego Związku Narciarskiego wierzy, że przykład wezmą inne miasta.

- Proszę odsunąć się od skoczni, bo nie możemy zacząć drugiej serii - powtarzał spiker zawodów. 26 października 2022 roku przed szkołą podstawową numer 9 w Kielcach było trochę, jak w Zakopanem w styczniu 2002 roku. Dwadzieścia lat wstecz dyrektor Pucharu Świata Walter Hofer apelował do polskich fanów, by odsunęli się od progu Wielkiej Krokwi. Stojąc nawet tam, tłum stwarzał zagrożenie dla skoczków, m.in. dla Adama Małysza. Teraz w Kielcach Małysz jako prezes Polskiego Związku Narciarskiego oficjalnie otworzył skocznię K4. A zainteresowanie wydarzeniem było tak duże, że problem z poskakaniem miały dzieciaki uczestniczące w pierwszych zawodach na najnowszym obiekcie w Polsce.

Zobacz wideo Dawid Kubacki pokazał wpadkę na treningu

Wenta znalazł 100 tysięcy i prosi Małysza o fachowe spojrzenie

Zgrabna stalowo-szklana konstrukcja wyłożona igelitem stanęła przed szkołą kosztem 100 tys. złotych. Miasto zrealizowało inwestycję, bo tak chcieli mieszkańcy. - Gdy składaliśmy ten projekt, to tak naprawdę nie spodziewałem się, że zostanie wybrany i zrealizowany. A teraz otwieram skocznię z moim idolem, z panem Adamem Małyszem, na którego skokach się wychowywałem - wzrusza się Michał Filarski, wnioskodawca i pomysłodawca tej skoczni.

- Adam, dziękuję, że do nas przyjechałeś i wierzę, że może znajdziecie talenty nie tylko w swoich górach, ale też u nas, w Górach Świętokrzyskich. Może już dziś swoim okiem fachowca spojrzysz i dostrzeżesz u kogoś zadatki na mistrza? Oczywiście długa droga czeka adeptki i adeptów, ale świetnie, że już wykazują się odwagą. I że idea budżetu obywatelskiego się sprawdza - mówi prezydent Kielc Bogdan Wenta, kiedyś znakomity piłkarz ręczny i trener reprezentacji.

"Dla starego, Adam Małysz"

Wenta oglądał, jak skaczą adeptki i adepci, ale też obserwował z bliska namiastkę małyszomanii. Czterokrotny medalista olimpijski, czterokrotny mistrz świata i czterokrotny triumfator Pucharu Świata karierę skoczka skończył 11 lat temu, ale cały czas jest ogromnie popularny. Małysz już wsiadł do swojego audi i przekręcił kluczyk w stacyjce, gdy ktoś otworzył drzwi i położył mu na kolanach kartkę. "Przepraszam, że tak chamsko, ale wcześniej się do pana nie dopchałem, a córka mi płacze, że ona też chce podpis. Wystarczy tak: dla Poli" - dyktował mężczyzna w wieku mniej więcej Małysza.

Na terenie szkoły z najnowszą polską skocznią zjawiło się w środę pewnie ponad tysiąc osób i chyba wszystkie dostały podpisy od jednego ze skoczków wszech czasów. - Poproszę, żeby mi napisał: "dla starego, Adam Małysz" - żartowała jedna z nastolatek. A chwilę później robiła sobie zdjęcie z tym, o którym od "starego" na pewno wiele słyszała.

Miasta przyszłością skoków?

Z Małyszem fotografowali się też dziennikarze. Dla lokalnych mediów to było wydarzenie dnia. Ale i w skali ogólnopolskiej otwarcie nowej skoczni w kraju, w którym skoki są nazywane sportem narodowym, jest tematem istotnym. A to dlatego, że cały czas bardzo brakuje nam infrastruktury. Ponad 20 lat od wybuchu małyszomanii 38-milionowa Polska ma tylko mniej więcej 20 czynnych skoczni (trudno oszacować ich liczbę dokładnie, bo to dane zmienne, pojawiają się bowiem i znikają skocznie terenowe, amatorskie). Budowanie obiektów takich jak ten kielecki może być krokiem w bardzo dobrą stronę.

- Świetnie, że takie inicjatywy powstają i mam nadzieję, że tego typu skoczeniek zostanie zbudowanych dużo na terenie całego kraju. Dzisiaj skoki to nie tylko zima, ale również lato, a do tego przyszłością skoków są miasta. W nich żyje więcej dzieciaków, jest szansa znaleźć talenty, które później można rozwinąć w szkołach mistrzostwach sportowego - przekonywał zebranych kielczan Małysz. - Dzieciaki z takich miejsc też mogą zdobywać dla Polski medale. Wierzę, że kiedyś Kielce będą dumne ze swojego skoczka. I że kolejne miasta pójdą za przykładem Kielc - dodawał prezes PZN-u.

Zawodnicy wywodzący się z dużych miast już teraz bardzo mocno liczą się w naszym narciarstwie alpejskim. Przykładem choćby 20-letnia Magdalena Łuczak, olimpijka pochodząca z Łodzi.

Rywale mają tyle skoczni, o ilu my nawet nie marzymy

Natomiast wracając do Kielc, trzeba przypomnieć, że kiedyś miały one dużo większą skocznię niż nowiutka K4. Na obiekcie, na którym lądowano za granicą 40. metra, startował nawet mistrz olimpijski z Sapporo z 1972 roku Wojciech Fortuna. W tamtych latach skoczkowie rywalizowali też m.in. w zawodach w Warszawie. Rozwój skoków w polskich miastach na pewno byłby dla nich korzystny. Bazując tylko na obiektach w Zakopanem, Wiśle i Szczyrku absolutnie odstajemy infrastrukturalnie od najlepszych. Już nawet nie chodzi o to, byśmy porównywali się do Norwegii, w której jest ponad 400 skoczni. Nam ogromnie dużo brakuje też do o wiele mniejszej Słowenii, która ma około 150 skoczni.

Więcej o: