Pierwsze plany Małysza. Zapowiada rozmowę ze Stochem. "Wspominał, że ma kaca moralnego"

Jakub Balcerski
- Nie czułem, żeby pomiędzy nami był jakiś konflikt. Bardziej, że ja otwarcie wyrażałem swoje zdanie. I miałem do tego prawo - mówi Sport.pl Adam Małysz o słownych przepychankach z polskimi skoczkami z końcówki zeszłego sezonu. Nowy prezes Polskiego Związku Narciarskiego zapowiada, że nie wycofa się z angażowania się w skoki, ale także wskazuje, że będzie uczestniczył także w życiu innych dyscyplin, których właśnie stał się szefem.

Adam Małysz został wybrany nowym prezesem Polskiego Związku Narciarskiego. Zastąpi Apoloniusza Tajnera, który odchodzi po szesnastu latach pełnienia tej funkcji. Małysz rezygnuje z roli dyrektora skoków narciarskich i kombinacji norweskiej.

W rozmowie ze Sport.pl mówi o sytuacji z polskimi skoczkami z końcówki marca w Planicy, a także wyjaśnia, czy za jego kadencji Polski Związek Narciarski, nie stanie się Polskim Związkiem Skoków Narciarskich.

Zobacz wideo Grbić nie obiecuje zwycięstwa nawet w meczu towarzyskim. „A co dopiero mówić o Lidze Narodów czy mistrzostwach świata"

Jakub Balcerski: Dzień dobry panie prezesie, bo chyba można tak już pana tytułować. Jak się pan czuje w pierwszych godzinach w nowej roli?

Adam Małysz: Nie dociera to do mnie jeszcze. No cóż, trzeba będzie się przyzwyczaić.

Jest więcej radości i świeżości, bo to dla pana coś nowego, czy bardziej świadomość, jakie to będzie wyzwanie?

Po połowie. Wiadomo, że początki zawsze są dosyć trudne. Z drugiej strony nie boję się wyzwań, więc mam nadzieję, że wszystko potoczy się dobrze.

Dużo zmieniło się w pana życiu na przestrzeni lat. Gdyby powiedział pan Adamowi-skoczkowi sprzed kilkunastu lat, że w przyszłości zostanie prezesem, to chyba trudno byłoby uwierzyć?

Na pewno bym na to nie stawiał. Ale takie jest życie, że się pojawiają niespodzianki. Nigdy nie wolno mówić nigdy, bo faktycznie wszystko się może zmienić, a zwłaszcza sytuacja. To, co się teraz dzieje, jest po prostu następstwem tego, co było wcześniej, pewnego obranego kierunku. Wyzwania mam dosyć duże i ich się nie boję, chciałbym dla sportów zimowych w Polsce jak najlepiej. Oby udało się zrobić dla nich jak najwięcej.

Czyli kiedy zostawał pan dyrektorem skoków narciarskich i kombinacji norweskiej w 2016 roku, to miał pan z tyłu głowy: następnym krokiem może być prezesura?

Nie, wtedy chyba jeszcze nie. Choć trochę wcześniej przy jednej z ponownych elekcji Apoloniusza Tajnera na stanowisko prezesa, zmieniał się sekretarz generalny i w żartach mówiono mi "Następny jesteś ty". Śmialiśmy się z tego, wtedy nie dopuszczałem do siebie myśli, że mogę zostać prezesem.

W kwietniu zastanawialiśmy się, czy nie jest pan blisko odejścia z tego środowiska po wydarzeniach z Planicy i przepychankach, kłótniach, które pojawiły się pomiędzy panem, skoczkami i PZN-em. Adam Małysz poza polskimi skokami i związkiem - to było realne?

Cała ta sytuacja mocno mnie zabolała. Z jednej strony zawodnicy walczyli o swoje, z drugiej strony to nie był fajny styl. Mocno zastanawiałem się, czy moja pomoc w ich stronę ma w ogóle jakiś wpływ. Co warto robić? Ale gdy wszystkie emocje opadły, zastanowiłem się nad tym i pojawiły się inne głosy, także dziennikarskie, które wziąłem pod uwagę. Stwierdziłem, że wiele mogę zrobić jeszcze dla tego sportu. Wypowiedzi zawodników, którzy mówią, że są bardzo zadowoleni z nowego sztabu, rozumieją się dobrze z trenerami, pokazują, że miałem rację. Ta zmiana musiała u nas nastąpić, żeby coś u nas ruszyło do przodu. 

Nie udało się chyba jeszcze wszystkiego wyjaśnić z zawodnikami, bo w wywiadzie dla SkokiPolska.pl mówił pan, że rozmawiał krótko z Dawidem Kubackim i Piotrem Żyłą, ale nie udało się zamienić jeszcze słowa z Kamilem Stochem.

Nie rozmawiałem, nie miałem okazji. Ale myślę, że do takiego spotkania dojdzie i omówimy ten temat: skąd to się wzięło, czemu Kamil tak mówił. Jesteśmy dorosłymi ludźmi i potrafimy znaleźć kompromis, nawet jeśli nasze zdania na jakiś temat się różnią.

Czyli nie obawia się pan tej rozmowy? Że ten kompromis będzie trudny do osiągnięcia?

Nie. Głównie dlatego, że słyszę, w jaki sposób zawodnicy zaakceptowali nowego trenera, cykl szkoleniowy i że są zadowoleni. Raczej nie wyobrażam sobie, że nie dojdziemy do porozumienia. Czuję, że jest już pewna akceptacja.

Prywatnie pomiędzy wami nie ma konfliktu? Bo pewnie u wielu osób pojawiła się taka wątpliwość po tych wypowiedziach z Planicy.

Konfliktu nie ma, a w wypowiedziach z mojej strony takich sugestii raczej nie było. Od chłopaków może faktycznie, tylko że ja ich rozumiem. Bo wiem, że zupełnie inaczej to odbierali. Później słyszałem wypowiedzi Piotrka Żyły, czy Dawida Kubackiego, że mają nadzieję, że nie mam do nich za to wszystko żalu. Że to nie miało uderzać we mnie, a z drugiej strony związek, to przecież także ja.

Myślę, że warto jeszcze wrócić do tego i to wyjaśnić. Widziałem, że Kamil wspominał, że ma kaca moralnego po tym. Ja myślę, że najgorszy był sposób, w jaki to wszystko się odbyło i jaka wokół tego zbudowała się atmosfera. Wpłynęło to nie tylko na mnie i osoby w związku, ale także chłopaków. Uświadomili sobie, że można było to inaczej załatwić, tym bardziej że związek zawsze chce dobrze dla zawodników.

Wizerunkowo związek wyszedł na tej sytuacji najgorzej. Od jego strony też można jakąś lekcję z tego wyciągnąć?

Pewnie, że to mogło inaczej wyglądać. Związek w tej sytuacji mocno oberwał, ale i tak wyszło, że racja była po jego stronie. To związek decyduje, kto ma być trenerem. Nie wierzę, że w piłkarskiej kadrze to piłkarze mają w tej sprawie kluczowe zdanie. Mogą mieć głos, ale nie podejmują decyzji. Zawodnicy muszą mieć w głowie, że związek naprawdę nie chce dla nich źle, to nie w jego interesie. Oczywiście, trudno było się im rozstać z przyzwyczajeniami, z tym, co było, z ludźmi, którzy tworzyli poprzedni sztab, ale ta zmiana ma spowodować, że zwłaszcza ci bardziej doświadczeni zawodnicy odżyli i nabrali sporo motywacji do działania. A i młodszym zawodnikom powinno to wiele dać.

W zeszłym sezonie jeszcze jako dyrektor sporo udzielał się pan w mediach, komentował to, co działo się z zawodnikami, czy sztabem. Jako prezes się pan z tego wycofa, czy pozostanie aktywny?

A niech mi pan powie: miałem rację? Mam mówić coś wbrew sobie? Że jest wszystko pięknie, jak nie jest pięknie? To wszystko nie na tym polega. Mówię to, co o czymś myślę, nie ukrywam tego. Nigdy nie wypowiadałem się o kimś z kadry źle, groźnie, czy z negatywnym nastawieniem. Nie. Pamiętam, że Dawid Kubacki w pewnym momencie mówił o postępie, gdy nie było go w ogóle widać. To ja zapytałem się tylko na podstawie własnego doświadczenia: gdzie on to widzi? Bo ja tego nie widziałem. Nie miałem racji? Myślę, że jednak tak, wiele osób już wtedy zresztą tak mi mówiło.

Nie czułem, żeby pomiędzy nami był jakiś konflikt. Bardziej, że ja otwarcie wyrażałem swoje zdanie. I miałem do tego prawo jako dyrektor. Pod kątem trenerów uwagi na pewno były bardziej krytyczne, ale to dlatego, że moim zdaniem cały czas nie podejmowali pewnych kroków, które powinny się pojawić już dużo wcześniej. Myśleli, że jakoś sobie z tym poradzą. Ale ja też mam w tym wszystkim doświadczenie i wiedziałem, że bez przerwy, wyluzowania, jakiegoś spokojnego treningu, nie było szans na poprawę. Sami zawodnicy później przyznawali mi rację. Chciałem dla nich dobrze i oni powinni to zrozumieć.

Za panem pierwszy zarząd w roli prezesa, ale tam zapewne dużo nie udało się jeszcze wykonać. Jakie zatem najbliższe plany?

Uprawomocniliśmy zarząd, żeby biuro, sekretarz, czy właśnie prezes mogli zacząć spokojnie pracować. To było takie bardzo krótkie spotkanie, tym bardziej że zaczyna się w zarządzie okres urlopowy dla wielu osób. To takie wstępne działania.

A jak szeroko pan myśli o kolejnych działaniach? Przewija się przy pana wejściu w rolę prezesa ten temat Polskiego Związku Skoków Narciarskich, a nie Narciarskiego.

Wiem, wszyscy mi to mówią.

A pan odpowie planami na więcej niż tylko skoki? W jakim stopniu angażował się pan w życie pozostałych dyscyplin, których teraz został pan szefem?

Są plany, to nie jest tak, że ja tych dyscyplin nie znam i nie rozumiem. Na nartach zjazdowych jeżdżę, uprawiałem kombinację norweską, więc i biegałem na nartach, lubię jazdę na desce snowboardowej, pozostałe dyscypliny śledzę. W realia się wdrażam, ciągle będę poznawał zresztą ludzi, którzy są i będą odpowiedzialni za ich rozwój.

Oczywiście, to nie będzie tak, że w skokach odsunę się gdzieś w cień. Ci, którzy twierdzą, że innych sportów nie doceniamy, muszą zrozumieć, że skoki są dyscypliną wiodącą. I temu nie da się zaprzeczyć: to one przynoszą sponsorów, a z nimi pieniądze, które później pozwalają na medale i sukcesy. Ale nie da się też ukryć, że wzrost finansowań pojawia się niemalże wszędzie. I dobrze, nasze zadanie to żeby to podtrzymać i rozwijać. Dzisiaj mamy ogólny kryzys, więc przed nami sporo pracy, żeby zapewniać odpowiednie warunki, zachęcać młodzież do pracy i kontrolować finanse. Trzeba sobie wyznaczać cele i je realizować. 

Apoloniusz Tajner został mianowany honorowym prezesem PZN-u, ale jego rola się do tego nie ograniczy, prawda?

Tak, ma być kimś w rodzaju koordynatora ds. szkolenia trenerów. W zjazdach sprawa zaangażowania i zatrudniania trenerów zaczęła ostatnio się poprawiać, wygląda już nieźle, ale w skokach mamy z nimi już spory problem. Chcemy do współpracy wciągać coraz więcej chętnych osób, żeby trenerów było coraz więcej, a także pobudzić angaż młodzieży i jej zainteresowanie sportami zimowymi. Za to w pewnym stopniu będzie odpowiedzialny właśnie Apoloniusz Tajner.

A pana następcą w roli szefa skoków zostanie niejako Łukasz Kruczek? Oficjalnie z tego, co wiemy, ma być koordynatorem tej dyscypliny w PZN-ie.

O tym jeszcze nie rozmawialiśmy. Od wiosny już pracuje, ale to nie do końca jest szefowanie całym skokom, to na razie nie taka rola. Łukasz Kruczek wciąż jest aktywny w skokach kobiet, tam na pewno ma taką funkcję głównego koordynatora, pomaga też przy organizacyjnych sprawach dotyczących skoków w związku. Nie ustaliliśmy jednak jeszcze, czy przejmie moje zadania z roli dyrektora, czy np. pozostanie przy tym, co jest do tej pory. Ale w każdej dyscyplinie chcemy mieć kogoś pełniącego funkcję dyrektorską. Kogoś, kto się opiekuje i kto będzie usprawniał działania dotyczące danego sportu w związku. To będzie taka cała grupa koordynatorów. 

A Łukasza widzi pan faktycznie w tej roli? Czy i w skokach i innych dyscyplinach kandydatów będzie wielu?

Nie myślałem jeszcze dużo na ten temat. Oczywiście, przeprowadzałem pewne rozmowy z Łukaszem, czy kilkoma innymi osobami także z pozostałych dyscyplin, ale do decyzji było daleko, bo nie będąc jeszcze prezesem, to i tak mogły być tylko teoretyczne propozycje. A ja się nie lubię w to bawić. Koordynatorzy muszą być specjalistami w swoich dziedzinach, osobami, które nie tylko znają się na swojej dyscyplinie, ale potrafią też dobrze zarządzać. Musimy je znaleźć i wyłonić te właściwe. Przed nami sporo pracy, w zasadzie jak w każdym segmencie działań.

Więcej o:
Copyright © Agora SA