Dalibor Motejlek był czechosłowackim skoczkiem, który w swojej karierze nie świętował wielkich sukcesów ani w igrzyskach olimpijskich, ani w mistrzostwach świata. Na początku lat 60. zapisał się w historii skoków zajmując trzecie miejsce w Turnieju Czterech Skoczni, wygranym przez Norwega Torgeira Brandtzaega.
Motejlek bardzo dobrze radził sobie także podczas zawodów organizowanych w Polsce. Najlepszym tego dowodem jest fakt, że wygrał w 1963 r. Puchar Beskidów, rozgrywany w Szczyrku i Wiśle. Wcześniej, w wieku 17 lat był drugi w zawodach juniorów, rozgrywanych także w ramach Pucharu Beskidów
Jak jednak sam przyznawał, nie lubił przyjeżdżać na zawody do Zakopanego, gdzie sędziowie często oszukiwali zagranicznych skoków.
- Wówczas odległość mierzyli sędziowie usytuowani mniej więcej co dwa metry przy zeskoku. Zazwyczaj starali się robić to precyzyjnie, ale w Zakopanem zawsze dodawano metrów Polakom - mówił Motejlek, cytowany przez skijumping.pl.
Ale w swojej karierze miał także wiele znacznie lepszych momentów, jak ten w 1964 roku. Po igrzyskach olimpijskich w Innsbrucku Motejlek został w Austrii, a następnie udał się tydzień lotów narciarskich w Oberstdorfie. Tam chciał pobić rekord Czechosłowacji, który wynosił 111 metrów. - Już pierwszego dnia udało mi się skoczyć 133 metry, tym samym realizując cel, ale Remsa powiedział mi: „Myślę, że jutro poprawisz ten rekord".
Następnego dnia Matouš przebił mój wynik o jeden metr. Remsa znowu mi mówi: „Dalibor, jesteś w takiej formie, że skoczysz dalej od niego." I udało mi się. Uzyskałem 142 metry - opowiedział Motejlek. W 1964 r. skok na 142 metry dał Motejlkowi tytuł rekordzisty świata w skokach, choć nie na długo, bo już dzień później jego wynik poprawił Włoch Nilo Zandanel, który osiągnął 144 metry.