Jako pierwszy informację o tym, że inauguracja Pucharu Świata w skokach wraca do Polski po rocznej przerwie, podał portal skijumping.pl. W zeszłym sezonie cykl otwierały zawody w Niżnym Tagile w Rosji, ale ze względu na inwazję na Ukrainę, konkursy tym razem się tam nie odbędą.
Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS) jeszcze nie poinformowała o tym oficjalnie, ale zrobi to pod koniec maja, gdy datę zawodów - 4-6 listopada - zatwierdzi zarząd federacji. W poniedziałek na razie zaakceptowała ją komisja kalendarzowa w składzie z koordynatorem ds. skoków w Polskim Związku Narciarskim, Łukaszem Kruczkiem.
Trzeba zatem jeszcze zaczekać na ostateczny ruch FIS, ale z Wisły słyszymy, że "to już klepnięte". - 98 procent - tak prawdopodobieństwo potwierdzenia organizacji listopadowych konkursów w Polsce ocenia sekretarz generalny PZN, Jan Winkiel w rozmowie ze Sport.pl.
Gdy pojawiły się pierwsze informacje o listopadowym terminie rozegrania inauguracji Pucharu Świata w skokach w Wiśle, dyrektor skoczni imienia Adama Małysza, Andrzej Wąsowicz, był w szoku i pytał, czy to nie żart na Prima Aprilis. Teraz gdy została mu przedstawiona koncepcja skakania przy torach lodowych i lądowania na igelicie, wydaje się zadowolony z takiego rozwiązania.
- Po wzroście cen za użytkowanie energii i corocznym produkowaniu śniegu na termin, który nas nie zadowalał, zawsze płaciliśmy ogromne pieniądze, żeby odpowiednio przygotować obiekt do zawodów. A rozwiązanie, którego FIS chce użyć w tym roku to dla nas spora ulga. Oszczędzimy na tym nawet ćwierć miliona złotych - przekazuje Sport.pl Wąsowicz. Jest pewien haczyk: organizacja zawodów PŚ kobiet w tym samym terminie. Ale na to Wisła ma być gotowa.
Odciążenie finansowe organizatorów to jednak tylko jedna i to raczej nie główna przyczyna przejścia z produkowania śniegu często bardziej przypominającego bryłę lodu na zimowe zawody na igelicie. Tą najważniejszą według oficjalnych informacji miał być start piłkarskich mistrzostw świata w Katarze. Działacze FIS przekonywali, że chcą ruszyć z sezonem jeszcze przed początkiem mundialu, który rozpocznie się 21 listopada i potrwa do 18 grudnia.
A jak jest w praktyce? Skoro mundial zaczyna się 21 listopada, zawody w Wiśle można byłoby rozegrać bez problemu w dniach 11-13, albo 18-20 listopada. Pierwszy weekend listopada został po prostu podany przez polską stronę jako najbardziej odpowiadający pod względem logistyki. Co więcej, kalendarz w przypadku kolejnych dat wcale nie wydaje się dostosowany do harmonogramu MŚ. Konkursy w Ruce, już na śniegu, zaplanowano bowiem na weekend 25-27 listopada, więc jeszcze w trakcie fazy grupowej, gdy w telewizyjnych ramówkach konkursy mogą kolidować z meczami w Katarze. Dopiero po powrocie z Finlandii nastąpi tygodniowa przerwa, ale kolejne zawody w Titisee-Neustadt nadal kolidują z mundialem.
Skąd taka nieporadność? Słyszymy, że FIS w planach miał przełożenia całego pierwszego periodu zawodów - od Wisły do Engelbergu (18 grudnia), ale z tego zrezygnował. Czyli federacja tak naprawdę nie ma zamiaru podporządkowywać dat rozgrywania zawodów pod mundial. Wszystko zostało załatwione amatorsko i zimą może odbić się FIS-owi czkawką pod postacią gorszej oglądalności skoków.
Istnieje też inna teoria wyjaśniająca kwestię rozgrywania zawodów w systemie tory lodowe plus igelit. Miałby to być ruch w kierunku rozwoju skoków - próby promocji dyscypliny dzięki mniejszym kosztom organizacji, zbliżeniu się do wielkich miast, czy może nawet łączenia sezonu letniego z zimowym.
Zwolenników takiego myślenia musimy zawieść: FIS się tym nie kierował. - Powiedzmy sobie szczerze: na coś takiego jest za wcześnie. Trzeba mieć świadomość, co w tym momencie jest możliwe - mówi Sport.pl Berni Schoedler, koordynator Pucharu Kontynentalnego w FIS. - To oczywiście ciekawa koncepcja na przyszłość i zawody w Wiśle mogą zmienić postrzeganie pomysłu stworzenia jednego, całorocznego sezonu w skokach. Na razie nie sądzę jednak, żeby to stało się szybko - ocenia.
Według szwajcarskiego szkoleniowca to raczej krok w stronę zwiększenia bezpieczeństwa na pierwszych zawodach sezonu. Sztuczny śnieg już niejednokrotnie sprawiał Wiśle problemy organizacyjne. - Pan Ammann będzie zadowolony - śmieje się Berni Schoedler, który przez wiele lat był trenerem czterokrotnego mistrza olimpijskiego. A swoimi słowami nawiązuje do narzekań zawodnika, który ma spore problemy z techniką przy lądowaniu. Wiślański wyprodukowany śnieg tylko je potęgował, a Simon Ammann w 2019 roku z tego powodu nawet specjalnie odpuścił start w Polsce.
Przed zawodami zimą igelitowa wersja skoczni w Wiśle będzie gościła najlepszych skoczków świata w czasie inauguracji cyklu Letniego Grand Prix. Zawody zaplanowano na dni 22-24 lipca.