Po zakończeniu sezonu skoków narciarskich zawsze dochodzi do przetasowań na stanowiskach trenerów, ale w tym sezonie sytuacja jest specyficzna, bo umowy wygasają praktycznie wszystkim liczącym się trenerom. Wkrótce może więc dojść do prawdziwego trzęsienia ziemi na rynku trenerskim.
Alexander Stoeckl jest już właściwie pewny podpisania nowego, czteroletniego kontraktu z Norwegami, a w Słowenii wszyscy są zachwyceni pracą młodego trenera Roberta Hrgoty, który ma jeszcze rok kontraktu. W pozostałych krajach, które rządzą skokami narciarskimi, nic nie jest pewne. Po pierwsze, nadal nie wiadomo, czy Michal Doleżal pozostanie na stanowisku trenera reprezentacji Polski, ale zmiany mogą być też u naszych rywali. Po drugie, jeden transfer może uruchomić lawinę innych.
Co interesujące, po tym sezonie kończy się umowa Stefana Horngachera z reprezentacją Niemiec. Austriak trzy lata temu podpisał umowę do końca sezonu 2021/2022 i teraz niemiecka federacja zastanawia się, co robić dalej. Nic nie wskazuje na to, by Horngacher miał odejść z reprezentacji Niemiec, ale trener przyzwyczaił wszystkich do tego, że negocjuje twardo.
W Niemczech jest mu zdecydowanie trudniej o spełnienie wszystkich zachcianek dla swojej drużyny. W Polsce Horngacher dostawał właściwie wszystko, co sobie zamarzył. A jak wielokrotnie wspominał Apoloniusz Tajner, Horngacher w negocjacjach był bardzo nieprzyjemny i wręcz despotyczny.
Mimo medali kadencja Stefana Horngachera może być w pewnym sensie rozczarowaniem. Nikt mu nie odbierze np. złota Karla Geigera na MŚwL czy medali mistrzostw świata, ale w Niemczech każdy liczył, że Horngacher da upragnione i wyczekiwane od 20 lat zwycięstwo w Turnieju Czterech Skoczni, Puchar Świata czy kolejne złoto olimpijskie (ostatnie zdobył Andreas Wellinger w 2018 roku - przyp.red). Przez trzy lata nie udała się żadna z tych rzeczy, choć Karl Geiger jest w tym sezonie w grze o Puchar Świata, ale faworytem nie jest.
Dziś jednak trudno sobie wyobrazić, że Stefan Horngacher odejdzie z reprezentacji Niemiec. Trener myśli już nawet o przyszłości, bo przecież kontaktował się z Michalem Doleżalem i proponował mu pracę w swoim sztabie, ale dopóki kontrakt nie jest podpisany, to wszystko jest możliwe. Tym bardziej że dochodzą nas głosy, że nie wszystko jest jeszcze ustalone.
Najwięcej zamieszania może być w reprezentacji Austrii, która przyzwyczaiła do częstego wymieniania trenerów i rotacji asystentów. A jeśli Polska przejęłaby Thomasa Thurnbichlera, to wtedy na pewno do zmian musiałoby dojść. - Myślę, że główny trener Andreas Widhoelzl może spać spokojnie, bo jego drużyna przywiozła medale z igrzysk olimpijskich. Mamy też medal Stefana Krafta, a także kilka innych zwycięstw w Pucharze Świata. Więc tutaj nic nie powinno się zmienić i powinien dalej prowadzić naszą reprezentację - mówi nam Martin Hoellwarth, legenda austriackich skoków.
Coraz głośniej słychać, że reprezentację Japonii może opuścić Hideharu Miyahira. 48-letni japoński trener prowadzi reprezentację Japonii od 2018 roku, czyli przeprowadził Japończyków przez cały cykl olimpijski. - Generalnie japońskie reprezentacje zawsze dokonują przeglądu swojej struktury po każdej olimpiadzie, choć akurat w tej sprawie nie mam żadnych informacji - mówi nam japoński dziennikarz Yoshihiro Ezure pytany jak wygląda sytuacja w Japonii. Plotki mówią jednak, że Japonia rozgląda się za nowym szkoleniowcem.
W ostatnim czteroleciu kadra święciła największe triumfy od lat. Głównie za sprawą Ryoyu Kobayashiego, który zaliczył znakomity sezon 2018/2019, a w tym sezonie może drugi raz odebrać Kryształową Kulę. Trzeba jednak pamiętać, że formuła pracy w kadrze Japonii jest nieco inna niż w kadrze Polski, a większość pracy skoczkowie wykonują w swoich klubach. Właśnie dlatego sukcesy Ryoyu Kobayashiego to także, a może przede wszystkim efekt pracy Janne Vaatainena, a później Richarda Schallerta, którzy byli jego klubowymi trenerami. Miyahira w kadrze Japonii pełni przede wszystkim rolę selekcjonera, który odpowiada za zarządzanie i bezpośrednie przygotowanie startowe. A słychać, że w tej roli odnajduje się całkiem dobrze. Japończyk słynie z mocnego charakteru i twardej ręki. Jeśli zaś chodzi o samego Vaatainena, to jemu też kończy się kontrakt z reprezentacją Finlandii, a Finowie ciągle marzą o Mice Kojonkoskim.
Oprócz świetnie skaczącego Kobayashiego próżno jednak szukać dobrej formy u innych skoczków. O ile na początku zimy całkiem dobrze radził sobie Naoki Nakamura, to druga część sezonu jest dla niego nieudana.
W klasyfikacji generalnej PŚ 15. miejsce zajmuje Yukija Sato, Naoki Nakamura jest 31., a Junshiro Kobayashi 32. Kończący karierę Daiki Ito 38., a Keichi Sato 38. Są to wyniki zdecydowanie poniżej oczekiwań Japończyków. Tym bardziej że przed rokiem skakali nieco lepiej i w pierwszej dwudziestce sezonu był Ryoyu Kobayashi, a także Keichi i Yukija Sato.
Większość decyzji i rozstrzygnięć poznamy prawdopodobnie w Planicy, gdzie już od czwartku rozpocznie się finałowy weekend Pucharu Świata w skokach narciarskich.