Najwięcej radości podczas mistrzostw świata w lotach narciarskich mieli Słoweńcy. Po srebrny medal indywidualnie sięgnął w Vikersund Timi Zajc, a wraz z kolegami poleciał po złoto. Historyczne, bo pierwsze dla tego kraju. Sporo radości mieli też Norwegowie, bo mistrzem świata został Marius Lindvik, a drużyna sięgnęła po brąz.
O krążek w konkursie drużynowym podopieczni Alexandra Stoeckla musieli jednak drżeć. W gronie ścisłych kandydatów nie byli. To głównie po tym, jak w sobotę z konkursu indywidualnego wycofać musiał się Robert Johansson. Wszystko przez problemy z plecami. Trener musiał szybko zareagować i do drużyny powołał Halvora Egnera Graneruda. Wicemistrz świata z 2020 roku zawiódł w czwartkowych treningach i nie znalazł się w czwórce na konkurs indywidualny. Wrócił do domu, bo nie chciał nawet widzieć zawodów na żywo. Jego powołanie było pewnym ryzykiem, ale to był jedyny możliwy ruch Stoeckla.
Dla Austriaków i Niemców, którzy walczyli z ekipą gospodarzy o medal, kluczowe były skoki właśnie Graneruda. Ci jednak, którzy liczyli na słabe loty, mocno się zdziwili. Obrońca Kryształowej Kuli nie zawiódł, a wręcz zaskoczył. Osiągnął dziesiąty wynik indywidualnie i wniósł spore wiano punktowe do dorobku zespołu. Po konkursie zdradził jednak, co spowodowało jego poprawę. Okazało się, że przed powrotem do Vikersund 25-letni skoczek zdecydował się na skrócenie stopera z tyłu wiązania.
- Stoper tutaj decyduje o wysokości narty. Skróciłem to, aby narty zatrzymywały się szybciej. Przyciąłem około pół centymetra - wytłumaczył Granerud w rozmowie z norweską telewizją NRK. - Celem było uzyskanie trochę większej kontroli nad nartami i trochę większe zaufanie do nich, i działało to bardzo dobrze - dodał jeszcze skoczek.
Po ingerencji w wiązania narty układały się w locie dalej od sylwetki zawodnika. Mimo wszystko wygląda to na dość ryzykowne zagranie, jeśli skoczek zdecydował się na to przed samymi zawodami, bez większego testowania. Sam twierdzi jednak, że ryzyka było mniej niż gdyby zdecydował się startować z tym samym sprzętem i lądować tak blisko, jak w czwartek.
- To prawdopodobnie sprawiło, że latał trochę stabilniej i poprawiał się na nartach. Więc to była mądra decyzja - stwierdził Alexander Stoeckl. - Musisz robić takie rzeczy, kiedy coś nie działa. Musisz podjąć kroki w technice skoku lub przejąć kontrolę nad sprzętem. Tym razem wybraliśmy sprzęt, ponieważ uważamy, że technika jest wystarczająco dobra. To był prawdopodobnie właściwy wybór i konieczny - podkreślił szkoleniowiec.
Austriak nie krył zadowolenia z kroków podjętych przez jego zawodnika. - Jestem pod wrażeniem, że przyjeżdża tu, ma dobry plan i narzędzia do jego wykonania. Jestem bardzo zadowolony z tego, co robi. To bardzo obiecujące, biorąc pod uwagę to, co nadchodzi w następny weekend - nawiązał do lotów w Oberstdorfie Stoeckl.
Pod wrażeniem był też kolega z drużyny. - Szacunek budzi nie to, że zrobił to przed samym wejściem na skocznie, ale to, że zrobił to przed lotami narciarskimi. To wymaga odwagi, męstwa - skomentował Daniel Andre Tande. - Jest fantastycznym skoczkiem narciarskim i dzisiaj pokazał więcej niż na początku tego tygodnia. Bardzo się z tego cieszę - zakończył były mistrz świata w lotach.
W konkursie drużynowym oprócz Słoweńców i Norwegów, na podium stanęli też Niemcy. Na czwartym miejscu skończyli Austriacy, a Polska była piąta.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!