W marcu 2020 roku Słoweniec Jurij Tepes dość niespodziewanie ogłosił zakończenie kariery. Świetny lotnik, który dwa razy wygrywał zawody Pucharu Świata, wkrótce został zatrudniony w słoweńskiej federacji jako trener. Formalnie zajmuje się pomaganiem przy całym systemie szkolenia młodzieży, ale najwięcej pracuje przy tamtejszej kadrze skoczkiń.
W rozmowie ze Sport.pl mówi o swoich ambicjach w roli trenera, wspomina najciekawsze momenty kariery, opowiada o szalonym marzeniu latania za daleko i tym, na kogo liczy w niedzielnym konkursie drużynowym na mistrzostwach świata w lotach w Vikersund.
Jurij Tepes: To niesamowite i wyjątkowe. Z tymi dziewczynami pracuje się świetnie. Słuchają nas i jestem dumny, że mogę być asystentem w takiej kadrze. Złoty medal Niki Prevc, srebro Taji Bodlaj i zwycięstwo drużyny na MŚJ w Zakopanem to piękne chwile.
Nie. Szczerze mówiąc, to nie pomyślałbym jeszcze będąc aktywnym skoczkiem, że po zakończeniu kariery zostanę trenerem. Jednak myślę, że dobrze się tu odnalazłem. Dałem sobie szansę i jestem zadowolony. Mam świetny zespół, dobrze trafiłem. Jestem szczęściarzem, że tak mi się to poukładało.
To na pewno trochę inny rodzaj presji, bo nie odpowiadam już tylko za swoje skoki. Mam za to wgląd w jak to wyglądało za moich czasów od drugiej strony. To pomaga, bo mogę zaproponować dziewczynom inną wizję. Wygląda na to, że się słuchają, a dla trenera pracującego z młodymi zawodnikami to zdecydowanie najważniejszy element pracy.
Myślałem o tym już rok wcześniej. Chciałem ją zakończyć na domowych mistrzostwach świata w lotach w Planicy, które były zaplanowane na marzec 2020 roku. One zostały jednak przeniesione, a to już było dla mnie za wiele. To nie była zatem taka trudna decyzja. Potem cieszyłem się tym, że szybko znalazłem nową pracę w tym sztabie. Potrzebowałem dwóch-trzech miesięcy, żeby zamknąć rozdział kariery skoczka, ale potem wszystko potoczyło się już dobrze.
Taki zawsze był plan. Jeszcze rok, jeszcze rok, żeby skoczyć na MŚ w Planicy. Ale to się nigdy nie wydarzyło. Jest jak jest. Może tak musiało być. Do kolejnej zimy, kiedy rozegrano je w grudniu, nie dałem rady wytrwać.
Byłem, bo w skokach ta najwyższa nota wskazuje, że skok był czymś więcej niż tylko dobrą próbą. W głowie ciągle pamiętam, jak to wszystko przebiegało, każdy ruch. Mam też nagranie z kamery od trenera, więc czasem go sobie przypominam. To miłe wspomnienie.
Zawsze podobają mi się te najdłuższe loty i skoki. Zawsze o nich marzyłem i z tego z Harrachova byłem bardzo zadowolony. Wiadomo, że taki skok na niewyobrażalną odległość na danej skoczni byłby lepszy w Planicy, ale ten też był niesamowity.
A to, że nie ustałem tego lotu? Nigdy nie liczyło się dla mnie czy upadnę, czy wyląduję telemarkiem. Oczywiście nie chciałem sobie nic zrobić, ale nie ukrywam: w trakcie kariery myślałem o skokach, które są aż za długie. Może jestem trochę szalony, ale dlatego to robiłem: dla ryzyka, czasem zagrożenia, adrenaliny. Żeby to było coś nadzwyczajnego. Ten skok z Harrachova był dość szczęśliwy, trafiłem na dobre warunki. Ale potrafiłem je wykorzystać i z tego cieszyłem się od razu po skoku.
Może nie aż tak, ale jestem w gronie tych, którzy mają takie samo marzenie jak Piotr. O tym, żeby wylądować za daleko i zbyt niebezpiecznie. To coś, po co żyją, napędza ich adrenalina. Wiem, jak to jest marzyć o szalonych rzeczach, a później starać się to realizować.
Dobrze trafiłeś z tym pytaniem. Tu na szczęście faworyt pokrywa się z tym, komu kibicuję. Słowenia ma świetnych lotników i ogromne szans na zwycięstwo. Będę im dopingował, żeby tak się stało.
Z każdym dniem rywalizacji wszystko zaczyna się od nowa. W porządku, może nie wychodzi wam w Pucharze Świata, chcieliście więcej na igrzyskach w Pekinie, a mistrzostwa świata w lotach w Vikersund na razie nie są dla was udane. Może jednak zaczniecie od zera i wszystko wskoczy na swoje miejsce? W takich przypadkach zawsze przypominam sobie nasz brązowy medal z MŚ w Oslo w 2011 roku. Nikt na nas nie stawiał, ale jednak stanęliśmy na podium. Tego wam życzę.
Na ten moment jestem usatysfakcjonowany. Robię to, co kocham. Widzę w tym siebie w dłuższym okresie, chciałbym się rozwijać jako trener. Nie wiem jednak, co szykuje dla mnie przyszłość.