Pierwszy taki mistrz świata od 26 lat! Tak wygrywało tylko dwóch innych skoczków w historii

Jakub Balcerski
Marius Lindvik nigdy nie był najlepszym lotnikiem, na poprzednich mistrzostwach świata w lotach był w stanie nawet odpuścić ten start, bo nie czuł się odpowiednio pewnie, żeby skakać na mamuciej skoczni w Planicy. W tym sezonie jego skoki weszły jednak na inny, wyższy poziom i po złocie igrzysk w Pekinie, przyszedł czas na pod wieloma względami wyjątkowe zwycięstwo w MŚ w Vikersund.

Kolejne złoto Mariusa Lindvika. Po wielkim sukcesie na igrzyskach olimpijskich w Pekinie, gdzie sprawdził się w roli faworyta konkursu na dużej skoczni, teraz przyszedł czas na wygraną w mistrzostwach świata w lotach. I to u siebie, na norweskim mamucie w Vikersund.

Zobacz wideo "Mamy teraz taki sezon, jak w 2014/2015"

Na ostatnich MŚ nie był gotowy na loty. Teraz zdobył złoto

Nieco ponad rok temu Lindvik przed mistrzostwami świata w lotach zszokował świat skoków. - Ciężko pracowałem, aby odzyskać pewność siebie w skokach i czuję, że jestem na dobrej drodze. Ale teraz musiałem być ze sobą szczery i w tej chwili czuję, że nie mam na tyle siły psychicznej, żeby skakać na mamucie - oznajmił skoczek cytowany przez norweską federację na początku grudnia i wycofał się ze startu w zawodach w Planicy. Wielu go nie rozumiało, ale od trenera Alexandra Stoeckla dostał pełne wsparcie. 

Lindvik nigdy nie był jednak lotnikiem. Jego najlepszym wynikiem na mamucich skoczniach w Pucharze Świata pozostaje dziesiąte miejsce w Bad Mitterndorf z 2020 roku. W ostatnim startem w zawodach lotów przed tegorocznymi MŚ ani razu nie awansował do drugiej serii w Planicy w marcu zeszłego roku. A jednak w tym sezonie osiągnął tak wielką formę, że i w lotach okazał się najlepszy. Na Vikersundbakken w piątek i sobotę pokonał Słoweńca Timiego Zajca i Austriaka Stefana Krafta.

Wcześniej złoto igrzysk i MŚ w lotach w jednym sezonie wygrywali tylko Funaki i Ammann

To dopiero trzeci przypadek w historii, gdy jeden zawodnik zgarnia złoty medal igrzysk olimpijskich i złoto mistrzostw świata w lotach w tym samym sezonie. Wcześniej dokonywali tego Kazuyoshi Funaki w 1998 roku - podczas igrzysk w Nagano oraz MŚ w Oberstdorfie i Simon Ammann w 2010 roku - w igrzyskach w Vancouver i MŚ w Planicy. 

W tym sezonie Lindvik był prawdopodobnie najrówniejszym zawodnikiem na najważniejszych imprezach w całej stawce: w Turnieju Czterech Skoczni znalazł się tylko za Ryoyu Kobayashim, nie zawiódł na igrzyskach w Pekinie, a teraz znakomicie zaprezentował się także na MŚ w lotach, które do tej pory nie były jego najsilniejszą stroną. 

- Skakał jak nakręcony. W treningach tak dobrze nie było, ale potem potrafił się skoncentrować i te skoki były perfekcyjne. Nie zawsze miał odpowiednie, korzystne warunki, w niektórych próbach nawet mu wyraźnie nie pomagały, a i tak prezentował się rewelacyjnie - opisał skoki Lindvika w Vikersund Adam Małysz w studiu Telewizji Polskiej po ostatniej, czwartej serii rywalizacji.

Lindvik dał radość rodzinie i przyjaciołom. Jego ojciec i były trener mieli rację

Wyjątkowy jest także fakt, że Lindvik to pierwszy od 26 lat zwycięzca mistrzostw z kadry gospodarzy. Ostatnim takim mistrzem był Andreas Goldberger. Austriak w 1996 roku zdobył złoto na obiekcie Kulm w Bad Mitterndorf przed Janne Ahonenem i Urbanem Francem. 

Zawody w Vikersund sprawiły, że szansę śledzenia jego sukcesu na żywo dostał 42-osobowy zespół złożony z członków jego rodziny, przyjaciół i znajomych, którzy pod dowództwem taty Mariusa, Tronda Lindvika wypożyczyli busa i przyjechali na pięć dni kibicowania pod mamutem. - Po piątkowych seriach mocno go przytuliłem, pogratulowałem dwóch świetnych skoków i poleciłem, żeby zresetował głowę i przygotował się dobrze na jutro - mówił portalowi dziennika VG Trond Lindvik. - Jest bardzo spokojną i rozsądną osobą, która nigdy na nic się nie oburza. Kiedy wjeżdża na górę skoczni, wchodzi do swojej własnej bańki i dokładnie wie, co zrobić. Jest silny mentalnie, daje sobie radę w każdej trudnej sytuacji. Wierzę, że zachowa odpowiednie podejście do drugiej serii - dodał. 

I się nie pomylił. Tak samo, jak jeden z trenerów norweskich skoczków z grupy Kollenhopp z Oslo, Marius Huse. - Jego ułożenie ciała i to, jak prowadzi narty tuż za progiem, to coś niemożliwego do skopiowania - przekonywał szkoleniowiec kilka tygodni temu w rozmowie ze Sport.pl. - Widać, że skacze inaczej od pozostałych Norwegów. Ma wyjątkowego powera w nogach, widać, jak odchodzi od nart w powietrzu. Jest pod tym względem świetny - opisywał Lindvika Małysz dla TVP

Wygląda na to, że skoki narciarskie doczekały się kolejnego zawodnika gotowego na wielkie sukcesy, który powinien pokazywać się ze świetnej strony także w kolejnych latach. To teraz największe wyzwanie dla Norwega: potwierdzić, że ten sezon to nie przypadek i że nie przepadnie wśród innych talentów. Po igrzyskach olimpijskich napisaliśmy: "Lindvik ma wszystko, żeby wyznaczać trendy. I żeby to rywale zastanawiali się, jak go dogonić". Nic się nie zmieniło. Chyba że rywale już mają problem z tym, żeby go rozgryźć i właśnie się tym zajmują.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.