Było to 14 marca 2009 roku. Tego dnia na skoczni w Vikersund odbywał się konkurs drużynowy Pucharu Świata. Znakomicie dysponowany Gregor Schlierenzauer w pierwszej serii skoczył 213 metrów, ale upadł. W drugiej serii, w której zdecydowali prowadzili Austriacy (skakali w składzie: Schlierenzaurer, Martin Koch, Wolfgang Loitzl i Thomas Morgenstern). Tylko kataklizm mógł sprawić, by Austria nie wygrała tego konkursu drużynowego.
Jury konkursu zdecydowało się ustawić w tej serii wysoką, dziesiątą belkę startową. Przy bardzo korzystnych warunkach wietrznych Gregor Schlierenzauer oddał znakomity skok. Poleciał na odległość aż 224 metrów. Znów jednak skoku nie ustał. Dwa upadki w ciągu jednego konkursu tego samego skoczka, to absolutna rzadkość. Takie coś przytrafiło się jednak Austriakowi.
Na szczęście nic mu się nie stało. Upadł, ale błyskawicznie wstał. Nie ukrywał jednak swojego oburzenia. Schlierenzauer bardzo wymownym gestem pokazał organizatorom, żeby "puknęli się w czoło".
- Pięknie, pięknie, ale znów z upadkiem. Walczył o odległość. Niesamowity jest. Nie kalkulował, nie skoczył zachowawczo. Tym razem od razu po lądowaniu nie utrzymał równowagi. Dwa upadki w jednym konkursie to się nieczęsto zdarza. Schlierenzauerowi chyba nigdy w karierze się nie przytrafiło. Nie wiem do kogo teraz ma pretensje. Musi jutro skakać trochę odważniej. Zapowiada się piękna walka w konkursie indywidualnym - mówił po jego skoku komentator Eurosportu.
- Pierwszy skok był bardzo dobry i bardzo się z niego cieszyłem. Później pomyślałem, że mogłem wykonać telemark i to mnie zgubiło. To był klasyczny upadek, nic mi się nie stało - skomentował Schlierenzauer. O drugiej próbie nie chciał się już wypowiadać.
Jak zareagowano na jego gest w stronę sędziów?
– Rozumiem jego reakcję. Loty narciarskie wywołują największe emocje. Gregor miał za wysoką prędkość na progu, dlatego nie ustał skoku - przyznał Alexander Pointner, trener Austriaków. - To był brzydki gest. Tak się nie robi. Gregor powinien zachować swoje odczucia dla siebie - powiedział Adam Małysz - czytamy w "Fakcie".
Austriacy wygrali te zawody, wyprzedzając o ponad czterdzieści punktów Finów. Trzecie miejsce zajęli Norwegowie, a Polacy byli na siódmej pozycji.
Kilka tygodni później Schlierenzauer znów upadł. Testując nowy sprzęt w Ramsau, upadł przy lądowaniu i zerwał więzadło w prawym kolanie. Kontuzja była na tyle poważna, że Austriak został operowany w klinice w Hochrum. - Operacja była konieczna, gdyż więzadła krzyżowe rozeszły się o prawie centymetr. W tym przypadku, tradycyjne leczenie nie przyniosłoby żadnych efektów - mówił lekarz Wulf Glötzer.
Eksperci sądzili, że być może na kontuzję Austriaka miały też dwa upadki w Vikersund. - Upadki w Vikersund nie miały na pewno na to wpływu. Po prostu teraz zatrzymał go świeży śnieg, który spowodował, że narta odjechała w bok - tłumaczył trener Harald Haim.
- Każdy zawodnik jest inny, ale tacy jak Gregor są potrzebni. Niektórzy nie potrafią głośno wyrazić swojej opinii, a on potrafił mówić otwarcie - mówił o Schlierenzauerze Adam Małysz we wrześniu ubiegłego roku dla portalu sportsinwinter.pl. - Zawsze zostawiał na skoczni sto procent, więc wymagał od innych tego samego - mówił Werner Schuster.
- Zatem kiedy widział, że ktoś popełnia głupie błędy tak, jak choćby FIS, to o tym mówił. Im jesteś starszy, tym częściej myślisz o tych błędach. Gdy jesteś młodym zawodnikiem, chcesz po prostu wygrywać. Potem wszystko się zmienia i tak samo było z Gregorem. Być może to jest także powód, dla którego nie był w Austrii tak lubiany jak Morgenstern i inni. Ale dla mnie liczy się, że gdy usiądziesz z nim w cztery oczy, to uzyskujesz kontakt z innym człowiekiem, niż kreują go media. W pewnym momencie zbudował mur pomiędzy sobą i resztą świata. Ale gdy się go pozna, to staje się zwyczajnie miłym gościem - dodawał szkoleniowiec w tekście Piotra Majchrzaka, dziennikarza sport.pl.
We wrześniu ubiegłego roku Schlierenzauer podjął decyzję, o której myślał już od wielu miesięcy. Pozostał wielkim, wręcz legendarnym, ale niespełnionym zawodnikiem, który po latach zwycięstw w Pucharze Świata nie zdołał wrócić na szczyt, choć tak bardzo tego pragnął.
- Mówił: "Trenuję, żeby wygrywać, a nie, żeby być czwarty, czy siódmy. Będę zwyciężał". Odpowiadałem, że musi być cierpliwy. A on wciąż próbował jednak wykonać dwa kroki tam, gdzie potrzebował jednego - mówi o ostatnich sezonach kariery Gregora Schlierenzauera jego były trener, Werner Schuster w rozmowie ze sport.pl.
Schlierenzauer wygrał 53 konkursy Pucharu Świata i jeśli ktoś nie za bardzo śledzi skoki narciarskie, to może pomyśleć, że pozostałych miejsc na podium ma drugie tyle. Nic bardziej mylnego. Łącznie ma ich "tylko" 88, czyli zaledwie 35 więcej niż zwycięstw - pisał a Austriaku Jakub Balcerski, dziennikarz sport.pl.