Tłum skoczków ruszył do zwycięzcy. Polały się łzy. 346 dni temu nie wiedzieli, czy przeżyje upadek

Jego historia nadawałaby się na dobry film. Daniel Andre Tande w marcu 2021 roku walczył o życie po feralnym upadku w Planicy. Niemal rok później wygrał konkurs Pucharu Świata w Oslo. - Nie spodziewałem się nawet, że tej zimy będę blisko podium - powiedział w niedzielę norweskim mediom Norweg.

Niedzielny konkurs w Oslo odbywał się przy zmiennych warunkach. Wiatr miał spory wpływ na osiągane rezultaty. W tej aurze najlepszy okazał się Daniel Andre Tande, który wyprzedził Anze Laniska i Stefana Krafta.

Zobacz wideo "Mamy teraz taki sezon, jak w 2014/2015"

Z gratulacjami dla zwycięzcy z Norwegii ruszyło wielu rywali. Wszyscy rozumieli, jak wiele ten wynik znaczy dla tego skoczka.

Tande wygrał prawie rok po feralnym upadku w Planicy. "Nie wierzę"

Historia norweskiego skoczka jest niesamowita. Wygrał dokładnie 346 dni po tym, jak jego życie zawisło na włosku. 25 marca 2021 roku słoweńskie służby medyczne musiały reanimować Tandego po tym, jak tuż za progiem skoczni w Planicy popełnił błąd i z prędkością ponad 100 km/h uderzył w zeskok. Po przewiezieniu do szpitala w Lublanie norweski skoczek był utrzymywany w stanie śpiączki farmakologicznej. Początkowo wszyscy obawialiśmy się o jego życie.

Krew w żyłach mroziły słowa Niemca Karla Geigera, który tuż po swoim skoku w serii próbnej chciał się dowiedzieć, jaki jest stan Norwega. - Powiedzieli, że nie wiedzą, czy przeżyje. Mam nadzieje, że Tande będzie wkrótce z nami i nie dozna trwałych uszkodzeń. To bardzo miły facet. To tragiczne - mówił w ZDF.

Zdjęcia ze skoczni pokazywały, że tuż po wypadku został użyty resuscytator i sprzęt do reanimacji. Potwierdził to norweski dyrektor sportowy Clas Brede Braathen w rozmowie z TVP Sport. - Tuż po upadku Daniel był reanimowany. Wyglądało to dramatycznie. Wielki szacunek dla FIS i obsługi medycznej za profesjonalne działanie - mówił.

Tande ze szpitala wyszedł 13 kwietnia, czekała go długa rehabilitacja. Na skocznie wrócił dopiero w ostatnim tygodniu sierpnia. Stopniowo wracał do pełni sił. W grudniu stanął już na podium Pucharu Świata w Klingenthal. Po niedzielnym zwycięstwie w Oslo płakał i nie mógł uwierzyć. - To jest niesamowite. Nie wiem, nie wierzę. Nie spodziewałem się nawet, że tej zimy będę blisko podium - powiedział Tande w rozmowie z norweską telewizją NRK. - To, że w Klingenthal byłem drugi było już w samo nienormalne - dodał jeszcze.

- To, że Daniel wygrywa tutaj po wszystkim, co wydarzyło się od czasu Planicy, jest absolutnie fantastyczne - ocenił wyraźnie wzruszony Alexander Stoeckl, trener norweskiej kadry. Zresztą całą drużyna miała łzy w oczach. - Ta historia tutaj... nie da się zrobić nawet takich filmów. Nie, nie mam teraz wiele do powiedzenia, przepraszam - mówił poruszony dyrektor norweskiej drużyny, Clas Brede Brathen.

Przed Danielem Andre Tande kolejne ważne wyzwanie. Chodzi o rozpoczynające się w czwartek mistrzostwa świata w lotach narciarskich. Dla niego będzie to oznaczało pierwsze skoki na mamucim obiekcie po wypadku w Słowenii. Dobra forma powinna dodać mu pewności. W przeszłości był przecież znakomitym lotnikiem. Cztery lata temu w Oberstdorfie sięgnął po tytuł mistrza świata w tej profesji. W Vikersund znów będzie w gronie faworytów. 

Więcej o:
Copyright © Agora SA