W pierwszej serii w trudnych warunkach Stoch pofrunął 129,5 metra i sędziowie ocenili ten skok aż na 58 punktów za styl. Ba, jeden z sędziów dał Polakowi nawet notę marzeń, czyli dwadzieścia punktów. Skok skakał przy lekkim wietrze w plecy i miał dodane punkty, dlatego kolejni rywale, którzy skakali już z wiatrem pod narty mieli ogromne problemy z wyprzedzeniem Polaka. Ostatecznie Stoch prowadził po pierwszej serii i miał 1,6 pkt przewagi nad Stefanem Kraftem (131,5 metra).
Radość Stocha i kibiców nie trwała jednak długo, bo w drugiej serii skok Stochowi kompletnie nie wyszedł. Nasz skoczek potrzebował około 130 metrów, by wygrać niedzielne zawody i pierwszy raz w historii zwyciężyć w Oslo. Niestety, tuż po wyjściu z progu widać było, jak skoczkowi w powietrzu zderzyły się narty, przez co na pewno wytracił dużo prędkości. Dodatkowo Stoch wyszedł chyba za wysoko w górę i szybko zaczął spadać. Ostatecznie poleciał tylko 118 metrów i spadł na...15. miejsce.
- Dzisiaj nie miałem większych oczekiwań, ale szansa była. Trochę szczęścia dopisało i dobrze się poukładało. Nie umiem sobie z tym wszystkim poradzić. Nie umiem wykorzystać szans, które się przede mną otwierają. Nie wiem, czemu tak jest. Nie da się wyłączyć myślenia. Wiem, nad czym mam się skupić i co potrzebuje zrobić. Problem jest tak taki, że nie umiem skoczyć dwóch skoków. Nie potrafię tego zrobić, to mnie najbardziej boli. Nie wiem czym to usprawiedliwić. Mam wszystko, a zawodzę - powiedział w Eurosporcie zdruzgotany Kamil Stoch. Widać było po nim, że kolejny raz jest niesamowicie przygaszony.
Na pytanie Kacpra Merka, czy spóźnił ten skok, odpowiedział bezradnie, że trzeba zapytać trenerów, bo on już sam nie wie.
Zresztą nie trudno się Stochowi dziwić, bo to trzeci raz w ostatnich tygodniach, gdy skoczek nie wykorzystuje bardzo dużej szansy na podium. Najpierw dwukrotnie na igrzyskach olimpijskich w Chinach, a teraz na legendarnej skoczni w Oslo.
- Za bardzo spóźniony skok, Kamil został nad nartami. Wytracił prędkość w locie i tak się skończyło - powiedział Michal Doleżal w Eurosporcie. Niestety, Stoch nie jest stabilny w tym sezonie, co najlepiej pokazują wyniki ostatnich serii. Z drugiej strony można odnieść wrażenie, że powtórki nie do końca to pokazują i trudno dopatrywać się jakoś bardzo spóźnionego skoku. Spóźnienie nie wyniosło więcej niż pół metra. Problemów raczej należy szukać w pozycji najazdowej, bo pokazują to liczby. Być może Doleżal nie miał po prostu okazji na zobaczenie powtórki po skoku.
W sobotę zapytaliśmy Jana Szturca jak on swoim okiem oceni błędy Stocha. - U Kamila brakuje stabilności pozycji dojazdowej i jeżeli utrzymałby aktywną pozycję dojazdu, to potrafi wykorzystać to, co ma w nogach. Jeśli zaś jest mniej aktywny, to przy wyjściu z progu robi przyruch, który sprawia, że biodro nie wychodzi z progu nad nartę, a zostaje z tyłu. Później przekłada się to na to, że brakuje prędkości przelotowej i zawodnik za szybko spada w drugiej fazie lotu.
I wydaje się, że tym razem też pozycja najazdowa miała ogromne znaczenie. Najlepiej pokazuje to prędkość najazdowa Stocha. - Stoch pojechał z 14. belki (88,0 km/h) wyraźnie wolniej niż z 13. belki w 1 serii (88,3 km/h). Tu już widząc prędkość, trudno było mieć nadzieję na podium - wylicza localSJresults.