Rewolucja w polskich skokach? Małysz zapowiada zmiany. I naciska na Doleżala

Jakub Balcerski
- Gdzieś został popełniony błąd i do dzisiaj szukamy odpowiedzi na to, gdzie. Michal Doleżal na razie jej nie podał. Chcemy ją poznać teraz i musi być konkretna - mówi Sport.pl Adam Małysz i zapowiada zmiany po sezonie. Wskazuje też, w jakim kierunku w przyszłości mają pójść polskie skoki.

Polskie skoki narciarskie po sezonie 2021/2022 czekają wielkie zmiany. Porównując to do poprzednich lat, można je nazwać nawet rewolucją. Nie wiadomo jeszcze, jakie konkretne decyzje zapadną w Polskim Związku Narciarskim, ale Adam Małysz nie kryje już, że potrzeba odświeżenia sztabu szkoleniowego i to nie tylko w kadrze narodowej skoczków.

W rozmowie ze Sport.pl Małysz mówi o obecnej formie polskich skoczków, ale także sporo o ich przyszłości, czy tym, jakie decyzje mogą zapaść wiosną. 

Zobacz wideo "Mamy teraz taki sezon, jak w 2014/2015"

Jakub Balcerski: Za nami większość turnieju Raw Air. Dawid Kubacki w sobotę po pierwszej serii konkursu w Oslo był blisko walki o podium, ale skończył na osiemnastym miejscu po słabym drugim skoku. Jak go pan oceni?

Adam Małysz: Troszkę po staremu skoczył Dawid. Nartka mu się z tyłu skrzyżowała, nie wyszła. Później musiał na nią poczekać i już wytracił całą prędkość w locie. Dziwnie to wszystko wygląda naprawdę, bo jest w porządku na treningach, ale przychodzą zawody i znowu pojawiają się problemy. Zdarzają się pojedyncze dobre skoki, ale to nawet u Kamila nie jest poziom takich topowych prób. 

Pozytywny akcent to pewnie Paweł Wąsek, którego wynik był najlepszy w sezonie - był czternasty. 

U Pawła obydwa skoki wyglądały dobrze. To trzeba uznać za bardzo pozytywny znak. Jego dyspozycja zdecydowanie na plus.

Niektórzy mówią, że skacze podobnie do Kamila Stocha, pan by się z tym zgodził?

Paweł na pewno skacze ładnie. Stylowo, robi świetny telemark. Pod tym względem tak, ale mają trochę inną budowę ciała, więc różni się u nich choćby odbicie. Fajnie, że Paweł poprawia jeszcze te wyniki, bo to powinno dać mu takiego kopa. Kiedy gdzieś to zaskoczy, robisz punkty i pojawiają się coraz lepsze pozycje w zawodach, to zaczynasz się zadamawiać w czołówce. Liczę, że tu będzie podobnie. 

Jak było z Piotrem Żyłą po mikście? W piątek wyglądał, jakby skoki mało go obchodziło, co zabolało nas, ale widziałem, że podobnie zareagowali na tę sytuację kibice. Pan zareagował tak samo?

Trochę tak. W ogóle dziwię się, że te dwa skoki w mikście były ich - Kamila i Piotrka - pierwszymi na tej skoczni. Że nie poszli na żaden trening, bo to przecież zapoznanie ze skocznią. To mnie zdziwiło. Ich skoki też później tak wyglądały - nie w stu procentach na full. Jeśli tak słabo prezentują się dziewczyny, to pewnie nie jest łatwo znaleźć motywację, ale mimo wszystko zawodnik nigdy nie chce źle dla swojej drużyny. A tu wyglądało to tak: jak będzie, tak będzie. 

Przed nami jeszcze końcówka Raw Air, mistrzostwa świata w lotach i finisz Pucharu Świata, ale zaczynają się pytania pod kątem przyszłości polskich skoków. Zwłaszcza sztabu kadry. Wiem, że rozmawiacie już wewnętrznie, a pierwsze wnioski już się nasuwają?

Rozmowy trwają cały czas w sprawie obu kadr - mężczyzn i kobiet. Na pewno niedługo czeka mnie rozmowa z Michalem Doleżalem, bo jadę na mistrzostwa świata w lotach w Vikersund. Chcę zapytać o to, jak on to dalej widzi, jakie ma pomysły i to wszystko przedyskutować. Zobaczymy. Musimy jakoś zareagować po sezonie i to wiemy. Tylko on musi się zakończyć. Wtedy nadejdzie czas rozliczeń i decyzji. 

Padły dwa nazwiska w Polskim Związku Narciarskim, które zostały przekazane dziennikarzom: Mika Kojonkoski i Maciej Maciusiak. Prezes Apoloniusz Tajner potwierdził, że rozważacie możliwość zatrudnienia ich w roli głównego trenera, jeśli zdecydujecie się na zmianę. U pana są wysoko na liście możliwych rozwiązań?

Tych nazwisk jest zdecydowanie więcej. Padało ich sporo - część na samo zastanowienie się, co w ich przypadku jest najważniejsze i jakie mogą mieć atuty. Jest czas, żebyśmy jako związek pracowali nad tym, co najlepiej zrobić. Co zrobić, żeby to zadziałało, a nie żeby wykonać zmianę dla samej zmiany. Chodzi nie tylko o to, co wydarzyło się w tym roku, o wyniki kadry, ale też o przyszłość i to przede wszystkim tych młodych zawodników. Wiemy doskonale, że na tym też musimy się bardzo skupić. 

Rozmawiamy w Zakopanem, tu najlepsze wyniki podczas mistrzostw świata juniorów to trzynaste miejsce Jana Habdasa indywidualnie i piąte drużynowo. Wielkiego powiewu optymizmu chyba nie ma?

Tutaj trzeba byłoby skoczyć osiem naprawdę dalekich skoków, żeby walczyć o coś więcej z Austriakami, Norwegami, Niemcami, czy nawet Słoweńcami, którzy byli bezpośrednio przed nami. U nas były jakieś pojedyncze błędy przez całe zawody, ale nie jest aż tak źle, to nie jest słaby wynik. Z drugiej strony, niewiele brakowało, a mogłoby nas nawet nie być w drugiej serii. Wtedy nie byłoby to już takie łatwe do ocenienia.

Jak pan widzi przyszłość polskich skoków? Sam pan powtarzał wcześniej, że się o nią boi. Po mistrzostwach świata juniorów dużo spokoju raczej nie przybyło.

Zdecydowanie, chciałoby się dużo więcej. Wiemy, że ten sezon był z dużymi perturbacjami. Przecież pierwszym trenerem kadry miał być Zbyszek Klimowski, który na szczęście przeżył w ogóle zakażenie koronawirusem. Jego rolę przejął Daniel Kwiatkowski i patrząc na to, jak to wyglądało przed zimą, wydawało się, że jest naprawdę dobrze. Chłopaki wyglądali nieźle. Później nastąpiło jakieś załamanie. I to wszędzie, praktycznie u wszystkich naszych skoczków. 

Gdzieś został popełniony błąd i my do dzisiaj szukamy odpowiedzi na to, gdzie. Nie dostaliśmy jej na razie od Michala, który w zasadzie rządzi naszymi skokami, więc będziemy chcieli ją poznać teraz. Musi być konkretna. Czekamy na nią i chcemy podjąć konkretne działania, żeby tę przyczynę wyeliminować na stałe. Jako związek do tej pory nie mogliśmy reagować za bardzo. Oczywiście, moje słowa i reakcje często były mocne, ale chciałem zwłaszcza naszych szkoleniowców opamiętać. Wskazać, żeby reagowali szybciej na pewne rzeczy. Często już nie tylko my, ale i opinia publiczna widziała, że robili wiele rzeczy za wolno.

Jak wygląda to w kadrze kobiet? Z Łukaszem Kruczkiem jesteście już po pewnych ustaleniach? Wygląda na to, że poza słabymi wynikami, źle jest także wewnątrz grupy.

Tak. Dopiero w ostatnim czasie dowiedziałem się, jak spore są to problemy pod względem komunikacji i tego, co działo się w środku kadry. Po igrzyskach odezwały się dziewczyny, zaczął też o wszystkim mówić sztab. Wiem, że Łukasz chciałby dalej prowadzić tę kadrę, ale jak będzie, to okaże się po sezonie. Zbierze się zarząd i podejmiemy odpowiednie kroki. Głównym problemem jest teraz to, jak mało mamy zawodniczek. W takiej sytuacji zawsze będzie ciężko, ale teraz poziom obniżył się aż za bardzo. 

O jakich koncepcjach na polskie skoki kobiet mówimy? W środowisku pojawił się pomysł podzielenia kadry na dwa okręgi - zapewne Beskidy w Szczyrku i Tatry, czyli Zakopane. To dobra myśl?

Nie jestem do niej przekonany. Trudno powiedzieć, jak miałoby to funkcjonować, bo dzieląc to na Szczyrk i Zakopane, dziwnie wyglądałby nawet wybór zawodniczek na zawody. Nie zawsze byłby miarodajny, a to też dość ważne. Tutaj trzeba byłoby raczej zmiany pod kątem trenerskiego doświadczenia. Rzuciliśmy Łukasza na bardzo głęboką wodę, bo on nigdy wcześniej nie pracował z kobietami. On sam się przekonał, że to zupełnie co innego niż praca w męskich skokach. 

Zatem możliwe, że sięgniecie po kogoś z zagranicy?

Na pewno o tym myślimy, ale żadnej decyzji jeszcze nie podjęliśmy.

Więcej o:
Copyright © Agora SA