Trener polskich skoczków jasno o swojej przyszłości. Czas na ruch PZN

Jakub Balcerski
Przed ostatnią grupą pierwszej serii były żarty o wypowiedzeniu dla trenera, po awansie do finałowej serii ulga, a po całym konkursie drużynowym mistrzostw świata juniorów skończonym przez polskich skoczków na piątym miejscu pewien niedosyt. Bo to jednocześnie cel minimum i maksimum. - Pewnie, że chciałoby się więcej - mówi Sport.pl trener kadry juniorów, Daniel Kwiatkowski, który potwierdza, że po sezonie chciałby pozostać na stanowisku.

101 punktów - tyle do medalu w konkursie drużynowym na mistrzostwach świata juniorów stracili polscy skoczkowie, którzy zajęli w nim piąte miejsce.

Świetnie zaprezentował się zwłaszcza Jan Habdas (100 i 99 metrów), który indywidualnie byłby szósty, a skład drużyny dopełnili sklasyfikowany jako 23. Adam Niżnik (91,5 i 95 metrów), 24. Tymoteusz Amilkiewicz (90,5 i 91,5 metra) i 30. Arkadiusz Jojko (91 i 87,5 metra). Złoto trafiło do Austriaków, srebro do Norwegów, a brązowe medale zdobyli Niemcy.

Zobacz wideo "Mamy teraz taki sezon, jak w 2014/2015"

Były nerwy i żarty o wypowiedzeniu dla trenera, ale Habdas dźwignął ciężar wyniku Polaków

W trakcie konkursu występ Polaków przynosił bardzo skrajne emocje - do samego końca pierwszej serii różnice pomiędzy poszczególnymi reprezentacjami były na tyle niewielkie, że zawodnicy trenera Daniela Kwiatkowskiego nie mogli być pewni awansu do finału. Zaczęły się nerwowe uśmiechy i żarty wśród działaczy, że szkoleniowiec w takim wypadku nie ma po co wracać z wieży, a co najwyżej po wypowiedzenie. 

Ciężar wyniku polskiej kadry na plecy wziął jednak Jan Habdas, który wyprowadził Polskę na piąte miejsce z przewagą 12,1 punktu nad dziewiątą Finlandią, która nie weszła do finałowej "ósemki". Nie brakowało zatem wiele do wyniku, którego nikt nie mógłby wówczas uznać za zadowalający. - Pewnie, że serce zabiło mocniej. Ale znamy możliwości Janka, a ja już od dzisiejszych imitacji widziałem, że jest naprawdę dobrze. Po pierwszym skoku był bardzo pewny siebie, w drugiej serii potwierdził, że potrafi wejść na wysoki poziom - mówił Sport.pl po konkursie Daniel Kwiatkowski. Ostatecznie Habdas ponownie musiał pomóc kadrze - w drugiej serii Polacy w ostatniej grupie awansowali z szóstego na piąte miejsce i na nim zakończyli zawody. Pomogła też dobra próba Adama Niżnika w drugiej serii. Nieco poniżej oczekiwań prezentowali się Tymoteusz Amilkiewicz i Arkadiusz Jojko.

Piąte miejsce Polaków to realizacja celu minimum i maksimum. "Musimy patrzeć realnie"

Po zawodach jest pewien niedosyt. Bo piąte miejsce było zarówno celem minimum, jak i maksimum. Niższa pozycja byłaby trudna do zaakceptowania, a z drugiej strony kadry, które uplasowały się wyżej, wyraźnie Polakom odskoczyły. - Na tę chwilę to realne miejsce, na które mogliśmy liczyć. Jeszcze przed konkursem myślałem, że może powalczymy o "czwórkę", ale wszyscy medaliści i Słoweńcy szybko zgromadzili na tyle dużą przewagę, że trudno było myśleć o czymś więcej. Choć oczywiście zawsze chciałoby się więcej - opisał Kwiatkowski. 

- Musimy patrzeć realnie, jak to wyglądało w tym sezonie, ale także jak w poprzednich. Wcześniej był Covid i chłopaki w zasadzie nie mieli wielkich możliwości, żeby trenować. Postawiliśmy na to, żeby startować, nie odpuszczać zawodów i oswajać się z presją. Uważam, że teraz może wyniki w pełni tego nie oddają, ale zawodnicy zrobili pewien postęp. Większość z nich nie miała punktów w FIS Cupie, czy Pucharze Kontynentalnym, a obecnie w kadrze mamy sześciu punktujących w drugiej i dziesięciu w trzeciej lidze. Wiadomo, że to nie są jakieś zawrotne liczby, ale w skokach nie da się pewnych rzeczy przeskoczyć. Według mnie trzeba to robić powoli - tłumaczy trener, gdy pytamy o kwestię rozwoju jego zawodników. 

Trener juniorów deklaruje: Mamy wizję, chcemy zostać

W ostatnich miesiącach dużo mówi się o dużych problemach, jakie polskie skoki mogą mieć w kontekście przyszłości. Co sądzi o niej trener kadry juniorów? - Faktycznie nie dostaliśmy potwierdzenia, że ona może być widziana w jasnych barwach. Ale przecież nie powiem, że nie chcę tego widzieć. Jestem w pełni przekonany, że do takich sygnałów dojdziemy. Wierzymy w naszych zawodników, widzimy ich postęp i chęć do pracy. To ta chęć jest najważniejsza. Że mają zapał do pracy i własne ambicje. Wiem, powiem oklepane stwierdzenie: potrzebujemy cierpliwości. Zbudowanie bazy pod tę kadrę zajmuje trochę czasu.  Jako sztab robimy, co możemy. Czasem jest lepiej, czasem gorzej - wskazał Daniel Kwiatkowski. 

Szkoleniowiec i jego sztab chcieliby pozostać na kolejny sezon pracy z kadrą juniorów. - Mamy wizję, oczywiście, że chcemy zostać. Jeśli tylko będzie taka możliwość, to bardzo chętnie podejmiemy się takiego wyzwania. Niestety nie od nas to zależy i musimy czekać na rozwój wydarzeń, ale wiemy, co chcemy dalej robić. Po tym sezonie już nasuwają nam się pewne rzeczy, które powinniśmy poprawić. Zobaczymy, czy to my będziemy nad tym pracować - stwierdził Kwiatkowski. Teraz czas na ruch Polskiego Związku Narciarskiego, który musi zdecydować, czy będzie kontynuował pracę w tej samej roli w przyszłym sezonie.

Przed polskimi skoczkami na MŚJ w Zakopanem jeszcze rywalizacja drużyn mieszanych. Konkurs mikstów zaplanowano na niedzielę. Polska wystąpi w nim w składzie Sara Tajner, Adam Niżnik, Natalia Słowik i Jan Habdas.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.