Nadchodzi kryzys w polskich skokach. Tym razem trudno zaufać Tajnerowi

Piotr Majchrzak
Podczas igrzysk w Mediolanie w 2026 roku najlepsi obecnie polscy skoczkowie będą zbliżać się do czterdziestki. I choć średnia wieku w najważniejszych konkursach rośnie od lat, to pytanie o polską przyszłość na skoczniach jest zasadne. Kryzys jest prawdopodobny, choć u zawodników urodzonych już w XXI wieku widać potencjał. Wąsek, Pilch, Juroszek i Habdas - czy to jest nasza przyszłość?

"Czy to były twoje ostatnie igrzyska olimpijskie?" - to pytanie było jednym z podstawowych, które zadawano polskim skoczkom po olimpijskich konkursach. Twierdząco odpowiedział tylko Stefan Hula, który jednak zaznaczył, że kariery jeszcze nie kończy. W przypływie emocji o swoich ostatnich igrzyskach napisał na Instagramie Piotr Żyła, ale później z tych słów się wycofywał. O tak dalekiej przyszłości nie chce mówić Kamil Stoch, który zasłania się stwierdzeniem, że ma jeszcze swoje cele do zrealizowania.

Zobacz wideo Polskie skoczkie potrzebują zmian. Czy Doleżal odejdzie po tej zimie?

Już w 2018 roku o tym mówiono. W Chinach było lepiej niż sądziliśmy

Skoczkowie kluczą, a kibice oburzają się na dziennikarzy, że ci mają czelność dopytywać mistrzów o koniec olimpijskich karier. Są to jednak pytania naturalne i absolutnie zasadne. Wiadomo, że nikt nie wysyła naszych skoczków na emeryturę - niech 35-letni Stoch, jego rówieśnik Żyła oraz 32-letni Dawid Kubacki skaczą jak najlepiej i jak najdłużej. Jednocześnie warto zauważyć, że dwaj pierwsi podczas igrzysk w Mediolanie w 2026 roku będą zbliżali się do czterdziestki - poszukiwanie ich następców i zastanawianie się, na co będzie ich stać, jest naturalne.

Tym bardziej że przecież już w 2018 roku - gdy Stoch zdobywał złoty medal, a drużyna sięgała po brąz w Pjongczangu - pojawiały się obawy, że to ostatnie olimpijskie medale w skokach na bardzo długi czas. Już wtedy mówiło się, że za cztery lata w Pekinie członkowie najlepszej kadry w historii polskich skoków będą w schyłkowym okresie swoich karier. Dziś nie wiemy, czy medalowa drużyna jest dopiero na początku zmierzchu, czy już w jego zaawansowanej fazie. Ale to, że jej czas zaczyna dobiegać końca, jest jasne.

I to nawet pomimo faktu, że średnia wieku czołowych skoczków na świecie poszła bardzo mocno do góry. Jak wyliczył profil "Skoki narciarskie na wykresie i w liczbach" konkursy w Pekinie były pod tym względem rekordowe. Średnia wieku pierwszej trójki w konkursie na skoczni normalnej wyniosła 31,7 roku, a pierwszej szóstki - 31,3. To zdecydowanie najwyższe wartości w historii.

Z czego wynika długowieczność skoczków?

Na dużej skoczni średnia wieku pierwszej trójki była już zdecydowanie niższa, wyniosła 26,3 roku, ale niewiele brakowało, by mocno zawyżył ją czwarty w konkursie Stoch. Najbardziej wymowna jest jednak średnia wieku wszystkich 50 skoczków, którzy w Pekinie wzięli udział w konkursie na skoczni normalnej - to aż 27,3 roku, które wpisało się w tendencję widoczną od przełomu wieków:

Tabela średniej wieku na igrzyskach olimpijskichTabela średniej wieku na igrzyskach olimpijskich https://twitter.com/ski_excel

W ciągu 24 lat, na przestrzeni siedmiu igrzysk olimpijskich, średnia wieku skoczków podniosła się o aż 4,5 roku. Dziś już nie dziwią medale nestorów, jak choćby 42-letniego Noriakiego Kasaiego w 2014 roku w Soczi czy 37-letniego Manuela Fettnera w Pekinie. Medal 32-letniego Kubackiego jest przy tym absolutną normą.

Na wydłużenie karier skoczków wpływ mają większa świadomość sportowców, idealnie dopasowany trening czy odnowa biologiczna. Zmieniły się także same skoki narciarskie. Kiedyś zawodnik musiał pokonywać kilkaset schodów, by wejść na górę skoczni, a potem oddać skok. Teraz już wszędzie używa się wyciągów. Trening nie jest już tak nakierowany na siłę, jak kiedyś - dziś liczy się przede wszystkim dynamika, dlatego skoczkowie nie trenują z tak dużymi obciążeniami. To wszystko wpływa na długowieczność skoczków.

Kto po Stochu? Sam Stoch widzi wielki potencjał

Ale nawet pomimo tego ewidentnego trendu, nie możemy wykluczyć, że na kolejnych igrzyskach Stocha, Kubackiego i Żyły już jednak nie zobaczymy. Może się natomiast okazać, że legendarna dla nas skocznia w Predazzo, na której Adam Małysz wygrywał w 2003 roku dwa złote medale mistrzostw świata, a identyczny krążek wywalczył 10 lat później Kamil Stoch, teraz stanie się miejscem symbolicznego upadku polskich skoków. Że seria, podczas której biało-czerwoni skoczkowie zdobywali olimpijskie medale, zakończy się na czterech igrzyskach z rzędu.

I tak jak w 2003 roku w Predazzo Włosi pisali o polskim archaniele, który sfrunął z nieba, tak, jak 10 lat później wspominali wręcz o polskiej świątyni skoków, tak w 2026 roku może się okazać, że będą pisać o cmentarzysku. Bo w tym momencie naturalnych następców polskich gwiazd nie widać.

W tej chwili pierwszym w kolejce do ewentualnego przejęcia roli lidera w perspektywie kilku lat jest 23-letni Paweł Wąsek. W Pekinie zadebiutował na igrzyskach, w konkursie indywidualnym na dużej skoczni zajął 21. miejsce. W tym sezonie regularnie pokazuje się z dobrej strony - imponuje stylem lotu i lądowaniem. Pojawiają się nawet porównania do Stocha i dostrzega je sam mistrz. - Paweł jest na dobrej drodze, by być jednym z najlepszych w tej dyscyplinie - powiedział Stoch TVP Sport po konkursie drużynowym. 

Oczywiście droga do tego daleka i też dobrze wie o tym sam Stoch. On, zanim wskoczył na poziom mistrzowski, wiele razy przegrywał. Każdy widział, że ma wielki potencjał, ale pierwszy konkurs Pucharu Świata Stoch wygrał dopiero po sześciu latach regularnych startów. Uczył się na błędach, wyciągał wnioski, cierpliwie nabierał tzw. mentalności zwycięzcy. Wąsek jest na początku tej drogi, przed nim m.in. praca nad rozwojem fizycznym, bo w tej kwestii jest trochę do poprawienia.

Ale jeśli szukać młodszych polskich skoczków, którzy mogą wskoczyć do czołówki Pucharu Świata w perspektywie dwóch, trzech lat, to trzeba zaczynać od Wąska. Innych naturalnych następców nie widać. 

Trudno patrzeć tak optymistycznie jak prezes Tajner

Apoloniusz Tajner, prezes Polskiego Związku Narciarskiego, po przylocie kadry z Chin powiedział, że naturalnym następcą mistrzów jest Jakub Wolny. 26-letni skoczek ma świetne wspomnienia z Predazzo, gdzie w 2014 roku został mistrzem świata juniorów, ale od lat nie jest w stanie ustabilizować formy na poziomie światowej czołówki. Także ze względu na problemy ze zdrowiem - kontuzja zerwania więzadeł krzyżowych zatrzymała karierę skoczka na rok, potem pojawiły się problemy z plecami. Te zresztą dotknęły również Andrzeja Stękałę - i to po jego najlepszym w karierze sezonie 2020/2021. Obecnie 26-letni skoczek zalicza spory regres.

Wątpiąc w spektakularny progres Wolnego i Stękały trudno też wierzyć, że o sile polskich skoków mogą stanowić jeszcze 28-letni Klemens Murańka i Aleksander Zniszczoł. Obaj byli wyróżniającymi się juniorami, sięgali po medale. Wygląda jednak na to, że błyszczeli po prostu na tle słabszego rocznika. Wykazał to ostatnio profil "Skoki narciarskie na wykresie i w liczbach". Dziś z rocznika 1994 lepszych od Murańki i Zniszczoła w Pucharze Świata jest tylko dwóch zawodników. 

Kto może zastąpić gwiazdy polskich skoków?

Wiele wskazuje na to, że kolejne igrzyska będą przetarciem dla polskich debiutantów. Takimi przecież mogą być w 2026 roku Murańka, Zniszczoł, Stękała czy Wolny. W trakcie imprezy w Mediolanie każdy z nich będzie już po trzydziestce, ale dopiero wówczas może przydarzyć im się szansa debiutu na takiej imprezie. Z drugiej strony - możliwe, że żadnej z tej czwórki na igrzyskach w ogóle nie wystąpi, a olimpijskich debiutantów znajdziemy wśród dużo młodszych skoczków.

Gdyby kandydatów do przeskoczenia starszych kolegów szukać w tej chwili, to należałoby zwrócić się ku 18-letniemu Janowi Habdasowi, 20-letniemu Kacprowi Juroszkowi czy 21-letniemu Tomaszowi Pilchowi. Przed każdym z nich jeszcze bardzo długa, kręta i wyboista droga do czołówki, ale też każdy z nich pokazał już duży potencjał - Juroszek czy Pilch wygrywali zawody Pucharu Kontynentalnego. Całą trójkę łączy też to, że żaden z nich nie był cudownym dzieckiem skoków. Żaden nie musiał dźwigać ciężaru presji, pod którą ugiął się nastoletni Murańka. Habdas, Juroszek i Pilch nie mają też indywidualnych medali mistrzostw świata juniorów. Te z jednej strony byłyby potwierdzeniem potencjału i talentu, ale z drugiej, jak pokazuje przykład Wolnego, niczego oczywiście nie gwarantują.

Juroszka i Pilcha wyróżniają ponadprzeciętne możliwości fizyczne. Trenerzy przekazują, że ten pierwszy fizycznie jest być może nawet lepszy od Żyły, który przez lata uchodził pod tym względem za fenomen. Kibicom wydawało się, że powoływanie Juroszka do reprezentacji było zdecydowanie na wyrost, ale ten sezon pokazuje, że trener Maciej Maciusiak miał dużo racji. To głównie on zajmuje się młodym talentem, a skoczek zaczyna ujawniać swój potencjał. Ostatnie dwa weekendy Pucharu Kontynentalnego były popisem Juroszka. W Brotterode był drugi i pierwszy. Nieźle skakał też w norweskiej Renie, dlatego w nagrodę pojedzie na Puchar Świata do Lahti. 

Jasne, jego talent wciąż wymaga szlifowania, a postępy da tylko ciężka praca. Juroszek nadal nie ma odpowiednich umiejętności latania, w tej fazie skoku traci zdecydowanie najwięcej. Ale jeśli poprawi ten element, to za kilka lat może być naprawdę mocny.

Kryzys i tak nadejdzie. Fenomen miał się nie powtórzyć, a było jeszcze lepiej

Byłoby jednak absolutnym szaleństwem upatrywać w Wąsku, Juroszku, Pilchu czy Habdasie realnych medalowych nadziei na igrzyska w Mediolanie. Przed zawodnikami, trenerami i PZN sporo pracy nad tym, by wykorzystać potencjał następców Stocha. Tak, jak udało się wykorzystać potencjał następców Adama Małysza. Gdy mistrz z Wisły kończył karierę, wydawało nam się, że tak dobrze, jak za jego czasów, w naszych skokach nie będzie już nigdy. Tymczasem przez kolejną dekadę z okładem było jeszcze lepiej.

Potencjalny kryzys dyscypliny? Oczywiście, on też jest możliwy. A nawet - niezależnie od opisanych wyżej kandydatów na przejęcie schedy po Stochu i spółce - w perspektywie najbliższych lat jest prawdopodobny. Pewne jest jednak, że skoki narciarskie nie znikną w Polsce w taki sposób, w jaki niemal przestały istnieć skoki w Finlandii. Mamy olbrzymią tradycję, potężne know-how, a inwestowane w szkolenie i w infrastrukturę miliony kiedyś się zwrócą. Wyzwanie, przed którym stoi PZN, polega na tym, by zwróciły się jak najszybciej. Tak, byśmy na igrzyskach w 2026 roku znów mogli patrzeć w kierunku podium. 

Więcej o: