Prognozy firmy Gracenote rzadko się sprawdzają i niezbyt często są tworzone jedynie na podstawie obecnych wyników sportowych danych reprezentacji, przez co ich wyniki odbiegają od tych rzeczywistych osiąganych na igrzyskach. Teraz polska kadra olimpijska zanotowała wyraźny spadek możliwości w prognozach.
Według prognozy firmy Gracenote z października Polska miała zająć w klasyfikacji medalowej siedemnaste miejsce. W dorobku "Biało-Czerwonych" miało się znaleźć pięć medali - jeden złoty, jeden srebrny i trzy brązowe. Aż cztery krążki mieli zdobyć polscy skoczkowie. Złoto miało przypaść Piotrowi Żyle, który według prognoz zwycięży konkurs na normalnej skoczni. W tych samych zawodach po brąz sięgnąłby Dawid Kubacki. Krążek zdobyłby także Kamil Stoch, który w konkursie na dużej skoczni miał skończyć zawody na trzecim miejscu. Brąz przypadłby Polakom za to w konkursie drużynowym. Natomiast jedyne srebro dla Polski zdaniem ekspertów wywalczyłaby Natalia Maliszewska w short tracku.
To były bardzo pozytywne i optymistyczne prognozy, w które po pierwszych wynikach w sezonie Pucharu Świata w skokach trudno było wierzyć. Kolejne tygodnie tylko tę niepewność potwierdzały. Zresztą we wcześniejszych zestawieniach były to maksymalnie trzy medale.
W środę 19 stycznia Gracenote opublikowała nową prognozę, która jest już zdecydowanie mniej optymistyczna dla Polski. Według niej w Pekinie przypadłby jej tylko jeden medal i to brązowy, co dałoby jej 26. miejsce w klasyfikacji medalowej, którą z dorobkiem 46 medali wygrałaby Norwegia.
Nie podano, kto zdobyłby jedyny medal Polaków w Pekinie. Możliwe, że nie jest to jednak żaden wynik polskiego skoczka. Nietrudno byłoby domyślić się, że prognoza drastycznie zmieniła się ze względu na słabszą formę kadry Michala Doleżala.
Taki wynik w Pekinie byłby i tak najgorszym w historii polskich startów na zimowych igrzyskach od 1998 roku. To wówczas w Nagano po raz ostatni Polacy nie przywieźli z tej imprezy ani jednego krążka.