Po niedzielnym konkursie indywidualnym Michal Doleżal podał skład na igrzyska olimpijskie w Pekinie. Do Chin polecą Kamil Stoch, Dawid Kubacki, Piotr Żyła, Paweł Wąsek i Stefan Hula.
- Po sobocie jeszcze nie wszystko było jasne, czekaliśmy na te niedzielne zawody. Wszyscy wiedzą już, że piątym na igrzyska jest Stefan Hula i dziś tylko to potwierdził. Decyzja podjęta, mieliśmy w tym ułatwienie po tym, jak skakał. Wyniki Kuby Wolnego, czy Andrzeja Stękały nawet w poprzednich weekendach nie były na tyle dobre, żeby myśleć od tym wyjeździe na igrzyska. Decydowała aktualna forma. Stefan skoczył swoje w drużynówce i dzisiaj zapunktował w konkursie - tłumaczył swój wybór trener polskiej kadry po konkursie.
Taka decyzja Czecha oznaczała porażkę Klemensa Murańki, Jakuba Wolnego, czy Andrzeja Stękały. - Niestety, tak jest. Skakać umieją, fizycznie wszyscy też pracowali dobrze, ale brakuje więcej tych dobrych skoków. To są pojedyncze skoki, bo wychodzi jeden na cztery, albo pięć. Na tym nie da się nic stawiać, budować specjalnie w zawodach - wskazywał Doleżal.
Wraz z decyzją o składzie Polaków przyszła także druga, wyglądająca jak plan awaryjny. Chodzi o odpuszczenie zawodów Pucharu Świata w Titisee-Neustadt - przedostatniego weekendu startowego przed wylotem na igrzyska, co już w sobotę sugerował Adam Małysz. - Już w tygodniu miałem to w głowie. Trzeba potrenować, poczekamy też na Kamila z Dawidem. Chcemy na spokojnie ustabilizować te skoki. Wstępnie zostajemy tu w Zakopanem, ale jakby prognoza nie była okej, to będziemy reagować i z dnia na dzień zbierzemy się, żeby gdzieś wyjechać. W górach zmienia się to w kilka godzin. Na ten weekend też plany pogoda miała mieć inne. Jesteśmy z tym wszystkim na bieżąco i podejmujemy decyzje. Są plany, gdzie wyjechać, wiemy, z jakich obiektów możemy skorzystać - mówił Czech.
Szkoleniowiec przekazał także, że skład sztabu, który leci do Pekinu zostanie z zawodnikami trenującymi w Polsce. To poza Doleżalem także jego asystent Grzegorz Sobczyk, serwismen Kamil Skrobot, fizjoterapeuta Łukasz Gębala i dwóch technicznych trenerów: Radek Żidek i Andrzej Zapotoczny. - Liczymy na to, że te treningi pomogą. Wiemy indywidualnie, nad czym u każdego pracować. Potrzebujemy poskakać na spokojnie. Nie musimy jechać do Titisee-Neustadt. Choć byłoby to fajne, to jest taka sytuacja, jaka jest. Wierzę, że to dobry wybór. Dostałem potwierdzenie od wszystkich, że też twierdzą, że to właściwa decyzja - zapewnił Doleżal.
Stefan Hula, czy Maciej Kot, który jak się wydawało do końca walczył o możliwość włączenia się do walki o wylot do Pekinu, swoją formę wypracowali na treningach na obozie w Planicy pod okiem Macieja Maciusiaka, a nie systemem startów, jak próbowali to przeprowadzić najlepsi zawodnicy. - Widać, że można, że się da. Dla najlepszych były też wcześniej, w grudniu, treningi w Ramsau i potem przejazd do Wisły, gdzie wyglądało to lepiej. Nic specjalnego jednak się nie stało, nie zmieniło. Planica naprawdę była korzystna dla zawodników, którzy tam pojechali, więc teraz zadecydowaliśmy tak. Tego się trzymamy i wierzymy, że będzie dobrze - przekonywał Doleżal.
- Nerwy są. Czy większe? Nie wiem, bo są już długo. Trzeba to też puścić z głowy, to, co było. Żeby mieć pełną koncentrację na igrzyskach i w końcu pokazać to, na co nas stać. Wierzę w tę drużynę i wiem, że mogą to zrobić - podkreślił trener.