16 stycznia Michal Doleżal wybierze zawodników, którzy pojadą na igrzyska olimpijskie do Pekinu. Wiele wskazuje na to, że w tym momencie walka toczy się już o zaledwie jedno miejsce w kadrze. Nie ulega wątpliwości, że szkoleniowiec weźmie do Pekinu Kamila Stocha, Piotra Żyłę i Dawida Kubackiego. Gra toczy się więc o dwa pozostałe miejsca. Na dwa konkursy przed decyzją - te, które w najbliższy weekend odbędą się w Zakopanem - wydaje się, że czeski szkoleniowiec ma coraz mniejszy ból głowy.
A to dlatego, że kolejny raz w tym sezonie 22-letni Paweł Wąsek pokazał, że można na niego liczyć. Polak jest niespodziewanym wygranym pierwszej części sezonu i na niespełna tydzień przed decyzją ws. igrzysk można przypuszczać, że tylko kataklizm może go pozbawić nominacji.
Wąsek w tym sezonie radzi sobie bardzo solidnie. Gdyby nasi najlepsi skoczkowie skakali na swoim poziomie, to teraz prawdopodobnie cieszylibyśmy się z faktu, że mamy dość młodego zawodnika, który jest w stanie punktować w Pucharze Świata. Wąsek jest też zresztą jednym z najładniej skaczących i lądujących zawodników w cyklu, za co często jest doceniany przez sędziów wysokimi notami.
W niedzielnym konkursie drużynowym w Bischofshofen Wąsek oddał skoki na 127 i 130,5 metra. - Na luzie podeszliśmy do zawodów, żeby cieszyć się skokami i każdy popisał się z dobrej strony. Każdy wiedział, co ma zrobić i że musi powtórzyć dobry skok w drugiej serii. Wiadomo było, że było trudno będzie o podium. Wydaje mi się, drugi skok poszedł na "full gaz" i trochę to odbicie mi poleciało do przodu. Miałem problemy z prawą nartą, bo nie wyszła mi idealnie. Nie kontrolowałem tego technicznie, ale była energia. U mnie też pojawił się dość duży błąd w drugiej serii, ale udało się polecieć - mówił Wąsek po niedzielnych skokach.
W tym sezonie wrażenie, które zostawiają skoki Wąska, jest jednak lepsze niż wyniki. Skoczek punktował w Klingenthal i Engelbergu, choć jeśli nie byłby zdyskwalifikowany na niemieckiej skoczni (w niedzielnym konkursie w Klingenthal), to nota też dałaby mu punkty. Z kolei na TCS w Oberstdorfie miałby niezły wynik w pierwszej serii i pewny awans, ale trafił na mocnego rywala z pary KO.
W ostatnią niedzielę w Bischofshofen Wąsek dostał jednak szansę na sprawdzenie się w konkursie drużynowym i na pewno nie zawiódł. Łącznie jego skoki dały mu indywidualnie 17. notę konkursu. Żyła miał 10., a Kubacki 12. notę. Z kolei Andrzej Stękała - 22. Wąsek daje też pewność, że jeśli dostanie wiatr pod narty, to będzie umiał go wykorzystać.
Wąsek zatem kolejny raz w tym sezonie dał sygnał Doleżalowi i można śmiało powiedzieć, ze brak jego powołania na igrzyska byłby sensacją. Ba, po konkursie w Bischofshofen Doleżal dostał również odpowiedź na ewentualne pytanie, czy Wąsek wytrzyma presję konkursu drużynowego, a to ważne w kontekście igrzysk. 22-latek skakał nieźle, więc wysłał więc mocny sygnał, że jest gotowy. Bo nawet 17. nota tego teoretycznie najsłabszego w drużynie pozwala myśleć o walce o medale.
W tym momencie wydaje się, że walka w naszej kadrze toczy się jedynie o piąte, ostatnie miejsce w kadrze na igrzyska. Na ten moment najbliżej wyjazdu jest chyba Stękała, który w poprzednim sezonie radził sobie znakomicie, ale ten sezon - podobnie jak cała kadra - ma dużo słabszy. Stękała w Bischofshofen radził sobie jednak lepiej m.in od Jakuba Wolnego, ale w Zakopanem rywalizować będzie cała, dwunastoosobowa kadra. I dopiero po tych skokach Doleżal będzie miał klarowny przegląd swoich wojsk.