Brutalna prawda o polskich skokach po TCS. "Wszyscy przegraliśmy"

Łukasz Jachimiak
Polacy wygrali cztery z pięciu ostatnich Turniejów Czterech Skoczni. Nie wolno o tym zapominać, chcąc uczciwie ocenić, jak bardzo przegrali tym razem. Wszyscy przegraliśmy. Zima pędzi, za miesiąc igrzyska, a my boimy się czy Kamil Stoch, Piotr Żyła i Dawid Kubacki dadzą nam w Pekinie emocje, do jakich przez lata przyzwyczaili.

Osiem miejsc w top 30. Osiem na 22 możliwości. Niech to wybrzmi. Polskim świętem w jubileuszowym 70. Turnieju Czterech Skoczni były punkty. Jakiekolwiek. Do Pucharu Narodów w tych czterech konkursach cała nasza kadra uciułała 83 punkty.

Zobacz wideo W reprezentacji Polski nikt nie słucha Małysza. Dwie wizje [SPORT.PL LIVE]

Za jedno zwycięstwo można zdobyć więcej punktów - 100. A myśmy w ostatnich latach wygrywali w Turnieju Czterech Skoczni niemal wszystko. W 2017, 2018 i 2021 roku Złotego Orła do Polski zabierał Kamil Stoch. W 2020 roku wyskakał go sobie Dawid Kubacki. W 2017 roku Piotr Żyła był drugi, a Maciej Kot czwarty. Przy czym powinien być trzeci, a nie był przez zbyt późno zauważoną wpadkę sędziów, którzy źle zmierzyli skok Daniela Andre Tandego.

Znowu ten refren

Dziś miarą, jaką trzeba przykładać do polskiego występu w Turnieju jest ta z sezonu 2015/2016. Ostatnia zima trenerskiej kadencji Łukasza Kruczka wraca w pierwszych tygodniach tego sezonu jak refren, którego nie chcielibyśmy słyszeć. Myśmy wtedy w 35 konkursach Pucharu Świata raz wdrapali się na podium - byliśmy na trzecim miejscu w drużynówce w Zakopanem. Teraz mamy jedno trzecie miejsce Stocha (w Klingenthal). I na razie na pewno nie mamy widoków na następne sukcesy.

W tamtym ostatnim sezonie przed przybyciem Stefana Horngachera (a z nim Michala Doleżala - najpierw jako asystenta, później następcy) na Turnieju Czterech Skoczni mieliśmy pięciu zawodników. W czterech konkursach mieliśmy więc 20 szans na punkty. A zapunktowaliśmy dziewięć razy. Czyli wyszło nam nawet lepiej niż teraz.

W tamtym Turnieju najlepszy z Polaków - Stoch - był 23. Do zwycięzcy, Petera Prevca, nasz lider stracił ponad 330 punktów. Dalej mieliśmy 25. Stefana Hulę, 32. Macieja Kot, 35. Kubackiego, 51. Andrzeja Stękałę i 64. Żyłę. Teraz Piotr Żyła był naszym numerem 1, ale jeśli chodzi o świat - numerem dopiero 15. Ze stratą ponad 270 punktów do Ryoyu Kobayashiego, który całą imprezę wygrał.

Może jeszcze nie stypa, ale nastroje coraz bardziej wisielcze

Dla nas była to może nie aż stypa, ale nastroje mamy coraz bardziej wisielcze. Stoch po 41. miejscu w Oberstdorfie, 47. w Ga-Pa i odpadnięciu w kwalifikacjach w Innsbrucku wrócił do domu. Żyła niby wydaje się doskakiwać do czołówki - po 38. miejscu w Oberstdorfie był 11. w Ga-Pa oraz 18. i 13. w Bischofshofen. Ale i w nim oraz w Kubackim, który miewa przebłyski (10. miejsce w Bischofshofen w kwalifikacjach do ostatniego konkursu, za to w zawodach w drugiej serii zepsuł skok i spadł z miejsca 17. na 27.) trudno widzieć dziś skoczków na walkę o olimpijskie medale.

Wszystkim naszym skoczkom cały czas czegoś brakuje. Czas ucieka, kurczy się, a oni - i trenerzy - tego nie znajdują. Jeszcze gorzej, najgorzej, że nie znajduje się nikt, kto dałby starym mistrzom zmianę. Tak, już starym. Żyła za kilka dni skończy 35 lat. Stoch 35-latkiem będzie w maju. Kubacki w marcu będzie 32-latkiem. Młodsi Jakub Wolny czy Andrzej Stękała częściej w tym sezonie odpadają w kwalifikacjach niż mieszczą się w top 30 konkursów.

Myśmy się w ostatnich sezonach często martwili, że nie mamy czwartego do drużyny, a teraz zachodzimy w głowę, jak Michal Doleżal zestawi drużynę na niedzielny konkurs w Bischofshofen.

Za tydzień ostatnia drużynówka przed igrzyskami. W Zakopanem. To będzie ostatni Puchar Świata przed ogłoszeniem kadry na Pekin. I chyba ostatnia szansa, żeby uwierzyć w siebie. I żebyśmy my odzyskali wiarę w ekipę, która przez pięć ostatnich sezonów dała nam tak wiele radości, że teraz tak trudno wracać nam do wspomnień z tej nieszczęsnej, wciąż narzucającej się zimy 2015/2016.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.