Jeszcze przed Turniejem Czterech Skoczni mówiło się, że młody Lovro Kos może być czarnym koniem tej prestiżowej imprezy. To dlatego, że zdecydowanie wygrywał z kadrowymi kolegami podczas mistrzostw Słowenii. 22- letni skoczek przeniósł formę z krajowego podwórka na arenę noworocznej rywalizacji. W Oberstdorfie był szósty, a w Ga-Pa pierwszy raz w karierze wskoczył na podium.
Dzięki takim wynikom Słoweniec zajmował trzecie miejsce w klasyfikacji TCS. Był właściwie jedyną nadzieją swoich rodaków na sukces w prestiżowej imprezie. Niestety, w pierwszej serii środowego konkursu w Bischofshofen przewrócił się przy lądowaniu. Byłby wysoko, bo sędziowie zmierzyli mu aż 136 metrów. Bardzo niskie noty przekreśliły jednak jego szanse na sukces w turnieju.
- Dobrą minutę stał przed zeskokiem i nie mógł uwierzyć - relacjonuje Jakub Balcerski, dziennikarz Sport.pl, który przygląda się rywalizacji skoczków w Austrii. Kos mógł jednak wystartować w drugiej serii. To dzięki przepisom FIS, które dopuszczają skoczka do finału, jeśli jego odległość mieści się w 95% najdłuższego skoku pierwszej serii. - Później przebiegł jeszcze przez mixed zonę, niczym sprinter. Słoweniec wiedział, że musi się pospieszyć, żeby zdążyć na drugą serię - dodaje Balcerski.
W tym przypadku najważniejsze jest, że nic młodemu zawodnikowi się nie stało. W finale skoczył aż 138,5 m, chociaż dla bezpieczeństwa lądował na dwie nogi. Skończył na 25. pozycji. Jego upadek z pierwszej rundy przypominał ten Simona Ammanna sprzed 7 lat. Czterokrotny mistrz olimpijski też po wylądowaniu przechylił się do przodu i uderzył twarzą w zeskok obiektu im. Paula Ausserleitnera. Na śniegu widać było krew, a Ammann stracił przytomność. Wówczas błyskawicznie pojawiły się służby ratunkowe, a Szwajcara wniesiono na noszach do karetki. Tam odzyskał świadomość.
Po środowym wypadku znów rozgorzała dyskusja nad płaskimi nartami Slatnara, z których korzystają Słoweńcy - w tym Kos. Na powtórce jego skoków można zauważyć, jakby narta nieco została zatrzymana przez śnieg. - Ale aż dziwnie podbiło Kosa na tym śniegu. Po prostu płaskie Slatnary znowu ugrzęzły w śniegu. Dla mnie to skandal i ryzykowanie zdrowiem skoczków - napisał na Twitterze Piotr Majchrzak ze Sport.pl. Zdaniem innych obserwatorów to nie był prawdziwy powód. Bardziej błąd Słoweńca i nadmiar śniegu, który powstrzymał całą nartę - twierdzą.
Na początku Turnieju Czterech Skoczni groźnie wyglądającego upadku doznał inny słoweński skoczek. To Cene Prevc, którego czubek narty ewidentnie podczas treningu w Oberstdorfie wbił się w zeskok i przez to doszło do upadku. - To był błąd Cene, zbyt agresywnie lądował - stwierdził w rozmowie z nami producent nart.
"Problemem w przypadku Cene Prevca i "wbicia" się narty w zeskok mógł być jednak z pewnością fakt, że model przygotowany przez firmę Slatnara nie jest w pełni płaski. Po kilkudziesięciu centymetrach wypłaszczenia na górze, przy czubie, w narcie położone jest zagłębienie, gdzie ta staje się grubsza. I to prawdopodobnie było problemem: to do tamtego elementu narta zagłębiła się w śnieg. Jedna z niemieckich telewizji pokazała wyrwę w zeskoku, jaką stworzyła narta Prevca" - pisał wówczas Jakub Balcerski.
Jak było w przypadku Lovro Kosa? Trudno to jednoznacznie ocenić. Wiadomo jednak, że 22-latek stracił szansę na pierwszego Złotego Orła w karierze. Po trzecim konkursem traci do lidera - Ryoyu Kobayashiego - 65,1 pkt. To Japończyk okazał się najlepszy w środowych zawodach. I staje przed szansą na wygranie - drugi raz w karierze - wszystkich konkursów jednej edycji TCS.