W 2008 roku tak samo, jak w obecnej edycji przeniesiono trzeci konkurs Turnieju Czterech Skoczni z Innsbrucku do Bischofshofen z Innsbrucku. Po dwóch konkursach Janne Ahonen był trzeci w klasyfikacji generalnej imprezy. Potem wygrał jednak dwa ostatnie rozgrywane na obiekcie imienia Paula Ausserleitnera i wygrał TCS po raz piąty w karierze, czego nikt przed nim jeszcze nie osiągnął. Został największą legendą w historii imprezy.
Teraz Fin w rozmowie dla Sport.pl mówi o swoim niespodziewanym powrocie na skocznię, planowanym występie na mistrzostwach kraju, ale także problemach polskich skoczków w Pucharze Świata.
Janne Ahonen, pięciokrotny zwycięzca TCS: To nie było takie trudne. Zwłaszcza że skocznia w Bischofshofen jest jedną z moich ulubionych. Poradziliśmy sobie z logistyką, a później to była już tylko kwestia moich skoków. Cieszyłem się tym.
Gdy jesteś w formie, nie powinno mieć znaczenia, czy skaczesz w Innsbrucku, Bischofshofen, czy gdziekolwiek indziej. A Ryoyu Kobayashi faktycznie jest na samym szczycie, w niezwykłej formie. Mógł odpuścić pierwszy trening w środę, a i tak wygrać kwalifikacje z najdłuższym skokiem. Jest bardzo pewny siebie i to mu pomaga.
Tak, to nie jest takie nieprawdopodobne. Oczywiście, wiele może się wydarzyć i sporo zależy od warunków, ale jego szanse są duże. A to byłoby niewiarygodne osiągnięcie.
Byłem zaskoczony jego słabszą formą. To smutne, ale decyzja jest słuszna. Musi poszukać formy, w spokoju robi się to o wiele lepiej i wygodniej. Czy mu się uda? Uważam, że Stoch wróci do wielkiej formy jeszcze w tym sezonie. I że będzie skoczkiem z czołówki na igrzyskach w Pekinie.
Tak. Dlatego kilkanaście dni odpoczynku i spokojnej pracy moim zdaniem to najlepsze rozwiązanie dla Kamila. Możecie być o niego spokojni. Podniesie się jeszcze po tym kryzysie.
Zawodowo nie jestem już skoczkiem, zajmuję się kombinezonami i ich dystrybucją. Zostałem nawet bardziej sprzedawcą, niż producentem. W zeszłym tygodniu oddałem kilka skoków w Lahti, ale rzeczywiście: tylko dla zabawy. Za dwa tygodnie mamy krajowe mistrzostwa na tych skoczniach i zaplanowałem, że na nich wystartuję. Po prostu chcę to zrobić. Potem czas na kolejną przerwę. To nie tak, że chcę wrócić do Pucharu Świata, stworzyć dla kogoś rywalizację w Finlandii. Nie, to tylko kilka skoków, które chcę oddać sam dla siebie.
(Ahonen uśmiecha się pod maską) Ha, ha! Nigdy nie skończyłem kariery i chyba do końca życia sobie tego nie zrobię. Odchodziłem, wracałem, ale byłem aktywny i nie chcę zamykać sobie drogi do takiego spokojnego skakania, jakie czeka mnie za kilkanaście dni.
Trudno powiedzieć, ale chyba nie. Nie chciałbym zmieniać niczego ze swojej przeszłości. Miałem świetną karierę i ciekawe życie skoczka, więc niech to pozostanie tak, jak się wydarzyło. Gdy ktoś przedstawia, co osiągnąłem, to wciąż brzmi, jakbym sobie to wyśnił, jakby to się nie zdarzyło, więc okoliczności powinny pozostać takie same, bo też kształtowały rzeczywistość.
Można to tak ująć, choć nie przypisuję sobie nic przed tym startem, wynik nie będzie dla mnie ważny. Ale tak: nigdy nie chciałem, żeby fińskie skoki wpadły w tak ogromny kryzys. Dołek jest spory i trudno będzie z niego wyjść. Nie jestem jednak w żaden sposób zaangażowany w ich obecny rozwój, więc mogę tylko trzymać kciuki, że kiedyś będzie jeszcze inaczej. Wierzę w to, ale zdaję sobie sprawę z tego, jak wielkie mamy problemy.
Cóż, nie mam wysokich oczekiwań. Nie mam pojęcia, jaki rezultat osiągnę, ale to dla mnie nic poważnego. Medal pewnie bym zachował, ale nic dla mnie by nie znaczył. Znaczące są za to skoki, które wciąż kocham.