Cały świat skoków narciarskich jest poruszony załamaniem formy i wycofaniem z Turnieju Czterech Skoczni Kamila Stocha. Rozpisują się o tym norweskie, niemieckie i inne media z państw, w których ta dyscyplina jest popularna.
- Aż zbyt trudno było mi na to patrzeć. Przez moment w trakcie Turnieju wydawało mi się, że wszystko się u niego poprawiało. Że był rozwój i optymizm. To było jednak bardzo dziwne, gdy w kwalifikacjach spadł na zaledwie 114. metr i nie wykorzystał bardzo dobrych warunków. Decyzja o wycofaniu go z imprezy jest jedyną właściwą - ocenił w rozmowie ze Sport.pl Aleksander Stoeckl, trener norweskich skoczków.
Głos w tej sprawie zabrał we wtorek także prezes Polskiego Związku Narciarskiego, który mimo ogromnych kłopotów Stocha, wciąż wierzy w jego powrót do wysokiej formy. - Wierzę w to, że Kamil Stoch może jeszcze osiągnąć dobry wynik na igrzyskach w Pekinie - powiedział w "Programie Wysokich Lotów" na Kanale Sportowym, Apoloniusz Tajner.
W poniedziałek PZN wydając komunikat o wycofaniu trzykrotnego mistrza olimpijskiego z noworocznej imprezy wspomniał o tym, że Stoch nie będzie od razu trenował na skoczni. - Do końca tygodnia ważny będzie odpoczynek, a później trening motoryczny. Trening na skoczni w następnej kolejności - mogliśmy przeczytać w komunikacie.
Zdaniem niektórych ekspertów niepokojące mogą być słowa o konieczności motorycznego treningu. To tak, jakby przyznawano, że jednak w przygotowaniu fizycznym popełniono jakiś błąd. - Nie podejmuję się analizowania tego wpisu, bo tak naprawdę nie znam szczegółów. Może to i dobrze, bo pewnie teraz bym o tym mówił. Lepiej, jak takie rzeczy, sztab utrzymuje w poufności - odpowiedział na tę kwestię Tajner.
Chociaż na problem widocznego braku siły zwracali uwagę też byli znakomici skoczkowie, czy trenerzy, to prezes PZN raczej widzi inny kłopot. - Powiedziałbym, że nie tyle siłę w nogach Kamil stracił, co wewnętrzne czucie. To jest coś, czego nie widać, a nie pozwala na oddawanie dobrych skoków - określił były trener Adama Małysza. Dodał, że nie dopytywał się, jak dokładnie mają wyglądać treningi Stocha i pod czyim okiem.
- Najważniejsze dla zawodnika i trenera jest to, by nie mieć do siebie pretensji o miniony okres, czyli okres przygotowań. Ten okres monitorowaliśmy wraz z Adamem Małyszem i tam było wszystko w porządku. Nie ma się do czego przyczepić. To trzeba nazwać "dołkiem". Nie ma konkretnej jednej przyczyny - podkreślił Apoloniusz Tajner.
Prezes PZN odniósł się też do słów Adama Małysza, który po kwalifikacjach w Innsbrucku narzekał na to, że sztab jest głuchy na jego uwagi. - W sztabie w tym momencie nie widzę do moich opinii wielkiej sympatii, ale też nie ma wielkiego wkurzenia z ich strony. Mówiłem im już, że niestety - jestem ich szefem i muszę wyrazić swoją opinię. Wskazuję im po raz kolejny, żeby przemyśleli pewne sprawy, ale to do nich nie dociera - mocno wypowiadał się dyrektor ds. skoków i kombinacji norweskiej w PZN.
Szef polskiego narciarstwa najpierw przyznał, że co do kierunków działania kadry zgadza się z Małyszem. I przywołał przykład, że razem z nim podpowiadali Doleżalowi i spółce, aby po PŚ w Wiśle odesłać grupę skoczków na treningi do Ramsau. - Tutaj jednak ostateczna decyzja zawsze należy do trenera głównego. To on jest każdego z zawodnikami. PZN poszukuje trenera odpowiedniego dla grupy, potem go powołuje i może go odwołać, ale nie może mu się wtrącać do pracy - przyznał Tajner. - Tutaj relacje są dobre. Wspieramy sztab w tym, co robi - dodał.
Na koniec Apoloniusz Tajner podkreślił, że w tej chwili nie ma ani planów zwolnienia Michała Doleżala, ani też związek nie tworzy żadnej listy trenerów, których chciałby ewentualnie zatrudnić, na wypadek pożegnania się z Czechem. - Jeśli się okaże, że dalsza współpraca jest bezcelowa, to zadaniem Adama Małysza będzie poszukanie nowego trenera. On ma doskonałe czucie - wytłumaczył prezes. - Tego tematu jednak na razie nie ma - zakończył.