Pięciu polskich skoczków awansowało do wtorkowego konkursu indywidualnego na skoczni Bergisel w Innsbrucku. Zabrakło wśród nich Kamila Stocha, zwycięzcy całego TCS sprzed roku. On po skoku na zaledwie 114 metrów zajął dopiero 59. miejsce.
O kwestię słabych skoków Stocha już po drugim treningu zapytaliśmy Adama Małysza. Oglądając próbę z odtworzenia, były znakomity skoczek wskazał, że u zawodnika zderzają się narty tuż za progiem - przez ten problem Stoch tak bardzo przekrzywia się w locie, wręcz łamie swoją sylwetkę w powietrzu.
- Widzieliśmy, co się stało. Wczoraj trenerzy mówili mi, że poustawiali Kamila. On mówił, że jest zadowolony, że powinno być lepiej, że poczuł to i wie, w czym jest problem. Niestety, na skoczni nie było tego widać — skomentował występ Stocha już po kwalifikacjach Małysz. - Zobaczymy, co postanowią trenerzy. My jako związek gdzieś tam swoją opinię wydaliśmy, ale widać było, że brakuje czegoś cały czas — dodał Małysz.
- Kamil według mnie potrzebuje treningu, żeby mógł oddać parę stabilnych skoków. Ciężko powiedzieć, czy kilka skoków pomiędzy konkursami, np. w Seefeld coś by dało. Trzeba wskakać się po prostu w technikę, poczuć odpowiednią pozycję najazdową i wykorzystać to w locie. Widzimy, że Kamil się bardzo męczy. Nie dziwię się mu, że nie wie, jest trochę pogubiony i ma tylko nadzieję, że trenerzy wiedzą, co jest nie tak. I to wynikało z naszych wcześniejszych rozmów: że trenerzy wiedzą, ale wiemy, że nic nie wróciło do normy i wciąż jest tak, jak od początku Turnieju Czterech Skoczni - ocenił Małysz.
- To zawodnik musi wskazać, że chce pojechać gdzieś poza zawody, potrenować. Musi poczuć, że ma na to ochotę: oddać kilkanaście skoków, skupić się na błędach i nawet zmęczyć, bo czasem także o to chodzi. Chłopaki pojechali wcześniej do Ramsau i oddali kilkanaście skoków. Trochę się z tego śmiałem, bo były czasy, że ja oddawałem tyle w jeden dzień. Według mnie potrzeba było decyzji o czymś bardziej pogłębionym. Dużą rolę odgrywa też tutaj trener. Musi momentami trzasnąć ręką i powiedzieć: robimy tak i tak. Porządny ochrzan i plan jest potrzebny — tłumaczył Małysz.
I odwołał się do przykładu ze swojej kariery. - Pamiętacie, jak było ze mną i Łukaszem Kruczkiem. Kiedyś podczas Turnieju Czterech Skoczni było źle i powiedziałem: jadę do Hannu Lepistoe. To nie była łatwa decyzja, ale ją podjąłem. Wiedziałem, że Łukasz to jest fajny fachowiec, ale w moim przypadku to był przede wszystkim kolega. Nie potrafił uderzyć pięścią w stół i powiedzieć, co mu nie leży. Hannu zawsze, gdy była potrzeba, to ustawiał mnie do pionu. Często bardzo mocno do pionu. Ale to był też człowiek, który rozumiał moje argumenty i mogłem mu wiele wytłumaczyć — przytoczył Małysz.
Czy dla Kamila Stocha jest odpowiednik Lepistoe? - Zapytano mnie, czy jakaś konsultacja z trenerem z zewnątrz byłaby wskazana. Powiedziałem, że niewykluczone. To jest tak: jeśli sztab i zawodnicy przebywają ze sobą sporo, a tak właśnie jest w przypadku naszej kadry, to pewnych błędów można nie widzieć i nie potrafić ich zniwelować. Wtedy one się potęgują. Ja tylko przytoczę słowa Jasia Szturca, który był na jednym z treningów i powiedział: "Kurczę, oni wszyscy jeżdżą inaczej". Już to dało mi do myślenia, może powinno też wskazać coś trenerom. Ja wiem, że oni nie chcą dla nikogo źle i się starają. Chcą robić tak, żeby było jak najlepiej i robią ku temu wszystko, ale czasem trzeba dać sobie pomóc — wskazał Małysz.
Zapytany konkretnie o Szturca, odpowiedział, że kadra powinna być otwarta na różne opinie. - Nie powinniśmy się zamykać. Tutaj, jak rozmawiam z innymi szkoleniowcami, jak to funkcjonuje w innych krajach, to słyszę, że dopuszcza się konsultacje, czy obecność trenerów z klubów na treningach. To nie jest nic strasznego, że zawodnik, któremu nie idzie w Pucharze Świata, wraca na chwilę do kogoś, kto go bardzo dobrze zna. Wiadomo, że ich u nas jest mało, ale gdyby te treningi były wspólne i inni szkoleniowcy byli dopuszczeni do tego, co się dzieje, to może wyglądałoby to trochę inaczej — przekonywał.
- W sztabie w tym momencie nie widzę do moich opinii wielkiej sympatii, ale też nie ma wielkiego wkurzenia z ich strony. Mówiłem im już, że niestety - jestem ich szefem i muszę wyrazić swoją opinię. Wskazuję im po raz kolejny, żeby przemyśleli pewne sprawy, ale to do nich nie dociera. W tym przypadku jedynym przekazem pozostają media. Chcę wyrazić swoją opinię, nie wstydzę się tego i nigdy się ze swoich słów nie wycofuję — przekazał Małysz.
Jak wygląda kwestia możliwych kolejnych decyzji związku oraz polskiego sztabu? - Widzę to tak, że wyjazd do Bischofshofen w przypadku Kamila nie ma wielkiego sensu — mówi Małysz. - Krzyczeć nie będę, bo mam chrypkę. A tak poważnie: szkoda mi tych chłopaków. To nie jest tak, że oni specjalnie źle skaczą, ja wiem. Ale chcemy widzieć jakiś plan po trenerach. Coś trzeba zrobić. Nie rozmawiałem z nimi jeszcze o tym, ale zamierzam. Miesiąc do igrzysk to mimo wszystko sporo czasu, żeby coś zmienić — zapewnił.
Oficjalnej decyzji jeszcze nie poznaliśmy i nadal nie wiemy, kiedy można się jej spodziewać. Stoch chciał najpierw porozmawiać z trenerami, a ci będą zapewne chcieli skonsultować swoją decyzję z członkami PZN-u.
Wtorkowy konkurs indywidualny w Innsbrucku, w którym wystąpią Dawid Kubacki, Jakub Wolny, Andrzej Stękała, Piotr Żyła i Paweł Wąsek, rozpocznie się o godzinie 13:30, a seria próbna półtorej godziny wcześniej. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji mobilnej Sport.pl LIVE. Transmisję konkursu można oglądać w TVN, Eurosporcie i Playerze.