24-letni Fatih Arda Ipcioglu w świecie skoków nie jest postacią anonimową. Dla przeciętnego kibica może wydawać się egzotycznym dodatkiem w dyscyplinie zdominowanej przez zawodników z północnych i środkowych krajów Europy, ale Ipcioglu ma już za sobą start na igrzyskach w Pjongczangu w 2018 roku, gdzie był zresztą chorążym tureckiej ekipy. W Korei Płd. nie miał żadnych szans na awans do konkursu, ale za kilka tygodni w Pekinie będzie o to zdecydowanie łatwiej.
Ipcioglu w Pucharze Świata debiutował w sezonie 2017/18, ale w każdym z sześciu podejść odpadał w kwalifikacjach. W tym sezonie jest dużo lepiej - Turek już trzykrotnie kwalifikował się do konkursów. Środowy wynik w Oberstdorfie - 29. miejsce, które dało mu dwa punkty - to jego największy sukces w karierze.
Karierze, która kilka lat temu wisiała na włosku.
Jak donosił swego czasu Adrian Dworakowski ze skijumping.pl, kilka lat temu Ipcioglu był o krok od zakończenia kariery skoczka - jako nastolatek złamał podczas treningu obie nogi. Wówczas powrotu do skoków zakazała mu matka, ale on się uparł i nie wyobrażał sobie porzucenia tego sportu.
Kolejny cios przyszedł w 2014 roku, gdy kompleks skoczni w Erzurum uległ katastrofie budowlanej. Z zeskoków osunęła się ziemia, która kompletnie zniszczyła nowe obiekty. Skoczkowie z Turcji mieli więc dodatkowo utrudnienie, bo nie mogli trenować w kraju i musieli jeździć po europejskich skoczniach.
W międzyczasie pojawiły się dodatkowe problemy z finansowaniem skoków w Turcji. Środki przeznaczone na niszową dyscyplinę były tak małe, że gdy Turcy przyjeżdżali na polskie obiekty, to zdarzało się, że właściciele naszych skoczni nie brali od nich pieniędzy za wynajmowanie skoczni.
Minęło kilka lat, niezłomny Ipcioglu twardo walczył z przeciwnościami losu, i dziś 24-letni Turek został cichym bohaterem otwarcia 70. Turnieju Czterech Skoczni. Nie tylko pierwszy raz w historii zdobył punkty Pucharu Świata, ale dokonał tego na jednej z najbardziej prestiżowych imprez.
W pierwszej serii konkursu w Oberstdorfie Ipcioglu poleciał na odległość 120 metrów, dzięki czemu wygrał rywalizację w parze KO z Daniłem Saadreevem i już mógł świętować pierwszy w historii udział w drugiej serii. Turek za cały skok zgromadził 121,5 pkt, a poleciał dalej od Dawida Kubackiego (111,5 m), Kamila Stocha (118 m) czy Piotra Żyły (114 metrów). To tylko dowodzi prawdziwego blamażu polskich skoczków. A jeśli dodamy do tego fakt, że w poniedziałek Andrzej Stękała przegrywał z Ipcioglu w każdym z trzech skoków, to mamy obraz prawdziwej nędzy polskich skoków. Co interesujące, cały roczny budżet tureckiej kadry, jest około 70 razy niższy niż budżet reprezentacji Polski.
Kto wie, być może pierwsze punkty Ipcioglu sprawią, że ambitny skoczek zacznie być rozpoznawalny w Turcji, gdzie skoki narciarskie są dyscypliną egzotyczną. Po pierwszym tegorocznym awansie do konkursu Ipcioglu został już zresztą zauważony. - Sukces naszego sportowca Fatiha Ardy Ipcioglu sprawił, że jesteśmy niezwykle dumni. Jako Turecka Federacja Narciarska przyjęliśmy zasadę skutecznego reprezentowania naszego kraju na arenie międzynarodowej - mówił prezes federacji Ali Oto.
- Pierwszy raz w naszej historii mamy skoczka w zawodach Pucharu Świata. Arda był już wcześniej na igrzyskach olimpijskich. Teraz odniósł ważny sukces, kwalifikując się do konkursu. Gratuluję mu oraz jego trenerom. Wierzę, że w zawodach wypadnie jeszcze lepiej - powiedział Oto, cytowany przez portal fanatik.com.tr.
Czy ta wiara dotyczyła punktowanego występu w Turnieju Czterech Skoczni - nie wiadomo. Wiadomo jednak tyle, że w dniu, który dla polskich kibiców oznacza pożegnanie się z marzeniami o sukcesie w 70. TCS, nieliczni tureccy kibice skoków mogą być bardzo zadowoleni.