Turniej Czterech Skoczni dla Polaków jest już skończony! Czas na rewolucję?

Jakub Balcerski
Spełnił się najgorszy możliwy scenariusz dotyczący polskich skoczków podczas otwarcia Turnieju Czterech Skoczni. Walka o dobry wynik zakończyła się dla nich już w drugim dniu rywalizacji. Straty powstałe po słabiutkich skokach Żyły, Stocha, czy Kubackiego są tak duże, że Polacy nie będą w stanie już ich odrobić.

Chyba wszyscy w Polsce mają już dość ciągłego szukania przyczyn słabych wyników polskich skoczków. Najlepiej byłoby zobaczyć poprawę i mówić o tym, skąd takie zmiany w ich rezultatach. Ale tych wciąż nie ma. W Oberstdorfie był za to trudny do przełknięcia dramat. 

Zobacz wideo Jednoznaczne stanowisko ws. Doleżala! "Nie jesteśmy klubem piłkarskim"

Dla Polaków jest po walce w Turnieju. Przy takich stratach musiałby stać się cud

Tylko Dawid Kubacki awansował do drugiej serii i zachował możliwość oddania dwóch skoków w każdym konkursie Turnieju. Zawody skończył jednak dopiero na 28. miejscu. Miał najmniejszą, ale jednocześnie i tak gigantyczną stratę do zwycięzcy konkursu Ryoyu Kobayashiego. Japończyk zgromadził o 74,2 punktu więcej.

Polak skoczył tylko 111,5 metra w pierwszej serii. W trudnych, a nawet bardzo trudnych warunkach, ale trudno szukać w tym usprawiedliwienia - gołym okiem było widać, jak wiele tym skokom brakowało do optymalnych. Manuel Fettner podarował Kubackiemu udział w drugiej serii konkursu w Oberstdorfie, ale mina Polaka, gdy schodził z wybiegu, mówiła wszystko. Że jest źle. W finałowej rundzie Kubacki skoczył o dwa metry dalej, ale spadł o jedno miejsce w stosunku do pierwszej serii.

Napiszmy to wprost: jeśli ktoś spodziewał się, że Polacy powalczą o cokolwiek w 70. Turnieju Czterech Skoczni, to tych złudzeń już został pozbawiony. Taki urok tej imprezy: czasem uda się utrzymać dobry, a nawet wysoki poziom w każdym z ośmiu skoków, a czasem, gdy formy brakuje, jeden nieudany skok rujnuje wszystko. Tak jak w Oberstdorfie. Ten konkurs brutalnie wskazał, że Polacy już TCS przegrali. 

Słowa Żyły martwią, mina Stocha pokazuje bezradność. Wszystko nie tak

Warunki podczas skoków Żyły i Kubackiego były złe, ale trudno powiedzieć, że to tylko one pokrzyżowały plany i przeszkodziły w oddaniu porządnych skoków. Najbardziej martwią słowa tego pierwszego przekazane przez dziennikarza Eurosportu, Kacpra Merka. Żyła miał powiedzieć, że "różnicy pomiędzy serią próbną a konkursową w technice i na progu nie było", a później rozłożyć ręce. A w pierwszym środowym skoku miał 137 metrów i miał kilka punktów przewagi nawet nad największymi faworytami Turnieju. 

Z miny Kamila Stocha po skoku biła za to bezradność. Nie pomogły zmienione na konkurs w Oberstdorfie buty, nie było zmian w technice. Były za to krótkie skoki bez prędkości i dynamiki w powietrzu. Wszystko nie tak. Wyglądało to po prostu źle i "Król Kamil" tym razem zatrzymał się już na pierwszym etapie drogi na tron TCS.

Pozostali zawodnicy? Jakub Wolny i Paweł Wąsek walczyli ze swoimi problemami, warunkami i trudnymi rywalami w parach KO. Przegrali z niewielkimi stratami. Ale właśnie o to chodzi w tej imprezie - żeby w takich momentach, o te kilka dziesiątych punktu wygrywać. Tymczasem ze wszystkimi Polakami poza Kubackim wygrał nawet punktujący po raz pierwszy w karierze Turek Fatih Arda Ipcioglu.

Polacy nadal nic nie wiedzą. Może czas na ryzykowne decyzje?

Przed Turniejem Polacy mogli być spokojni, mieć dobre humory, a może nawet poprawić kilka swoich mankamentów. Ale to dłubanie w szczegółach. Może warto spojrzeć na to tak, jak w środę rano sugerował na Sport.pl słoweński dziennikarz, Bostjan Rebersak. Skoro nie ma przełomu, to czemu radość mają przynosić małe kroki? Te są niepewne, dają tylko chwilowy spokój i nie gwarantują wyników.

Bezsilność Polaków i cytowane przez dziennikarza "Przeglądu Sportowego", Kamila Wolnickiego, spod skoczni w Oberstdorfie zdanie Kamila Stocha, że czeka na opinie trenerów, potwierdza jedno: w kadrze nadal nikt nic nie wie. Nie widzi przyczyny, a powoli przygniatające wydają się skutki. Do igrzysk olimpijskich w Pekinie nie ma dużo czasu, a znalezienie rozwiązania jest konieczne. 

Jakiego? Trudno wskazać i to boli jeszcze bardziej. Już raz spokojne treningi, na które można skierować zawodników nie podziałały - trwały jednak bardzo krótko, miały być czymś doraźnym. Zmiany sprzętu i detali w technice też na razie nic nie przyniosły.

Dlatego nie zdziwmy się, jeśli pojawią się głosy, że potrzeba konkretnych ruchów. Cierpliwość w każdym środowisku ma granice, nikt nie lubi patrzeć na porażki bezczynnie. Atmosfera wraca do nerwowej, napiętej. Być może czas przestać powtarzać, że niektóre elementy, które mają wpływ na skoki - przygotowanie, psychika, czy reakcje na to, co się dzieje - funkcjonują dobrze. Może czas na decyzje? Ich podjęcie zawsze wydaje się ryzykowne, nigdy nie ma dobrego momentu. Może ten jest odpowiedni?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.