Plan zakładał, że polscy skoczkowie mieli wsiąść w wyczarterowany przez FIS samolot po konkursie w Willingen na koniec stycznia. Z Frankfurtu mieli dostać się do Pekinu. Ale jak się dowiedziało TVP Sport, ten plan całkowicie upadł.
– Zostaliśmy wszyscy na lodzie. Dlaczego? Bo strona chińska nie wpuszcza w tej chwili żadnych samolotów z zagranicy i każdy lot, w tym wożące akredytowanych na igrzyska, należy dokładnie zgłosić, umotywować itd. Akceptację, żeby polecieć do Pekinu z olimpijczykami, otrzymała wąska grupa kilku linii. Okazało się, że ta wynajęta przez FIS nie otrzymała zgody na przekroczenie granicy. Tylko dlaczego dopiero teraz? – tłumaczy Paweł Witczak, ekspert ds. logistyki w Polskim Związku Narciarskim.
– To, co wymyślają i jak utrudniają wszystko organizatorzy tej olimpiady, jest nie do pomyślenia – dodaje Witczak. - Sytuacja na początku wydawała się bardzo, bardzo zła. Zamiast mieć spokój, nagle zostaliśmy na lodzie – wtóruje mu Jan Winkiel, sekretarz PZN.
Teraz stoi przed nim zadanie zorganizowania Polakom transportu do Pekinu. Zadanie jest bardzo trudne. Po pierwsze, linii lotniczych, które mają pozwolenie na wlot do Chin jest wyjątkowo mało. Poza tym Chińczycy żądają okazania negatywnego testu na koronawirusa i powinien on być wykonany w kraju wylotu. Jeśli tak się nie stanie, o zgodę na przyjazd do Pekinu będzie trzeba poprosić chińską ambasadę.
PZN ma już wstępny plan awaryjny. Polacy mają wylecieć liniami Air China z Mediolanu do Pekinu 31 stycznia. Natychmiast po zawodach polska kadra będzie musiała przedostać się z Willingen do Włoch. Polacy nie zdążą więc zrobić testu na koronawirusa we Włoszech.
– To są puzzle, w których może wywrócić się jeden element i całość legnie w gruzach. Ale i na to będziemy przygotowani, plan C też powstanie – przekonuje Witczak.
Zimowe igrzyska olimpijskie w Pekinie mają rozpocząć się 4 lutego i potrwać do 20 lutego 2022 r. Tym samym Pekin zostanie pierwszym w historii miastem, w którym zorganizowano zarówno letnie, jak i zimowe igrzyska olimpijskie.