Dorobek 43 punktów to jeszcze nie szczyt marzeń, ale niedziela mogła przynieść delikatny uśmiech na twarze kibiców, ekspertów i samych polskich skoczków. Po serii bardzo słabych występów przyszedł dzień z nieco lepszym, bo dającym punkty trzem zawodnikom konkursem.
A takiej sytuacji w tym sezonie jeszcze nie było. Bywały wyższe miejsca Polaków, bo Kamil Stoch stawał już na podium, ale gdyby ktoś spytał przed konkursem, trzy miejsca w finałowej rundzie wielu wzięłoby w ciemno.
Były dwa lepsze konkursy pod względem liczby zdobytych punktów - pierwszy w Niżnym Tagile, gdy Stoch był piąty, a punktów było 65, oraz pierwszy w Klingenthal, gdy najlepszego z Polaków widzieliśmy na podium, a łącznie kadra Michala Doleżala zgromadziła 75 punktów.
Spójrzmy jednak na pozycje: 15. Piotra Żyły, 16. Kamila Stocha i 19. Pawła Wąska. Czy mogło być lepiej? Pewnie. Zwłaszcza u Stocha i Wąska, którzy spadli w klasyfikacji po skoku w drugiej serii. Żyła utrzymał się wśród piętnastu najlepszych po dwóch równych (po 128 metrów), choć wciąż nie najlepszych technicznie skokach.
W pierwszej próbie Stocha zdecydowanie nie pomógł mu wiatr. Sędziowie obniżyli belkę w trakcie pierwszej serii i znów jakby zamrożeni nie zareagowali na nagłe pogorszenie się warunków, które uniemożliwiło dalekie skoki pięciu zawodnikom: Manuelowi Fettnerowi, Johannowi Andre Forfangowi, Timiemu Zajcowi, Robertowi Johanssonowi i właśnie Stochowi. Reszta elementów wydawała się wykonana co najmniej dobrze, na tyle, żeby lądować dalej niż 125,5 metra. Polak tylko machnął bezradnie rękami na wybiegu skoczni.
W drugim skoku było o trzy metry dalej, ale tam wiatr już nie przeszkadzał. Dało się zauważyć, że Stoch dość wyraźnie spóźnił ten skok, przez co nie był w stanie odlecieć tak, jak jego rywale lądujący poza 130. metrem. Szkoda, że nie zbliżył się do timingu, który w kwalifikacjach dał mu bombę na aż 135 metrów.
Spóźniony skok Kamila Stocha podczas PŚ w Engelbergu Screen Eurosport Player
Za to Paweł Wąsek świetnie wykorzystał korzystne warunki w pierwszej serii. Wtedy doleciał do 131,5 metra, ale w drugim skoku uzyskał zaledwie 117,5 metra. Ta próba wyglądała, jakby Polak powtórzył w nich błędy, o których mówił dzień wcześniej. Technicznie bliżej mu było do będącego w słabej dyspozycji Dawida Kubackiego, niż Kamila Stocha, do którego można było porównywać jego pozycję w locie z pierwszej rundy.
Co dał Polakom weekend w Engelbergu? Na pewno niewiele spokoju, bo po sobocie sztab trenerski rzucił się do sprzętu i jak podał dziennikarz Eurosportu, Kacper Merk, uszył zawodnikom nowe stroje. Miały w sobie materiały używane już w tym i zeszłym sezonie, ale sama kompozycja i krój zostały zmienione. Nie przyniosły rewolucji, choć trenerzy pewnie dostrzegą, czy pomogły w konkretnych elementach. Nie było jednak efektu "wow".
Szukając kolejnych pozytywów, dojdziemy do dość neutralnego wniosku: że układ kadry w zasadzie się nie zmienił. Jest Kamil Stoch mający predyspozycje do zajmowania czołowych pozycji, Piotr Żyła, który potrafi przekombinować skok, ale nie jest daleko od tych dających niezłe pozycje i trzeci zawodnik, na którego wyrasta Paweł Wąsek, potrafiący solidnie punktować, albo po prostu mieścić się w "30". Jak poinformował w rozmowie z Eurosportem Michal Doleżal, ci zawodnicy udział w Turnieju Czterech Skoczni mają zagwarantowany.
A reszta? U nich nie ma żadnej poprawy. Cała grupa zawodników, która skakała w Ramsau, popełnia podobne błędy do tych, które przytrafiały im się już w Wiśle, czy wcześniejszych zawodach. Nie ma też zbyt wielu perspektyw na poprawę. Trenerzy muszą podjąć decyzję, czy ich poziom wystarcza na to, żeby dalej regularnie startować w Pucharze Świata. Na ten moment wydaje się jednak, że nie.
Wyborów co do kolejnych konkursów szkoleniowcy mają dokonać w Zakopanem. Prezes Polskiego Związku Narciarskiego, Apoloniusz Tajner zapowiedział, że tam sztab szkoleniowy spotka się z nim i Adamem Małyszem. Zawodnicy mają rywalizować podczas Konkursu Świątecznego na Wielkiej Krokwi, który będzie zimowymi mistrzostwami Polski. Zaplanowano go na czwartek, 23 grudnia. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji mobilnej Sport.pl LIVE.