Te słowa polskiego skoczka zmroziły! To może być jeszcze gorzej? "Już wiedziałem"

Jakub Balcerski
Jakub Wolny tylko wzdychał i przewracał oczami, Dawid Kubacki kręcił głową, a Paweł Wąsek przekazał słowa, które mogą tylko jeszcze bardziej przerażać kibiców i ekspertów w Polsce. Gdyby nie Kamil Stoch, to byłaby kompromitacja i najgorsze zawody polskich skoczków w Engelbergu od 1992 roku. Wtedy w konkursie nie było ani jednego Polaka.

1992 rok. Bez Polaków sklasyfikowanych w konkursie Pucharu Świata w Engelbergu z 19 stycznia. Nawet w pierwszych sezonach Adama Małysza, czy gdy jako jedyny w "30" zostawał Wojciech Skupień, polscy skoczkowie w Szwajcarii punktowali. A w sobotę przez chwilę był strach o to, czy nie będzie inaczej. 

Zobacz wideo Rewolucyjna zmiana w skokach. Ta nowinka zmienia skoki!

Tylko Stoch nie zawiódł. Gdyby nie on, byłoby najgorzej od 29 lat. Polakom została frustracja

Na szczęście Kamil Stoch nie zawiódł. Skoczył 133,5 metra, po pierwszej serii był siódmy i polscy kibice mieli chociaż pewność, że nie będzie najgorzej od 29 lat. A w drugiej rundzie Stoch podniósł się nawet na szóste miejsce, gdy uzyskał tyle samo, ile w pierwszej serii. To jego trzeci najlepszy wynik w tym sezonie. I u niego na twarzy po konkursie mógł gościć uśmiech. U innych motywem przewodnim była frustracja. 

Po skoku na 121,5 metra było skrzywienie u Andrzeja Stękały, który skończył 7,3 punktu za "30", na 35. miejscu. 44. Jakub Wolny (118 metrów) tylko westchnął i przewrócił oczami. Dawid Kubacki (111 metrów), który był przedostatnim sklasyfikowanym w sobotę skoczkiem w Engelbergu, pokręcił smutno głową po przejściu bramki oddzielającej wybieg skoczni i przestrzeń, z której skoczkowie przechodzą do szatni. A i tak najbardziej martwią, a wręcz pogrążają i dobijają słowa jedynego zawodnika spośród tych, którzy odpadli z rywalizacji po pierwszej serii, który zdecydował się porozmawiać z dziennikarzem Eurosportu, Kacprem Merkiem.

Wąsek: Pojawiły się nowe błędy. Nie wiem za bardzo, o co chodzi

- Myślę, że pojawiły się nowe błędy - przekazał 45. w konkursie Paweł Wąsek (116 metrów) w rozmowie dla Eurosportu. - Nie wiem za bardzo, o co chodzi, ale ani w serii próbnej, ani w pierwszym skoku konkursowym nie byłem w stanie dobrze dojechać do progu. I szczerze mówiąc, jak zaczynałem pchanie na progu, to już wiedziałem, że coś nie gra i ciężko, żeby coś miało z tego odlecieć - analizował. To słowa, które pewnie zmroziły tych, którzy ich słuchali. Tylko dodały smutku i żalu, bo wynika z nich, że jest źle, ale robi się jeszcze gorzej.

- Pchanie szło w przód, a nie do góry. Jutro przekonamy się, czy da się temu jakoś zaradzić. Wszystko się da. Zobaczymy, czy znajdziemy powód, przez który to się zaczyna dziać i jak to będzie wszystko wyglądało - mówił Wąsek.

Będą kolejne trudne decyzje? Czy jest sens wystawiać sześciu Polaków na TCS?

I niedziela to faktycznie szansa na lepsze jutro dla polskich skoczków, choć chyba nie ma już co wierzyć, że coś zmieni się tutaj z dnia na dzień. Błędy są zbyt oczywiste, w odległościach wiele brakuje nawet do reprezentantów słabszych kadr, a odpowiedzi, jak nie było, tak nie ma. Pierwsze próby rozwiązania kłopotów - treningi w Ramsau - dla części zawodników nie przyniosły efektów.

Czas na kolejne, być może trudniejsze do podjęcia decyzje. Może warto się zastanowić, jaki będzie sens rywalizacji sześciu Polaków na Turnieju Czterech Skoczni, skoro nic nie wskazuje na to, że wyniki rywalizacji w Niemczech i Austrii będą dla nich optymistyczne? 

Niedzielny konkurs w Engelbergu zaplanowano na godzinę 16:00. O 14:45 rozpoczną się za to kwalifikacje. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji mobilnej Sport.pl LIVE.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.