Kapitalna reakcja Małysza. Mógł wygrać, ale wolał pomóc wielkiemu rywalowi

Łukasz Jachimiak
"Dziękuję Adamowi" - mówił Thomas Morgenstern. A Polska zastanawiała się, co by było, gdyby. Równo 11 lat temu w Engelbergu Adam Małysz pokazał, że nie samymi skokami mistrz skoków żyje. O włos przegrał walkę o zwycięstwo w Engelbergu, bo postanowił pomóc rywalowi. Dostał za to nagrodę fair play.

Puchar Świata w sezonie 2010/2011 był ostatnim w bogatej karierze Adama Małysza. Nasz mistrz przez całą zimę utrzymywał wysoką, równą formę. Dowodem trzecie miejsce w końcowej klasyfikacji. Małysz jak mało kto żegnał się ze sportem, będąc na topie. Podium w Pucharze Świata, podium na ostatnich w karierze mistrzostwach świata (brązowy medal w Oslo), podium w ostatnim starcie (trzecie miejsce w Planicy). A na topie Małysz był nie tylko jeśli chodzi o wyniki.

"Dziękuję Adamowi"

- "Morgi" nie wygrał przez mój gest, tylko dlatego, że był po prostu lepszy - mówił trzy dni po zakończeniu tamtej zimy. Wówczas Małysz odbierał nagrodę fair play od Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Dostał ją za to, co zrobił dokładnie 11 lat temu - 18 grudnia 2010 roku.

Zobacz wideo Forma Kamila Stocha może eksplodować. Ten niuans jest kluczowy

Tamtego dnia w Engelbergu Małysz był liderem konkursu po pierwszej serii. Po skoku na 137 metrów o 0,4 pkt wyprzedzał Morgensterna, który lądował na 135. metrze, ale startował z niższej belki.

Austriak był faworytem. Był liderem Pucharu Świata. Dwa tygodnie wcześniej wygrał oba konkursy w Lillehammer. Najlepszy był też w Engelbergu w piątek (to były dodatkowe zawody, ponieważ między Lillehammer a Engelbergiem odwołano konkursy w Harrachovie). A w sobotę krótka chwila zdecydowała, że odniósł czwarte zwycięstwo z rzędu, zamiast zająć 30. miejsce wobec braku skoku w drugiej serii.

- Dziękuję Adamowi. To było bardzo fair - mówił po zawodach Morgenstern. Te zawody powinien kończyć prowadzący po pierwszej serii Małysz. Ale lider zaproponował, że skoczy jako przedostatni. To dlatego, że mający już siadać na belce startowej Austriak miał duży problem ze swoim kombinezonem.

Małysz ruszył z pomocą, a kibice byli podzieleni

"Morgiemu zepsuł się zamek. Zaproponowałem, że pojadę przed nim, żeby miał czas na naprawę. Dobrze, że w końcu sobie z tym poradził, bo inaczej nie mógłby oddać skoku" - mówił bez większych emocji Małysz.

W Polsce czekającej na jego pierwsze zwycięstwo od dawna opinie były podzielone. Część kibiców doceniała postawę swojego idola, część twierdziła, że Morgenstern powinien zostać zdyskwalifikowany. Nieważne, że przepisy dawały mu czas na naprawę usterki do końca serii. Twierdzono, że na awarii sprzętu skorzystał, bo kończył konkurs, skakał więc z lepszej sytuacji niż Małysz. I to przecież Małysz wywalczył sobie ten przywilej. Na forach internetowych wrzało - wielu twierdziło nawet, że Austriak oszukał i żadnej usterki nie było.

Oczywiście Małysz stanowczo się od takich teorii odcinał. Wyjaśniał, że na własne oczy widział awarię u Morgensterna i dlatego zaproponował pomoc.

Liczyliśmy dalej. A Małysz spokojny. "Zwycięstwo przyjdzie samo"

Małysz błysnął refleksem i postawą fair play, a po chwili błysnął też w locie i po lądowaniu na 135. metrze pewnie prowadził. To był najlepszy skok tej rundy. Drugi Matti Hautamaeki miał w sumie 4 pkt straty do Małysza. Morgenstern stanął przed dużym wyzwaniem, choć po pierwszej serii tracił tylko 0,4 pkt do naszego lidera. Austriak spisał się świetnie. Uzyskał 135,5 m, dostał o pół punkty wyższe noty od sędziów, za wiatr w plecy doliczono mu o 1,2 pkt więcej niż Małyszowi i finalnie Morgenstern wygrał konkurs, wyprzedzając naszego skoczka o 2,2 pkt.

Równo 11 lat temu Małyszowi uciekła szansa na pierwsze zwycięstwo od prawie czterech lat. Między 25 marca 2007 roku i jego triumfem w Planicy a 18 grudnia 2010 roku i prowadzeniem w Engelbergu aż do ostatniego skoku tamtego konkursu minęły 1364 dni. Przez ten czas Małysz wyskakał sobie dziewięć miejsc na podium, tego dnia dorzucił dziesiąte, ale na zwycięstwo musiał dalej czekać.

"Moim celem są dobre skoki, a zwycięstwo przyjdzie samo" - w swoim stylu komentował Małysz po tym wyjątkowo emocjonującym dniu na skoczni Gross-Titlis. Następnego dnia był trzeci w kolejnym starcie w Engelbergu, wkrótce był trzeci w Garmisch-Partenkirchen, drugi w Innsbrucku, trzeci na lotach w Harrachovie, trzeci w Sapporo i wreszcie pierwszy w Zakopanem.

W styczniu 2011 roku na Wielkiej Krokwi Małysz odniósł swoje ostatnie zwycięstwo w karierze. To był jego 39. triumf w Pucharze Świata. Dwa dni później na tej samej skoczni pierwsze zawody PŚ w życiu wygrał Kamil Stoch. Ale to już inna historia. Też piękna. Stoch ma w tym momencie 39 wygranych konkursów PŚ. Identycznie jak Małysz. A my oczekujemy od niego równie wielkich rzeczy, jak oczekiwaliśmy od Małysza. Na przykład, że może już w ten weekend Kamil pobije wynik Adama.

Konkursy w Engelbergu w sobotę i niedzielę o godz. 16. Relacje na żywo na Sport.pl, transmisje: Eurosport, TVN i Player.

Więcej o: