W ubiegły weekend norwescy skoczkowie dali popis w Klingenthal. W niedzielnym konkursie Daniel Andre Tande, Marius Lindvik, Robert Johansson, Halvor Egner Granerud i Johann Andre Forfang zmieścili się w czołowej szóstce. Zajęli kolejno miejsca od drugiego do szóstego - za Ryoyu Kobayashim.
Natomiast dzień wcześniej drugie miejsce zajął Granerud, o 0,1 pkt wyprzedzając Kamila Stocha (wygrał Stefan Kraft). Dla naszego mistrza trzecie miejsce i tak było sukcesem, pierwszym podium w tym sezonie.
- Kamil robi to, co zawsze: poprawia się krótko przed Turniejem Czterech Skoczni. Jestem absolutnie pewny, że na Turnieju znów będzie mocny - mówi nam trener Norwegów.
Stoch to zwycięzca TCS-u z 2017, 2018 i 2021 roku. W Engelbergu najpewniej potwierdzi rosnącą formę na kilkanaście dni przed startem niemiecko-austriackiej imprezy.
Stoch w Klingenthał był trzeci w sobotę, a w niedzielę nie wystartował z powodu bardzo silnego bólu zatok. Na szczęście już poniedziałkowe badanie wykonane przez lekarza kadry doktora Aleksandra Winiarskiego wykazało, że nasz najlepszy skoczek powinien szybko wrócić do pełni sił.
To samo chcielibyśmy móc powiedzieć o pozostałych polskich skoczkach. Niestety, przy ich nazwiskach trzeba postawić znaki zapytania. Dawid Kubacki, Andrzej Stękała, Jakub Wolny i Klemens Murańka wystartują w Engelbergu po przerwie od Pucharu Świata. W Klingenthal ich nie było, w tym czasie trenowali w Ramsau.
Trudno też spodziewać się wielkich rzeczy po Pawle Wąsku, bo chociaż on w Klingenthal wypadł nieźle (w sobotę był 30., w niedzielę zajmowałby po I serii miejsce na początku trzeciej dziesiątki, ale został zdyskwalifikowany za zbyt duży kombinezon), to wciąż jest skoczkiem niedoświadczonym i jeszcze na pewno nie w szczycie swoich możliwości.
A może największy pytajnik trzeba postawić przy Piotrze Żyle. Tegoroczny mistrz świata z Oberstdorfu jest dopiero 26. w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. W siedmiu konkursach Żyła uzbierał tylko 65 punktów - był 32. i 16. w Niżnym Tagile, 23. i 27. w Kuusamo, 25. w Wiśle oraz 17. i 14. w Klingenthal.
Kilka dni temu na Vogtland Arenie Żyła wyglądał odrobinę lepiej, stabilniej niż wcześniej. Mimo to trener Michal Doleżal stwierdził, że teraz jest już pewny, że koniecznie trzeba wyeliminować błędy, które Żyła popełnia w powietrzu.
Wcześniej - już po konkursach w Wiśle - na Sport.pl mówił na ten temat Martin Schmitt. - Piotr ma tak dziwną technikę, że widać, jak w locie gubi metry - zauważał były mistrz, a obecnie ekspert Eurosportu.
O technikę Żyły - bardziej styl H niż styl V - pytamy Stoeckla. I słyszymy zaskakującą odpowiedź. - Piotr zawsze tak latał. Trudno powiedzieć, że to jest za szerokie prowadzenie nart - stwierdza Austriak.
Na Stoecklu nie robi wrażenia ani porównanie fazy lotu Żyły i Stocha z Klingenthal, ani wspomnienie jak Żyła latał w lutym i w marcu na mistrzostwach świata w Oberstdorfie. - Nie pamiętam czy latał tam aż tak szeroko, a na podstawie powtórek jego skoków trudno mi to ocenić. Ale możliwe, że on z tym sposobem skakania, który teraz widzimy, z tym szerokim H, będzie tak mocny, jak wtedy w Oberstdorfie - przekonuje Stoeckl.
Bardzo możliwe, że Żyła musi się skupić przede wszystkim na drugiej części tego, co w Klingenthal powiedział Doleżal - "kantowanie nart w powietrzu jest za duże". Przez takie ustawienie nart Żyła wytraca prędkość przelotową.
Co ciekawe, podobnie jak Stoeckl na dziwne latanie Żyły patrzy Apoloniusz Tajner. - Piotrek ma swoje podejście do wszystkiego. Myślę, że jemu to nie będzie tak bardzo przeszkadzało, jeśli ustabilizuje pierwsze 10-12 metrów za progiem skoczni. Tam ma jeszcze moment ustawiania się: jedna narta tak albo tak, trochę bokiem, trochę ręką musi nadrobić i dopiero potem odlatuje. Jak tam będzie wszystko w porządku, to z takim stylem też odleci, i to bardzo daleko - stwierdził prezes Polskiego Związku Narciarskiego i były trener kadry w programie Sport.pl Live.
Wracając do Stoeckla - Żyłę, Stocha, a przede wszystkim swoich skoczków z norweskiej kadry austriacki trener obejrzy w telewizorze. - W izolacji w Klingenthal muszę pozostać do 22 grudnia. Wtedy pojadę autem do Austrii, na święta. Na szczęście objawy covida mam bardzo nieznaczne: kaszel i lekką gorączkę - mówi nam Stoeckl.
Dzięki łagodnemu przebiegowi choroby trener mógł przez ostatnie dni normalnie pracować. - Organizowałem treningi, a później oglądałem zajęcia skoczków w Lillehammer - kończy Stoeckl.
W piątek w Engelbergu kwalifikacje o godzinie 17. Konkursy w sobotę i niedzielę o 16.