51., 56. i 57. miejsce - to wyniki polskich skoczkiń w kwalifikacjach do jedynego konkursu podczas zawodów Pucharu Świata w Ramsau. Zamiast rywalizować w piątek na skoczni, kadra była już w podróży powrotnej do kraju. Kinga Rajda, Nicole Konderla i Anna Twardosz w swoich skokach traciły blisko 30 metrów do najlepszych rywalek.
To przepaść. A polskie skoki kobiet najlepiej podsumowuje statystyka z Pucharu Narodów: Polki są ostatnie w klasyfikacji generalnej. Kinga Rajda wywalczyła dwa punkty po weekendzie w Klingenthal, ale to jedyny dorobek kadry Łukasza Kruczka, która przegrywa nawet z Włoszkami (cztery punkty) i Chinkami (dziesięć punktów). W rozmowie dla Sport.pl szkoleniowiec bierze odpowiedzialność za wyniki kadry i wskazuje, czy można się spodziewać, że fatalna sytuacja do igrzysk ulegnie zmianie.
Łukasz Kruczek: Nie jest to powód do dumy i mam pełną świadomość tego, że wyniki w żaden sposób nie odzwierciedlają tego, o czym cały czas mówię i do czego jestem w pełni przekonany.
- Nic nie wskazywało podczas ostatnich zgrupowań przed sezonem, że będą takie problemy. Powiedziałbym, że byłem wyjątkowo spokojny, że dobrze wejdą w sezon. Mieliśmy kontakt z innymi ekipami i w miarę ciągłe porównanie. Owszem, nie wszystkich zawodniczek dotyczy to w takim samym stopniu.
- Tak, wierzę nawet bardzo. To są skoki narciarskie i nawet jeden, czy dwa dni potrafią postawić wszystko na głowie.
- Wiem, że trudno to dojrzeć, ale u niej mimo wszystko widzę pozytywy. Najtrudniejszy okres ma już za sobą, czyli od grudnia zeszłego roku do sierpnia, kiedy to była w dużym kryzysie. Teraz w końcu ustaliła właściwą pozycję najazdową i potrzeba tylko automatyzmu. Ten początek sezonu był i jest zawsze ciężki jeśli się dobrze nie zacznie. Nie ma możliwości treningu, bo jedyne przygotowane obiekty, to te gdzie są zawody i tylko wtedy są do użytku.
- U Ani tak w połowie lata mieliśmy duży problem ze skokami. Zaczęła popełniać błędy w locie i zgubiła pewność siebie. Teraz jest już lepiej jeśli chodzi o ten błąd, ale pozostałe "klocki" należy poukładać.
- U Nicole próbowaliśmy, w sumie niepotrzebnie poprawić pozycję najazdowa w Lillehammer, ale koncepcja się nie sprawdziła i do tego zamieszała za bardzo. Korekta miała pomóc na dużej skoczni, a zaszkodziła. Już jest skorygowane, ale do utrwalenia potrzebuje kilku treningów.
- Kamila trenuje z Marcinem Bachledą (asystentem Łukasza Kruczka - przyp.) w Zakopanem wykorzystując gotowe obiekty. Zobaczymy już niebawem, jak bardzo to pomogło, bo dawka spokojnego treningu już powinna przynieść widoczną zmianę.
- To zależy od dnia. Wiadomo, że w pierwszym momencie po nieudanym starcie jest przybicie, ale później pojawia się mobilizacja do działania.
- Wczoraj omówiliśmy sytuację i ustaliliśmy wstępny plan działania na nadchodzące dni.
- No oczywiście, że jestem odpowiedzialny, zawsze tak jest. Nawet jeśli błędy, czy powody braku wyniku leżą poza działaniami trenera głównego, to on ponosi pełną odpowiedzialność.
- Miałem, ale czasu nie cofnę o kilka lat. I uprzedzę pytanie: nie chodzi o decyzję, żeby pracować z tą grupą.
- Nie. Tego już nie zmienię i nie ma co patrzeć wstecz.
- Na tę chwilę jedziemy normalnie, może innym składem, ale będziemy startować. To mogą być ostatnie zawody przed dłuższą przerwą.