Aleksander Stoeckl jeszcze przebywa w Klingenthal. Ma covid i do 22 grudnia będzie w izolacji. Był w niej już w niedzielę 12 grudnia. Tego dnia bez swojego szefa na Vogtland Arenie popis dali Daniel Andre Tande, Marius Lindvik, Robert Johansson, Halvor Egner Granerud i Johann Andre Forfang. Ta piątka na niemieckiej skoczni urządziła sobie coś na kształt krajowych zawodów. Wymienionych Norwegów przeskoczył tylko Ryoyu Kobayashi. A oni uplasowali się tuż za Japończykiem na miejscach 2-6.
Wysokie miejsca Lindvika i Graneruda nie były dużą niespodzianką. Lindvik chwilę wcześniej zajął drugie miejsce w Wiśle i czwarte w Kuusamo. A Granerud po prostu wrócił w Niemczech do dobrego skakania z inauguracji sezonu. W Niżnym Tagile obrońca Pucharu Świata był trzeci i pierwszy, w Kuusamo szokujące były jego dwie porażki w kwalifikacjach, w Wiśle też był zagubiony i skończył na 48. miejscu, ale w Klingenthal po prostu się odnalazł - w sobotę był drugi, więc piąte miejsce z niedzieli na pewno nikogo nie dziwi. Czołówka to po prostu naturalne środowisko Graneruda.
Natomiast do myślenia dają wysokie miejsca, które w niedzielę zajęli Tande, Johansson i Forfang. Tande był bliski zwycięstwa po tym, jak we wcześniejszych konkursach tej zimy zajmował miejsca: 24., 23., 29., 26., 38. i 18! Johansson znalazł się tuż za podium po też nieporywających występach, które kończył na miejscach: 9., 11., 12., 50., 10., i 8. To samo można powiedzieć o Forfangu, który zajął najwyższe w sezonie, szóste miejsce, po następujących wynikach we wcześniejszych konkursach: 25., 9. 18., 34., 12. i 14.
Po norweskiej niedzieli w Klingenthal po prostu trzeba postawić pytanie o sprzęt. Dyskusji o nim, o jego znaczeniu jest może w skokach czasami za dużo. Ale trudno nie dyskutować po takim popisie jednej nacji. I po takiej nagłej niemocy innej kadry. Bo przecież najlepsi tej zimy Niemcy (prowadzą w Pucharze Narodów, a Karl Geiger jest liderem Pucharu Świata) na swojej skoczni wypadli w niedzielę zdecydowanie poniżej oczekiwań i możliwości. Najlepszy z nich Constantin Schmid był ósmy. Dalej na 19. miejscu zawody skończył Stephan Leyhe, na 21. Andreas Wellinger, na 22. Geiger, na 29. Pius Pasche, a piąty w generalce Markus Eisenbichler nie wszedł do drugiej serii (40. miejsce).
- W niedzielę nasi zawodnicy skakali naprawdę świetnie, ale też mieliśmy szczęście. Albo powiedzmy, że inni mieli pecha - mówi nam zagadkowo Alexander Stoeckl. Ale trener zagadkę od razu rozwiązuje. - Zwłaszcza niemiecka drużyna miała pecha. Szczególnie w pierwszej rundzie oni mieli tak słabe prędkości dojazdu do progu, że to im uniemożliwiło walkę o podium - przyznaje.
To prawda. W I serii Geiger miał na progu prędkość 89,6 km/h. I ledwo awansował do drugiej serii - po skoku na 115,5 m był 29. Eisenbichler z prędkością 89,7 km/h uzyskał 115 m i nie zmieścił się w finałowej "30", bo fatalnie lądował. Dla porównania - najszybszy Tande dojechał do progu z prędkością 91,1 km/h. To ogromna różnica. I ogromnym zaskoczeniem było, że do takiej różnicy doszło. Niemcy na co dzień jeżdżą szybko. Zresztą, na dowód popatrzmy na prędkości z soboty:
W sobotę Tande był od Eisenbichlera wolniejszy o 0,5 km/h. A w niedzielę jechał szybciej od niego o 1,5 km/h! Tu ewidentnie znaczenie miał sprzęt, a nie umiejętności.
Co więc takiego się stało, że w niedzielę wszyscy się męczyli (Niemcy najbardziej), natomiast Norwegom narty jechały wspaniale?
- Ten rodzaj śniegu, który mieliśmy na rozbiegu w niedzielę, spowalnia. My byliśmy gotowi, bo świetną robotę wykonali Kenneth Gangnes [były skoczek jest serwismenem Norwegów - red] i wcześniej w Norwegii nasz zespół techników. Chodzi o woskowanie nart i przygotowane struktury - wyjaśnia trener Stoeckl.
Krótko mówiąc - Norwegowie mieli narty idealne na warunki, które panowały na skoczni w niedzielę. Ich struktury działały jak bieżnik w zimowych oponach. I widać, jak ogromnie dużo to znaczyło.
Norweskie zwycięstwo sprzętowe zauważyli goście programu Sport.pl Live.
- Struktury nart są najważniejsze w sytuacjach, kiedy są dziwne pogodowe zmiany, na przykład zaczyna mżyć i dojazd robi się mokry - wyjaśniał Apoloniusz Tajner, prezes Polskiego Związku Narciarskiego, a przed laty trener kadry.
- Struktura decyduje o tym, jak się na danej narcie jeździ w danych warunkach - dodawał Igor Błachut. Komentator Eurosportu mówił też, że ekspert stacji, Wojciech Topór, dostał ciekawe informacje od Kamila Stocha.
- To informacje z pierwszej ręki, od Kamila, że skocznia w Klingenthal była o tyle nietypowo przygotowana, że w torach nie wycięto rowków, które odprowadzają wodę. Czyli woda w torach stała. Narty, które miały delikatniejszą strukturę, po prostu pływały. Ciężko było je wyczuć, opanować sytuację - opowiadał Błachut.
Po Klingenthal wiadomo, że Norwegowie są świetnie przygotowani na trudne sytuacje. Po wydarzeniach z Vogtland Areny wiadomo też, jak ważny jest w skokach wyścig technologiczny. Wszystkie ekipy pracują nad tym, by mieć najlepsze kombinezony, wiązania i narty z odpowiednio powycinanymi rowkami. Teraz na pewno wszyscy chcą gonić Norwegów. Igrzyska olimpijskie Pekin 2022 coraz bliżej - już za półtora miesiąca.