Pobił niebotyczny rekord PŚ, a potem zapaść. "Nie mam kogo za to obwinić"

Jakub Balcerski
W 2016 roku Peter Prevc pobił rekord zwycięstw w jednym sezonie Pucharu Świata, zdobył Kryształową Kulę i złoto mistrzostw świata w lotach. Wywołał u Słoweńców obsesję na swoim punkcie, ale jego wyniki były coraz gorsze. Z tej zapaści do czołówki nie wrócił do teraz. - Potrafiłem zrobić coś, co wydawało się niemożliwe. To napędza mnie także teraz. Wyobrażam sobie, że zawsze mogę znów stać się tym wyjątkowym - opisuje Słoweniec w rozmowie dla Sport.pl.

Tak złego wyniku, jak podczas drugiego konkursu w Klingenthal Peter Prevc nie miał od 1064 dni. Na Vogtland Arenie zajął 41. miejsce. Ostatni raz tak słabo spisał się w Predazzo 13 stycznia 2019 roku, gdy był 53. W rozmowie dla Sport.pl mówi o sposobach na radzenie sobie z psychiką, wspomnieniach z najlepszego sezonie w karierze i tym, jak godzić życie z rodziną i presją na skoczni. 

Zobacz wideo Jan Szturc wychował kilka pokoleń skoczków. "Każdy sukces wychowanka daje ogromną radość"

Jakub Balcerski: Anze Lanisek nazywa cię "fighterem", bo zawsze potrafisz wrócić do czołówki, nawet jak nic ci się nie układa. Też byś tak siebie opisał?

Peter Prevc: Niekoniecznie. Jestem uparty, obstaję przy swoim i dążę do sukcesu. Staram się robić to, co powinienem zrobić, żeby dojść na szczyt, choć bywa tak, że muszę to powtarzać wiele razy, czasem bezskutecznie. 

Nie było cię na pierwszych zawodach Pucharu Świata w tym sezonie z wyjątkowego powodu - urodziło ci się trzecie dziecko. Wszystko w porządku po porodzie?

- Tak, choć sytuacja nas zaskoczyła, bo syn przyszedł na świat o miesiąc wcześniej, niż wyznaczono nam termin. To wyglądało jakby chciało mnie przy sobie, a nie na skoczni, daleko w Rosji. Trochę pobyłem z nim i żoną, a teraz mogłem wrócić do skoków. Z rodziną wszystko w porządku i teraz spokojnie odpoczywają już w domu. 

Jak na całą sytuację zareagowała twoja psychika? Łatwo było się przestawić z miłej atmosfery w domu na powrót do rywalizacji?

- W sumie zaczerpnąłem nawet więcej motywacji, niż zazwyczaj mam przed zawodami. To dało mi takiego małego energetycznego kopa. Pomyślałem sobie: Jesteś daleko od domu, to rób dobrze to, po co się od niego oddaliłeś. Zmieniłem też trochę podejście. Mam dobry powód, żeby być z rodziną, ale także dobry powód, żeby skakać. Dzięki temu gdziekolwiek jestem, czuję się dobrze. 

Zatem jak jest z formą? Na początku wyglądało na to, że nieco poprawiłeś się po jesieni.

- W Ruce wszystko poszło naprawdę czysto i gładko. Była forma, wyniki i dobre rezultaty. W Wiśle i Klingenthal czułem się trochę nieswojo. Nie chcę się oceniać tuż po zaledwie dwóch weekendach rywalizacji, ale widzę, że mam pewne problemy, choćby z lądowaniem. Potrzebuję pewnie kilku tygodni, żeby dojść do właściwej dyspozycji. 

Zmieniłeś narty na te produkcji Petera Slatnara. Skąd taka decyzja? Jak je oceniasz do tej pory?

- Są dobre. Na tyle dobre, że ich używam, to już wiele o nich mówi. Przed sezonem sprawdzałem wiele możliwości i czuję się najlepiej właśnie na nartach Slatnara, stąd decyzja o zmianie. 

Rzeczywiście są trochę inne, niż te produkowane przez pozostałe firmy?  A może to twój mały sekret?

- Każdy producent ma swoje sztuczki i to od zawodnika zależy, które będą się z nim dobrze zgrywać. Dla mnie te narty są zupełnie optymalne, cieszę się, że dobrze mi się na nich skacze. 

Wrócę na chwilę do rodziny: jeden ze słoweńskich dziennikarzy powiedział mi, że przyjąłeś tego typu strategię - nie potrzebujesz już podejmować tak wiele ryzyka na skoczni, bo wiesz, że masz za sobą rodzinę. Założenie jej naprawdę tak cię zmieniło?

- Kiedy zostajesz ojcem, życie się zmienia i to normalne. Ale czy nie chcę podejmować ryzyka? Nie wiem. Jestem w stanie to robić, ale im stajesz się starszy, tym postawienie na ryzyko staje się trudniejsze. Nie z powodu rodziny, a z powodu pewnego doświadczenia. Kiedy jesteś młody, wszystko wydaje się proste. Z wiekiem przychodzi pytanie: co się może stać? I trochę odpuszczasz. Gdy jesteś starszy, o wiele trudniej pokonać własną psychikę i pozwolić sobie na dalekie skoki

Lanisek zwrócił uwagę, że jest zawodnikiem, który pamięta twoje sukcesy z perspektywy zawodnika, który wchodził do kadry. Skokowo trochę się na nich wychował, a teraz sam cieszy się wygranymi i miejscami na podium. A ty nadal jesteś obok niego. Jakie to uczucie dla ciebie - mieć przy sobie zawodników, którzy w sumie razem z tobą dorastali?

- To chyba naturalne. Tak mija życie i kariera skoczka, ale najważniejsze, że nasz kraj zawsze ma chociaż jednego zawodnika w czołówce. Pozostali mogą traktować kogoś jako "idola". To pewnie pomaga trochę w momentach, kiedy dyspozycja jest gorsza. Mamy w Słowenii za kim iść, to nas cieszy. 

Przychodzą do ciebie po porady?

- Nie, jestem jednak tylko zawodnikiem, a nie doradcą. Ale czasem gdy ktoś przeżywa gorszy moment i potrzebuje pomocy, staram się przekazać mu swoją opinię, jeśli tylko chce ją znać. Nie jestem tym, który mówi: musisz zrobić to i to. Wolę iść w nieco innym kierunku, ale zostaję do dyspozycji każdego, kto mnie potrzebuje. 

O roli trenera w przyszłości pewnie też nie myślałeś?

- Nie, bo chciałbym jak najdłużej być zawodnikiem. Na tym się skupiam. A później? Zobaczymy, gdy przyjdzie czas.

Trenuje was były skoczek, Robert Hrgota, który szybko wszedł w rolę trenera. Szybko trafiło mu się też stanowisko w kadrze narodowej, którą musiał przejąć w trakcie mistrzostw świata w lotach w Planicy, gdy odszedł Gorazd Bertoncelj. Jaki jest Robert jako trener?

- Wie, że ma jeszcze wiele przed sobą. Ale szybko się uczy i rozwija. Zawsze szuka czegoś, co może nam dać przewagę, a jest niezauważalne przez innych. Słucha wszystkich w zespole i bierze ich na poważnie. Jest bardzo bezpośredni. Ma też swoją własną wizję, dzięki której ma nadzieję osiągnąć sukces. 

Na ten sezon wrócił do was Matjaż Polak, trener przygotowania fizycznego jeszcze z czasów twoich największych sukcesów. Słyszałem, że to po części twoja sprawka. Że wskazałeś: chciałbym, żeby znów z nami pracował. 

- Tak, Matjaż jest dla mnie bardzo ważny. Zna mnie, moją sylwetkę i ciało. Wie, czego mi trzeba, kiedy staram się szukać drogi do lepszych wyników. Często dzięki niemu się rozwijam. Cieszyłem się, że wraca, a teraz pracuje nam się świetnie. 

Jego nazwisko przetłumaczone na polski brzmi tak, jakbyśmy mieli u was wtykę w sztabie. 

- Ha, ha!

Dużo zmienił po poprzednim sezonie? Jest tak, jak zapamiętałeś z ostatnich lat z jego pomocą?

- Jest podobnie. Powoli wszystko się zmienia, ale gdy jesteś w trakcie tego procesu, to trudno dostrzec wszystko od razu. O wiele łatwiej to zrobić, gdy patrzysz w przeszłość i widzisz, które momenty były kluczowe.

W tym sezonie dla wielu zawodników cel jest jeden: igrzyska. Jak na nie patrzysz? W końcu z twoimi sukcesami brakuje ci niemalże tylko złota olimpijskiego. Myślisz o tym?

- Wszystkich pięćdziesięciu zawodników będzie o tym myśleć. Wygra tylko ten jeden, który będzie w najlepszej formie. Muszę ciężko pracować i być w formie, kiedy przyjdzie na to odpowiedni czas. Liczy się skupienie, koncentracja na dojściu do takiej dyspozycji. 

Jak zmieniała się twoja psychika przez ostatnie pięć lat, od chwil związanych z największymi sukcesami?

- Zawsze chciałem i dalej chcę być w czołówce. To jednak nie zawsze możliwe. Kiedy jesteś w dobrej formie, w skokach wszystko składa się w jedną całość i daje możliwość wejścia na wyższy poziom. Relaks, psychika, kolejne elementy w skokach - wszystko musi być na miejscu. Kiedy pojawiają się gorsze wyniki, musisz starać się utrzymać te wszystkie elementy, nie zaśmiecać sobie głowy niepewnością. W ostatnich miesiącach przechodziłem przez spore turbulencje i to wszystko się chwiało. Jeśli pytasz jednak, czy czerpię jakoś ze swoich sukcesów to odpowiem: tak. Przypominam sobie, że biłem rekordy. Robiłem zatem coś, co wydawało się niemożliwe. Coś, co wcześniej nie miało miejsca. To napędza mnie także teraz. Wyobrażam sobie, że zawsze mogę znów stać się tym wyjątkowym. 

Pobiłeś niebotyczny rekord zwycięstw z piętnastoma wygranymi w jednym sezonie Pucharu Świata, zdobyłeś Kryształową Kulę i medale największych imprez w skokach. Który z tych momentów był dla ciebie największym?

- W głowie mam tylko jeden. Jestem na ramionach moich kolegów, podnoszony w górę na wybiegu mamuta w Planicy, gdy skończyłem swój najlepszy sezon i zgarnąłem Kryształową Kulę, oraz ten wyjątkowy rekord. Najbardziej doceniam jednak samą chwilę, ten moment radości tuż po ostatnim skoku. I widok wszystkich kibiców, którzy przyjechali. To było niezwykłe i niezapomniane. 

Potem w Słowenii wiele się wokół ciebie działo. Zrobiło się spore zamieszanie? Za duże?

- Wiele zrobiłbym inaczej. Ale kiedy nie wiesz, co może pójść nie tak, popełniasz błędy. I nie mam za to kogo za to obwinić. Tylko siebie. Tak na to patrzę i wyciągam wnioski, choć oczywiście najlepiej było to wiedzieć już wtedy. Staram się jednak przejść do teraźniejszości, skupić na tym, co robię teraz.

Masz zatem deadline, który stawiasz sobie na ten sezon? Taki moment, kiedy musisz osiągnąć dobry poziom? 

- Nie mam. Ale wiem, że przyjdzie moment, kiedy poczuję, że to jest to. Jestem dobrze przygotowany i wierzę, że to się wydarzy. Zobaczymy, co da mi taka dyspozycja na skoczni.

"Sport.pl Live" - Nowy program Sport.pl startuje już w poniedziałek!

W poniedziałek, 13 grudnia o godz. 20:00 zadebiutuje nowy program wideo premium – "Sport.pl Live". Będzie go można oglądać co tydzień na stronach głównych Gazeta.pl i Sport.pl, a także na platformie YouTube i Twitchu Sport.pl. W pierwszym odcinku głównym tematem będzie forma polskich skoczków narciarskich i rewolucyjna zmiana w sprzęcie, z której korzystają już nasi rywale. Naszym gościem będzie m.in Apoloniusz Tajner (prezes PZN). Więcej informacji dostępne tutaj:

 
Więcej o: