Dziewiąte miejsce po pierwszej serii pomimo wciąż dość słabego skoku Kamila Stocha dawało szansę, że choć Polak wciąż nie osiąga odpowiednich odległości, to będzie w stanie w jakiś sposób znaleźć się wysoko w niedzielnym konkursie.
Ale skok na 116,5 metra w drugiej serii wyrzucił go nawet z najlepszej dziesiątki. Skończyło się na jedenastym miejscu i wielkim rozczarowaniu. Stoch był wściekły, tuż po skoku aż podskoczył kilka razy, a chwilę później miał po prostu minę smutnego, sfrustrowanego skoczka.
- Przede wszystkim jest duży niedosyt, trochę skołowania i takiej zwykłej złości. Chciałoby się więcej. Czuję, że to jest wszystko w porządku, ale też na tę pierwszą dziesiątkę maksymalnie, w okolicach jej końca. Ale nic więcej. Wydaje mi się, że czegoś ciągle brakuje. Że coś umyka. Coś, co pozwoliłoby mi skoczyć tę parę metrów dalej - ocenił Stoch.
- Trzeba się uspokoić i poczekać, zachować cierpliwość, a potem dalej pracować. Nie czuję się na tyle swobodnie, żeby być pewnym, że wszystko zadziała. Czegoś jakby mi brakowało. Muszę to w jakiś sposób kontrolować, bo inaczej pojawiają się inne błędy. Wiem, jak ciężko harowałem przez całe lato, jakie były treningi. Wiem, na co mnie stać. Skoro potrafię wygrać serię treningową, czy kwalifikacje, to znaczy, że w zawodach też potrafię tak skakać. Tylko potrzeba tego małego czegoś, czego jeszcze brakuje - opisywał Stoch. W rozmowie z dziennikarzami kilkunastokrotnie wzruszał ramionami. Widać było, jak wielką bezradność odczuwa polski skoczek.
Ten sam gest, niestety, wykonywał także trener Michal Doleżal. - Liczyliśmy na więcej. Piątek i sobota wyglądały na krok do przodu. Było jednak inaczej. Czy jest Kamil i reszta? Liczyłem jeszcze na Piotrka, bo wcześniej to wyglądało lepiej. Muszę tutaj z nim pogadać. Są emocje, dużo myśli w głowie. Wieczorem mamy spotkanie w hotelu, na którym zapadnie kilka decyzji - zapowiedział Doleżal. O tym samym spotkaniu mówił Adam Małysz.
- Idea jest ta sama. Zawodnicy wiedzą, co mają robić. Zadanie jest proste: żeby skakać z nogi. Ale tego nie ma. Nie możemy jeszcze panikować, na razie wyczekujemy. Nie wyglądało, ale Kamil jest blisko, Piotrek też mógł być, a u Dawida to wciąż jest kwestia 1-2 skoków. Wierzę w to. My się trzymamy razem. Później ta atmosfera na pewno też będzie inna. Nie liczymy na cuda. Musimy pracować codziennie i utrzymać spokój. Jeśli byśmy spanikowali, skończyłoby się jeszcze gorzej - ocenił czeski trener Polaków.
Kolejne zawody Pucharu Świata zaplanowano na dni 10-12 grudnia w Klingenthal w Niemczech. Odbędą się tam dwa konkursy indywidualne. Relacje na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!