Czwarte miejsce drużyny i trzech Polaków z punktami w konkursie indywidualnym. Taki jest dorobek naszych skoczków z Pucharu Świata w Wiśle. Cudów nikt się nie spodziewał. Ale wszyscy liczyliśmy, że kadra prowadzona przez Michala Doleżala odbije się choć na tyle, by wylecieć z bylejakości. Nie wyleciała. Niestety, urządza się w niej.
Po konkursach w Niżnym Tagile i Kuusamo mieliśmy w Pucharze Narodów 133 punkty. Cztery konkursy i tylko 133 punkty - o kilka poziomów gorzej niż jeszcze rok temu. Wtedy w pierwszych czterech startach indywidualnych sezonu nasi zawodnicy wyskakali 509 punktów. Bez Kamila Stocha, Piotra Żyły i Dawida Kubackiego w czwartym konkursie tamtej zimy - w Niżnym Tagile.
Teraz startują wszyscy nasi mistrzowie. Chociaż jeden startuje tak, że - to widać gołym okiem - warto byłoby mu tych startów oszczędzić, wycofać go z rywalizacji i skierować na treningi. W niedzielę w Wiśle Kubacki zajął 32. miejsce. Po raz czwarty z rzędu nie awansował do drugiej serii! A tak naprawdę miał piąty zupełnie nieudany konkurs z rzędu - doliczyć trzeba sobotnią drużynówkę, w której pogrzebał polskie szanse na podium, lądując w drugiej serii na 97. metrze.
Kubacki skacze wzwyż, jak w dawnych latach swojej kariery. I tak czarną serię wyników też miał ostatnio bardzo dawno temu - w sezonie 2014/2015.
Ale my tak naprawdę cofamy się w jeszcze bardziej zamierzchłą przeszłość. Niedziela 5 grudnia 2021 roku w Wiśle przebiegała dla polskich skoków trochę tak, jakby przeniosły się one w czasie o 20 lat wstecz. Dawno temu jeden Adam Małysz walczył z resztą świata i tylko czasem komuś jeszcze udawało się wejść do drugiej serii.
Teraz w roli samotnika wystąpił Stoch. Żyła i Zniszczoł prześlizgnęli się do rundy finałowej i uciułali po kilka drobnych punktów za 25. i 26. miejsce. Stoch doskoczył do 11. miejsca. I to jedyny promyk nadziei.
Promyczek tak naprawdę. Stoch miewa skoki świetne. Pojedyncze. Głównie w seriach treningowych. Od Stocha również oczekujemy więcej. Mamy prawo, sam mówił w przedsezonowej rozmowie ze Sport.pl, że dobrze się dzieje, gdy media i kibicuje liczą na sukcesy.
Stoch, choć wygląda na naszego ratownika, jeszcze wcale nie błyszczy i tak naprawdę nie ratuje nas z przygnębienia. Skacze w kratkę - w Niżnym Tagile był piąty i 33., w Kuusamo - ósmy i 41., teraz zajął 11. miejsce. To nie jest mistrzostwo, to jest przeciętność.
Tak, polscy skoczkowie popadli w przeciętność. A może nawet są poniżej tego stanu. To nie jest moment na powtarzanie, że wolno się rozkręcają i że z czasem, jak w poprzednich sezonach, znajdą formę. To samo nie przyjdzie. To jest całkiem inna skala problemu. To chyba czas najwyższy na radykalne decyzje. Może warto odpuścić starty w Pucharze Świata i znaleźć swoje Ramsau, by naprawić błędy. Tak, jak to plus minus 20 lat temu zawsze robił mistrz Małysz.