W Niżnym Tagile klapa, w Kuusamo jeszcze większa. Po dwóch weekendach zimy 2021/2022 przypominaliśmy sobie zimę 2015/2016. Bo to wtedy, w ostatnim sezonie trenerskiej kadencji Łukasza Kruczka, wyglądaliśmy tak słabo jak teraz.
Tydzień temu Andreas Goldberger pocieszał czytelników Sport.pl, zapowiadając, że w Wiśle Polacy zdołają się przełamać. I w sobotę długo można było mieć nadzieję, że legendarny Austriak miał rację.
W pierwszej serii Piotr Żyła, Andrzej Stękała, Dawid Kubacki i Kamil Stoch dali dużo radości sześciu tysiącom kibiców na trybach obiektu im. Adama Małysza.
Cała nasza czwórka skakała solidnie i chyba miała też szczęście do pogody. "Chyba", bo o tak loteryjnym, wietrznym konkursie trudno powiedzieć coś na pewno. Dopiero 46. w Pucharze Świata Andrzej Stękała (zdobył tej zimy 1 punkt) wypadł o niebo lepiej niż lider, wicelider i trzeci zawodnik klasyfikacji generalnej!
Dodajmy, że Norwegia z walki o podium wyeliminowała się praktycznie już w pierwszym z ośmiu skoków, gdy na bulę spadł Robert Johansson. A po poważnej wpadce zanotowała większość drużyn z czołówki.
Aż do siódmego z ośmiu skoków Polski w konkursie wyglądało na to, że do podium wystarczy nam solidne skakanie. Oczywiście 112,5 metra Stękały z drugiej serii wyglądało słabo przy jego 129,5 m z pierwszej serii. Ale i tak było nieźle, bo dobre 121 metrów z wiatrem w plecy zaliczył Żyła.
Przed skokiem Kubackiego Polska była trzecia. Do pierwszej Austrii traciła tylko 2,7 pkt, do drugiej Słowenii - 0,9 pkt. Zajmujący czwarte miejsce Niemcy byli od nas gorsi o 14,3 pkt.
Niestety, Kubacki nie poradził sobie w trudnych warunkach i spadł na 97. metr, a Polska spadła na szóste miejsce. - Jestem zły. To nie był dobry skok - ocenił na gorąco w TVP Sport Adam Małysz.
Skaczący w ostatniej grupie Stoch nie miał szans dogonić pierwszej trójki. Skacząc 116 metrów przesunął nas tylko na czwarte miejsce, bo Marius Lindvik lądował na 107. metrze, a Naoki Nakamura osiągnął 112 m.
Ale w ocenie Małysza Stoch i Stękała nie skoczyli w drugiej serii dobrze. Na plus były mistrz ocenił tylko Żyłę.
Końcowe wyniki wyglądają tak:
Czwarte miejsce Polski to wynik przeciętny. I chyba oddający nasze możliwości na ten moment. Ale poczekajmy na niedzielę i zawody indywidualne z udziałem 11 naszych skoczków. Wtedy w Wiśle pogoda ma być bardziej stabilna i jest szansa, że zobaczymy konkurs zdecydowanie bardziej czytelny niż sobotnia antyreklama dyscypliny.
Szkoda, że w tej antyreklamie nie wyskakaliśmy sobie podium. Ono na pewno podbudowałoby cały zespół Michala Doleżala. A przecież głowy w skokach są chyba równie ważne jak nogi.