Ruka to królowa wiatru w kalendarzu Pucharu Świata. Jak przytoczył w rozmowie dla Sport.pl sekretarz generalny zawodów w Finlandii, Seppo Linjakumpu najmocniejsze podmuchy wiatru sięgały tam aż do dziesięciu metrów na sekundę.
Odwoływanie i skracanie konkursów, czy rozgrywanie tylko jednej serii jest dla tamtejszego jury codziennością. Choć w 2016 roku doszło do zmian: na skoczni pojawiły się tory lodowe i grubsze, odporniejsze siatki przeciwwiatrowe. Od tego czasu coraz częściej udaje się ograniczyć problemy z wiatrem i temperaturą podczas rywalizacji.
Najgroźniejsze dla przebiegu jest mocny wiatr wiejący prosto pod narty, lub z tyłu skoczni. Jednak w tym roku podmuchy mają się ograniczać do kilku metrów na sekundę i nie będą tak bardzo przeszkadzać zawodnikom. Konkursy indywidualne w sobotę i niedzielę mają przebiegać bez większych problemów, a na pewno nie zostaną odwołane.
- Warunki są świetne, a obiekty dobrze przygotowane. Od tygodnia trenują tu kombinatorzy norwescy i lokalni skoczkowie, którzy bardzo chwalą sobie skocznię. Prognozy wyglądają dobrze. Wciąż będzie chłodno, około -15 stopni Celsjusza, a do tego lekki wiatr, w większości zza siatek. Lapoński Święty Mikołaj będzie na skoczni, ale wygląda na to, że nie musimy do niego teraz szybko pisać listów i prosić o spokojne warunki - wskazuje Seppu Linjakumpu.
W Ruce nieopodal Kuusamo zatem po raz pierwszy od wielu lat prawdopodobnie "nie będzie to samo", nawiązując do kibicowskiego powiedzonka.