Najgorszy konkurs Polaków w PŚ od prawie 6 lat! "Jest delikatny niepokój"

Piotr Majchrzak
Kibice skoków szybko muszą zapomnieć o inauguracyjnym weekendzie w Niżnym Tagile. W sobotę było słabo, ale w niedzielę nasi skoczkowie zaliczyli najgorszy konkurs Pucharu Świata od 2016 roku. Jeszcze za wcześnie, żeby bić na alarm, ale w sztabie naszej kadry pewnie pojawi się mały niepokój.

O ile w sobotę bardzo dobre skoki oddawał Kamil Stoch, który zajął piąte miejsce. Tak w niedzielę Polacy o takiej lokacie mogli tylko pomarzyć. Stochowi nie udało się nawet wejść do drugiej serii konkursu. Podobnie zresztą jak Dawidowi Kubackiemu. W finale mogliśmy oglądać tylko Piotra Żyłę (16. miejsce) i Andrzeja Stękałe (30.miejsce).

Zobacz wideo

Najgorszy konkurs za kadencji Doleżala. Dawno nie było takiego wyniku

Niestety, taki wynik oznacza, że był to zdecydowanie najsłabszy konkurs za kadencji Michala Doleżala, który zaczął swój trzeci sezon na stanowisku trenera kadry. Do tej pory najgorszy był konkurs w Engelbergu w 2019 roku, gdzie 9. był Kamil Stoch, a 25. Stefan Hula. Niestety niedzielny wynik jest jeszcze słabszy w szerszej perspektywie. Ostatni raz biało-czerwoni tak słaby konkurs zaliczyli blisko pięć lat temu. I to jeszcze za kadencji Łukasza Kruczka. Wtedy w Ałmatach 25. był Kubacki, a 28. Stękała (9 punktów). W niedzielę nasi skoczkowie zdobyli 16 punktów, czyli nieco mniej niż w jednym z konkursów w Planicy w 2016 roku. 

Gdzie forma biało-czerwonych? Jest mały niepokój 

Oczywiście konkursy w Niżnym Tagile charakteryzują się dużą loteryjnością, ale prawda jest taka, że nasi skoczkowie oddali bardzo małą liczbę dobrych skoków. W przypadku Stocha dobrych skoków było pięć z ośmiu oddanych przez cały weekend. U Kubackiego były może dwa, a u Żyły jeden. Reszta nie oddała nawet przyzwoitych skoków. Biało-czerwoni wyglądali na mocno przybitych, zmęczonych, bez wigoru i siły do skakania. A brak świeżości sprawia, że w skokach od razu rozsypuje się technika i moc odbicia.  Skoczek bardzo pasywnie wygląda również w locie. Zresztą potwierdzają to również nasi trenerzy, którzy zauważyli, że Polacy mocno odczuwają w nogach treningi z końcówki przygotowań.

A te z reguły są u nas bardzo mocne. Wszak Harald Pernitsch, który jest odpowiedzialny za przygotowanie motoryczne naszych skoczków przyzwyczaił do tego, że Polacy "odkręcają" się dopiero w okolicach Engelbergu, a najlepsza forma od lat przychodzi u nas mniej więcej w czasie Turnieju Czterech Skoczni. Efektem tego są cztery zwycięstwa Polaków w ostatnich pięciu latach.  W tym roku może to wyglądać gorzej np. dlatego, że startujemy nie w Wiśle (czyli na skoczni, która doskonale znamy), a na obiekcie w Niżnym Tagile, który nigdy nam nie leżał. 

Na ten moment nie ma co bić na alarm, bo mamy dopiero końcówkę listopada, a najważniejsze imprezy sezonu zaplanowane są dopiero w lutym i marcu. Jakiś niepokój niewątpliwie jest, ale wiele wskazuje na to, że trzeba będzie przetrwać jeszcze kolejny weekend w Kuusamo, a potem biało-czerwoni powinni prezentować się dużo lepiej. Jeśli się tak nie zdarzy, to wtedy będzie można mówić   

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.