Fenomen zdominował PŚ w skokach, a teraz chce być jak Stoch. "Coś nadzwyczajnego"

Jakub Balcerski
W zeszłym sezonie stał się fenomenem. Po tym, jak poprzedni ukończył z zaledwie ośmioma punktami w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, przyszedł ten, w którym sięgnął po Kryształową Kulę. Halvor Egner Granerud od małego fascynował się narciarstwem. To przekuł w szalone wyczyny, a następnie wielkie zwycięstwa. Teraz chce być, jak największe legendy tego sportu.

Młody chłopiec oddaje swoje pierwsze skoki w życiu na skoczni K45. Ojciec zabrał go na obiekt stojący w cieniu wielkiego mamuta w Vikersund, tuż obok obiektu, na której najlepsi przebijają niezwykłą granicę 200 metrów. Po treningu podchodzi do taty i mówi: "Teraz wiem, jak się lata".

Mija kilka lat. Zawody Pucharu Świata w lotach narciarskich na mamucie w Vikersund. Debiutujący na takim obiekcie Halvor Egner Granerud wychodzi z progu, ale za chwilę spada i wygląda, jakby miał lądować na buli ogromnej skoczni. Falują mu narty, napina się, próbując wydłużyć skok. Wiatr wynosi go nieco ponad zeskok, a Norweg dolatuje do 220 metrów. Bije swój rekord życiowy, a po lądowaniu ma na twarzy uśmiech szaleńca i naśladuje rękami ruch nart podczas lotu. Po wszystkim mówi ojcu, Sveinowi Granerudowi, "Tato, teraz już naprawdę wiem, jak się lata".

Zobacz wideo Nowy sezon, nowe nadzieje. "Kubackiego stać na wszystko. To może być jego zima"

- Już wtedy, te kilka lat wcześniej, wiedziałem, że nic go nie zatrzyma. Że zostanie skoczkiem. Choć nigdy na niego nie naciskałem tak, jak nikt w rodzinie. Wspieraliśmy go w każdej decyzji. A był chłopcem, który o wszystkim chciał decydować sam - wspomina Svein Granerud, ojciec zdobywcy Kryształowej Kuli za poprzedni sezon. Dla Sport.pl on i trenerzy Graneruda odsłaniają kulisy tego, jak powstawał materiał na obecnie najlepszego skoczka cyklu Pucharu Świata.

Granerud zaczynał od rywalizacji z bratem i zabawy w biathlonistę. "Udawał, że kijek to tak naprawdę karabin"

Granerudowie nie mają jednak wiele wspólnego z tym sportem. - Nie jesteśmy "skokową rodziną". Dziadek Halvora, Bjoern Egner, przez pewien czas był skoczkiem, ale przede wszystkim biegał na orientację. Mój dziadek był lekkoatletą, a ja i mama Halvora, Marit, też biegaliśmy na orientację i ogólnie uprawialiśmy trochę narciarstwa, zwłaszcza biegów, ale też telemarku i narciarstwa alpejskiego. Odkąd Halvor skacze w skoki zaangażowaliśmy się organizacyjnie, bo od 2010 roku pomagamy przy zawodach Pucharu Kontynentalnego i Pucharu Świata na Holmenkollen w Oslo, których od pięciu lat jestem szefem - opisuje ojciec skoczka.

- Halvor ma jednak brata, Joergena, który jest o dwa i pół roku starszy i od pierwszych kroków z nim rywalizował. Pod każdym względem. Gdy miał półtora roku już pierwszy raz założył narty i nie można go było od nich odpędzić. Jeździł tyle, ile tylko miał siłę. Latem grał w piłkę i biegał z nami na orientację. Kiedykolwiek w telewizji pojawiały się zawody w biegach narciarskich, siedział i oglądał, a potem dopytywał o techniki: "Dlaczego oni robią tak, a dlaczego tak?". Był bardzo młody, gdy przebiegł swoje pierwsze dwadzieścia kilometrów na nartach. Nie miał jeszcze trzech lat, a już oddał pierwszy skok. Bawił się też w biathlonistę. Biegał po pobliskich trasach i udawał, że kijek, którym się odpychał to tak naprawdę karabin - śmieje się Svein Granerud.

Kiedy tylko pojawiał się śnieg, Halvor od razu przygotowywał obok rodzinnego domu w Asker skocznię o punkcie K 3,5 metra oraz 80-metrową trasę biegową. - To nie ustało, nawet gdy dorósł. W 2015, gdy zdobył swoje pierwsze mistrzostwo Norwegii w drużynie, cały wieczór bawił się na nartach w górach. Uwielbiał trenować i w wieku dwunastu lat grał w piłkę, biegał na orientację, jeździł na nartach, skakał, jeździł na nartach, a do tego dokładał jeszcze biathlon i kombinację norweską. Później rok po roku odpadały piłka nożna, biegi narciarskie, biathlon, bieg na orientację, a w wieku siedemnastu lat też kombinacja. Zostały same skoki, które były dla niego najbardziej interesujące. Najsłabszy był chyba w biathlonie i biegu na orientację. Do dzisiaj lubi jednak po prostu wybrać się na narty, czy pobiegać w lesie - opisuje Granerud senior.

"Skakał tak długo, że nudziło się to już wszystkim wokół. Ale nie jemu"

Na początku Granerud uczęszczał do sportowego gimnazjum WANG Toppidret. Potem został zawodnikiem lokalnego Asker Skiklubb. - Pierwszy raz zobaczyłem go chyba na treningu w wieku sześciu, albo siedmiu lat. Brał to bardzo na poważnie, był oddany skokom, jak nikt inny. Wtedy graliśmy w piłkę, robiliśmy podstawowe symulacje skoków "na sucho", a potem szliśmy na skocznię. Czy myślałem już wtedy, że mam przed sobą przyszłego zawodnika, który będzie skakał w Pucharze Świata? Pewnie nie, ale wydawał się bardzo dojrzały, jak na swój wiek. I potwierdzam: faktycznie opuszczał wychodził ze skoczni ostatni. Skakał tak długo, że nudziło się to już wszystkim wokół. Ale nie jemu - mówi Sport.pl pierwszy trener Halvora Egnera Graneruda, Jan Bertzen. - Gdy w kwietniu, po sezonie, nie było już odpowiednio dużo śniegu, żeby pokryć skocznię, zbierał go w swoim ogródku, usypywał górki i szedł skakać z nich długimi godzinami. Miał świetną koordynację, bardzo wcześnie wyróżniał się z grupy - dodaje szkoleniowiec.

Halvor od pierwszych skoków przez całą karierę juniora do zostania seniorem, miał aż jedenastu trenerów. - Cóż, praca trenera w Norwegii to na początku wolontariat. A w grupie Kollenhopp, której częścią został Halvor, szkolą w tym samym systemie, co w kadrze narodowej. Otrzymywał zatem takie same uwagi, od początku był obyty z tym, jak to będzie wyglądało w przyszłości. Nie sądzę, że miał jakikolwiek problem z pracą z różnymi trenerami. Zawsze wiedział, co powinien robić, a do tego lubi z nim długo dyskutować - wskazuje Svein Granerud. 

- Zawsze miał łatwość dokonywania zmian w technice swoich skoków, więc nie miałem z nim problemów - potwierdza trener, który pracował z Granerudem dwukrotnie, Marius Huse. Szkolił go, gdy ten miał . - Był jednym z największych talentów obok Philippa Sjoena i Jarla Magnusa Riibera. Był w grupie świetnych zawodników i od razu widziałeś, że ma w sobie to coś, co sprawi, że stanie się naprawdę dobrym skoczkiem. Gdy kończył szkołę, stawiano go na równi ze starszymi chłopakami, bo był na ich poziomie, jeśli nie lepszy. Zawsze z nimi startował, więc był już przyzwyczajony do skoków z seniorami - ocenia. 

- Lubił skakać nie tylko na skoczni. Bawił się nartami, zawsze chciał się pochwalić jakimiś trikami i sztuczkami. Potrafił naprawdę wiele - dodaje Huse. Po jednej z takich zabaw Granerud wylądował w szpitalu. Po wypiciu kilku piw chciał zrobić salto po skoku na nartach biegowych z jednego z górskich zboczy. Skończyło się na przebitym płucu. Zasłynął także z innego szalonego pomysłu - skoku na nartach nago. 

Halvor Egner Granerud skaczący na 'mikro-nartach' na skoczni K35 w Ornskioldsvik w Szwecji, gdzie wciąż ma rekord (po lewej) i robiący salto na nartach do biegów narciarskich (po prawej), 2009 rok
Halvor Egner Granerud skaczący na 'mikro-nartach' na skoczni K35 w Ornskioldsvik w Szwecji, gdzie wciąż ma rekord (po lewej) i robiący salto na nartach do biegów narciarskich (po prawej), 2009 rok Materiały archiwalne Sveina Graneruda

"Myślałem sobie: Co do cholery?! Skąd w ogóle można wyciągnąć takie skoki?"

Talent Graneruda stał się widoczny, a forma zdawała się rosnąć. Choć do czasu. Dostawał szanse w zawodach międzynarodowych, w tym w Pucharze Świata, gdzie zdążył zapunktować i trzykrotnie zajął nawet piąte miejsce. Potem przytrafił mu się jednak spory dołek, a droga na szczyt się wydłużyła. W sezonie 2019/2020 w PŚ wystartował tylko dwukrotnie. - Nikt nie wiedział, jak mu pomóc. Pisał do mnie, dzwonił i mówił o swoich problemach z techniką, a ja analizowałem skoki i próbowałem pomóc. Ale musiałem przed sobą przyznać: nie potrafiłem. To było zadanie ponad moje siły, już dla tych trenerów z absolutnej czołówki - mówi szczerze Marius Huse. "I wtedy wydarzyła się akcja z mailem?" - pytamy. Huse kiwa głową i opowiada. 

- Halvor jest zbyt zdeterminowany, żeby się poddać. Dokonał zmiany i przeszedł do grupy Tronderhopp z Trondheim. Faktycznie wysłał e-mail do wszystkich trenerów stamtąd i w kadrach. To był desperacki ruch, bo już zupełnie nie wiedział, co robić, ale pokazuje też, jak Halvor nie może wytrzymać ani chwili, gdy nie wie, jak dążyć do doskonałości w swoich skokach. Alexander Stoeckl, czyli trener kadry narodowej, usiadł z nim i ustalił nowy plan na jego skoki, który, jak wiemy wypalił całkiem nieżle - śmieje się Huse. Po tych poprawkach Granerud wygrał przecież jedenaście konkursów zeszłego sezonu Pucharu Świata i zdobył Kryształową Kulę. 

- Zajęło mu całą zimę, żeby zdać sobie sprawę, że musi zmienić kierunek. W momencie, gdy wysłał do nas tego maila, był w tak trudnym miejscu, że nie miał nic do stracenia. Nie mieliśmy pojęcia, że efekty będziemy widzieć już w tym sezonie. To było bardzo pozytywne doświadczenie: dostać bezpośrednią prośbę o rady dotyczące skoków i błędów od zawodnika. Zebraliśmy w sobie wszyscy energię, usiedliśmy i wypisaliśmy wszystko, o czym myśleliśmy. Odpowiedzieliśmy i najwyraźniej te rady zebrane w taki sposób sprawiły, że prościej mu było je wdrożyć do planu treningowego. Mógł po prostu sprawdzać, czy wszystko, co robi, jest zgodne z tym, co wysyłaliśmy - mówił nam o tej sytuacji Stoeckl w styczniu

Forma nie przyszła jednak od razu. Latem Granerud nadal nie skakał najlepiej, ale jesienią doskoczył do czołowych zawodników kadry. - Pamiętam te treningi na skoczni Midstubakken. Moje oczy wychodziły mi wtedy z orbit. Myślałem sobie: "Co do cholery?! Skąd w ogóle można wyciągnąć takie skoki?". Skakał z trzech-czterech belek niżej, niż wszyscy inni i lądował na rozmiarze skoczni. To było coś nadzwyczajnego. I skoro skakał tak przed wejściem w sezon, to mogłem sobie tylko wyobrażać, co będzie dalej - zdradza Marius Huse. - Nie byliśmy zatem zaskoczeni tym, jak wszedł z powrotem do Pucharu Świata. Myśleliśmy bardziej: Czy ktoś w ogóle go pokona? - dodaje trener. - Już wiosną 2020 roku zapytano go: to jaki masz teraz cel? Chciał odpowiedzieć, że najlepszą dziesiątkę Pucharu Świata, ale ugryzł się w język. Potem powiedział: czołowa trójka. I po dziesięciu minutach zmienił to na zdobycie Kryształowej Kuli. Dziennikarz nie wierzył, ale przecież tego właśnie dokonał! - przytacza Svein Granerud.

"Trenował trzy godziny i tak intensywnie, jak tylko się dało. Odddał 63 skoki, a w ostatnim pobił rekord życiowy"

- Spośród najpiękniejszych skoków z zeszłego sezonu wybrałbym ten z Planicy. Były mistrzostwa świata w lotach, a on dał Norwegii złoto w konkursie drużynowym niezwykłym, długim lotem. A specjalnie obniżono mu belkę, więc miał przeciwko sobie niską prędkość na progu, a do tego sporą presję, żeby nie zepsuć skoku. Skończyło się złotem - mówi nam ojciec Halvora. Gdy pytamy o najgorszy moment sezonu, wcale nie wybiera porażek - choćby słabej austriackiej części Turnieju Czterech Skoczni, czy braku medalu na mistrzostwach świata w Oberstdorfie, gdy najpierw słabiej spisał się na normalnej skoczni, a potem miał pozytywny wynik testu na koronawirusa. Nie, wybiera moment największego triumfu. - To zdecydowanie chwile w Planicy. Wręczenie Kryształowej Kuli zostało przyćmione groźnym upadkiem jego wielkiego przyjaciela, Daniela Andre Tandego. Bardzo to przeżył. To zabrało mu trochę z tego bardzo szczęśliwego momentu - wskazuje ojciec skoczka.

- Jeśli Halvor czuje, że zrobił wszystko dobrze na tyle, ile potrafił, to znosi porażki dobrze i cieszy się tak, jak jego rywale pomimo gorszego rezultatu. Jeśli czuje, że zrobił coś dziwnego, może być zły. A jeśli przegrywa, bo coś było nie fair, robi się smutny i potrzebuje trochę czasu - mówi za to o trudnych momentach swojego syna. 

Pytamy go też, co jest najważniejszym czynnikiem sukcesie Halvora. - Ciężka praca - wskazuje bez wahania. - Powtarza wszystko do skutku, aż wyjdzie tak, jak chce. Zazwyczaj przychodził na skocznię pierwszy i wychodził ostatni. Trenował trzy godziny i tak intensywnie, jak tylko się dało. Pamiętam pierwszy dzień, kiedy skakał na skoczni K60. Oddał łącznie 63 skoki, a w ostatnim pobił rekord życiowy. Od tego czasu w ogóle się nie zmienił. Miał cel, żeby stać się najlepszym na świecie w jednym ze sportów, które zaczął uprawiać. Myślał tak odkąd miał 5-6 lat. I zawsze wiedział, że musi się skupić na tym, co ma do zrobienia. Na występie, a nie wyniku - zapewnia. 

Granerud chce być, jak Stoch, Kraft i inne legendy skoków. A w Norwegii już go naśladują

Ten sezon Granerud zaczął spokojnie - od 115 metrów i 24. miejsca w kwalifikacjach w Niżnym Tagile. Wcześniej nie został indywidualnym mistrzem Norwegii i popełniał błędy w swoich skokach, także na treningach. - Prezentował wysoki poziom, ale już nie taki, gdy myślisz, że ciągle będzie wygrywał. Miał problemy ze złączeniem nart tuż po wybiciu. Musiał odnaleźć balans i rytm, który da mu wskoczyć na wyższy poziom jego skoków. Nie martwię się jednak o niego. Wśród skoków, które zobaczyłem, były też takie, które pozwolą mu być bardzo mocnym tej zimy - opisuje Huse. 

Stoeckl zapytany o formę Graneruda mówił nam wprost: "Wiem, że jest w stanie znów wygrywać konkursy Pucharu Świata". I to ważna deklaracja. Bo gdy myśli się o możliwych celach Norwega, to nasuwają się igrzyska olimpijskie w Pekinie. A Graneruda w tym sezonie nie będą obchodziły konkretne imprezy, momenty sezonu. - Myślę, że chciałby być, jak Kamil Stoch i Stefan Kraft. Utrzymać dobrą dyspozycję przez dłuższy czas. Teraz myśli jednak o tym, żeby przenosić świetną dyspozycję na treningach do każdego swojego skoku. Jeśli mu się uda, będzie chciał walczyć w każdych zawodach o najwyższe cele. A jeśli ktoś go pokona, będzie mógł uznać jego wyższość ze spokojem - uważa Svein Granerud. 

- Halvor bardzo chce być właśnie jednym z tych gości, którzy wracają do czołówki w każdym kolejnym sezonie. Wierzę w niego, choć ciężko powiedzieć, czy sobie poradzi. Pod tym względem skoki to trudna dyscyplina. Ale wiem, że to jego cel - wskazuje Marius Huse. - Złoto igrzysk? Stać go na to. Żeby być, jak Stoch, Kraft, czy Kobayashi będzie mu trudno, ale pokazał swoją wartość. Wiem, że w tym sezonie będzie umiał ją udowodnić - zapewnia Jan Bertzen.

W Norwegii widać już za to pierwsze oznaki małych zmian po sukcesie tak wielkim, jak ten Graneruda z zeszłego roku. - Jest taki 19-latek, który także trenuje dla Asker Skiklubb. Halvor doradzał mu i jakby trenował go, gdy ten miał jeszcze jedenaście-dwanaście lat. Jest sporym talentem i ciągle odzywa się do Halvora, który stał się kimś w rodzaju jego mentora. Chce być jak on. Nazywa się Sindre Ulven Joergensen. - opowiada nam Marius Huse. Po chwili dodaje: "I wiesz co? To naprawdę jest jakiś efekt Graneruda. Bo oni trenują w tych samym klubie, grupach i nawet z tymi samymi trenerami. Przez to widzą, że to naprawdę realne: przejść tę ścieżkę i osiągnąć sukces".

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.