Młody chłopiec oddaje swoje pierwsze skoki w życiu na skoczni K45. Ojciec zabrał go na obiekt stojący w cieniu wielkiego mamuta w Vikersund, tuż obok obiektu, na której najlepsi przebijają niezwykłą granicę 200 metrów. Po treningu podchodzi do taty i mówi: "Teraz wiem, jak się lata".
Mija kilka lat. Zawody Pucharu Świata w lotach narciarskich na mamucie w Vikersund. Debiutujący na takim obiekcie Halvor Egner Granerud wychodzi z progu, ale za chwilę spada i wygląda, jakby miał lądować na buli ogromnej skoczni. Falują mu narty, napina się, próbując wydłużyć skok. Wiatr wynosi go nieco ponad zeskok, a Norweg dolatuje do 220 metrów. Bije swój rekord życiowy, a po lądowaniu ma na twarzy uśmiech szaleńca i naśladuje rękami ruch nart podczas lotu. Po wszystkim mówi ojcu, Sveinowi Granerudowi, "Tato, teraz już naprawdę wiem, jak się lata".
- Już wtedy, te kilka lat wcześniej, wiedziałem, że nic go nie zatrzyma. Że zostanie skoczkiem. Choć nigdy na niego nie naciskałem tak, jak nikt w rodzinie. Wspieraliśmy go w każdej decyzji. A był chłopcem, który o wszystkim chciał decydować sam - wspomina Svein Granerud, ojciec zdobywcy Kryształowej Kuli za poprzedni sezon. Dla Sport.pl on i trenerzy Graneruda odsłaniają kulisy tego, jak powstawał materiał na obecnie najlepszego skoczka cyklu Pucharu Świata.
Granerudowie nie mają jednak wiele wspólnego z tym sportem. - Nie jesteśmy "skokową rodziną". Dziadek Halvora, Bjoern Egner, przez pewien czas był skoczkiem, ale przede wszystkim biegał na orientację. Mój dziadek był lekkoatletą, a ja i mama Halvora, Marit, też biegaliśmy na orientację i ogólnie uprawialiśmy trochę narciarstwa, zwłaszcza biegów, ale też telemarku i narciarstwa alpejskiego. Odkąd Halvor skacze w skoki zaangażowaliśmy się organizacyjnie, bo od 2010 roku pomagamy przy zawodach Pucharu Kontynentalnego i Pucharu Świata na Holmenkollen w Oslo, których od pięciu lat jestem szefem - opisuje ojciec skoczka.
- Halvor ma jednak brata, Joergena, który jest o dwa i pół roku starszy i od pierwszych kroków z nim rywalizował. Pod każdym względem. Gdy miał półtora roku już pierwszy raz założył narty i nie można go było od nich odpędzić. Jeździł tyle, ile tylko miał siłę. Latem grał w piłkę i biegał z nami na orientację. Kiedykolwiek w telewizji pojawiały się zawody w biegach narciarskich, siedział i oglądał, a potem dopytywał o techniki: "Dlaczego oni robią tak, a dlaczego tak?". Był bardzo młody, gdy przebiegł swoje pierwsze dwadzieścia kilometrów na nartach. Nie miał jeszcze trzech lat, a już oddał pierwszy skok. Bawił się też w biathlonistę. Biegał po pobliskich trasach i udawał, że kijek, którym się odpychał to tak naprawdę karabin - śmieje się Svein Granerud.
Kiedy tylko pojawiał się śnieg, Halvor od razu przygotowywał obok rodzinnego domu w Asker skocznię o punkcie K 3,5 metra oraz 80-metrową trasę biegową. - To nie ustało, nawet gdy dorósł. W 2015, gdy zdobył swoje pierwsze mistrzostwo Norwegii w drużynie, cały wieczór bawił się na nartach w górach. Uwielbiał trenować i w wieku dwunastu lat grał w piłkę, biegał na orientację, jeździł na nartach, skakał, jeździł na nartach, a do tego dokładał jeszcze biathlon i kombinację norweską. Później rok po roku odpadały piłka nożna, biegi narciarskie, biathlon, bieg na orientację, a w wieku siedemnastu lat też kombinacja. Zostały same skoki, które były dla niego najbardziej interesujące. Najsłabszy był chyba w biathlonie i biegu na orientację. Do dzisiaj lubi jednak po prostu wybrać się na narty, czy pobiegać w lesie - opisuje Granerud senior.
Na początku Granerud uczęszczał do sportowego gimnazjum WANG Toppidret. Potem został zawodnikiem lokalnego Asker Skiklubb. - Pierwszy raz zobaczyłem go chyba na treningu w wieku sześciu, albo siedmiu lat. Brał to bardzo na poważnie, był oddany skokom, jak nikt inny. Wtedy graliśmy w piłkę, robiliśmy podstawowe symulacje skoków "na sucho", a potem szliśmy na skocznię. Czy myślałem już wtedy, że mam przed sobą przyszłego zawodnika, który będzie skakał w Pucharze Świata? Pewnie nie, ale wydawał się bardzo dojrzały, jak na swój wiek. I potwierdzam: faktycznie opuszczał wychodził ze skoczni ostatni. Skakał tak długo, że nudziło się to już wszystkim wokół. Ale nie jemu - mówi Sport.pl pierwszy trener Halvora Egnera Graneruda, Jan Bertzen. - Gdy w kwietniu, po sezonie, nie było już odpowiednio dużo śniegu, żeby pokryć skocznię, zbierał go w swoim ogródku, usypywał górki i szedł skakać z nich długimi godzinami. Miał świetną koordynację, bardzo wcześnie wyróżniał się z grupy - dodaje szkoleniowiec.
Halvor od pierwszych skoków przez całą karierę juniora do zostania seniorem, miał aż jedenastu trenerów. - Cóż, praca trenera w Norwegii to na początku wolontariat. A w grupie Kollenhopp, której częścią został Halvor, szkolą w tym samym systemie, co w kadrze narodowej. Otrzymywał zatem takie same uwagi, od początku był obyty z tym, jak to będzie wyglądało w przyszłości. Nie sądzę, że miał jakikolwiek problem z pracą z różnymi trenerami. Zawsze wiedział, co powinien robić, a do tego lubi z nim długo dyskutować - wskazuje Svein Granerud.
- Zawsze miał łatwość dokonywania zmian w technice swoich skoków, więc nie miałem z nim problemów - potwierdza trener, który pracował z Granerudem dwukrotnie, Marius Huse. Szkolił go, gdy ten miał . - Był jednym z największych talentów obok Philippa Sjoena i Jarla Magnusa Riibera. Był w grupie świetnych zawodników i od razu widziałeś, że ma w sobie to coś, co sprawi, że stanie się naprawdę dobrym skoczkiem. Gdy kończył szkołę, stawiano go na równi ze starszymi chłopakami, bo był na ich poziomie, jeśli nie lepszy. Zawsze z nimi startował, więc był już przyzwyczajony do skoków z seniorami - ocenia.
- Lubił skakać nie tylko na skoczni. Bawił się nartami, zawsze chciał się pochwalić jakimiś trikami i sztuczkami. Potrafił naprawdę wiele - dodaje Huse. Po jednej z takich zabaw Granerud wylądował w szpitalu. Po wypiciu kilku piw chciał zrobić salto po skoku na nartach biegowych z jednego z górskich zboczy. Skończyło się na przebitym płucu. Zasłynął także z innego szalonego pomysłu - skoku na nartach nago.
Talent Graneruda stał się widoczny, a forma zdawała się rosnąć. Choć do czasu. Dostawał szanse w zawodach międzynarodowych, w tym w Pucharze Świata, gdzie zdążył zapunktować i trzykrotnie zajął nawet piąte miejsce. Potem przytrafił mu się jednak spory dołek, a droga na szczyt się wydłużyła. W sezonie 2019/2020 w PŚ wystartował tylko dwukrotnie. - Nikt nie wiedział, jak mu pomóc. Pisał do mnie, dzwonił i mówił o swoich problemach z techniką, a ja analizowałem skoki i próbowałem pomóc. Ale musiałem przed sobą przyznać: nie potrafiłem. To było zadanie ponad moje siły, już dla tych trenerów z absolutnej czołówki - mówi szczerze Marius Huse. "I wtedy wydarzyła się akcja z mailem?" - pytamy. Huse kiwa głową i opowiada.
- Halvor jest zbyt zdeterminowany, żeby się poddać. Dokonał zmiany i przeszedł do grupy Tronderhopp z Trondheim. Faktycznie wysłał e-mail do wszystkich trenerów stamtąd i w kadrach. To był desperacki ruch, bo już zupełnie nie wiedział, co robić, ale pokazuje też, jak Halvor nie może wytrzymać ani chwili, gdy nie wie, jak dążyć do doskonałości w swoich skokach. Alexander Stoeckl, czyli trener kadry narodowej, usiadł z nim i ustalił nowy plan na jego skoki, który, jak wiemy wypalił całkiem nieżle - śmieje się Huse. Po tych poprawkach Granerud wygrał przecież jedenaście konkursów zeszłego sezonu Pucharu Świata i zdobył Kryształową Kulę.
- Zajęło mu całą zimę, żeby zdać sobie sprawę, że musi zmienić kierunek. W momencie, gdy wysłał do nas tego maila, był w tak trudnym miejscu, że nie miał nic do stracenia. Nie mieliśmy pojęcia, że efekty będziemy widzieć już w tym sezonie. To było bardzo pozytywne doświadczenie: dostać bezpośrednią prośbę o rady dotyczące skoków i błędów od zawodnika. Zebraliśmy w sobie wszyscy energię, usiedliśmy i wypisaliśmy wszystko, o czym myśleliśmy. Odpowiedzieliśmy i najwyraźniej te rady zebrane w taki sposób sprawiły, że prościej mu było je wdrożyć do planu treningowego. Mógł po prostu sprawdzać, czy wszystko, co robi, jest zgodne z tym, co wysyłaliśmy - mówił nam o tej sytuacji Stoeckl w styczniu.
Forma nie przyszła jednak od razu. Latem Granerud nadal nie skakał najlepiej, ale jesienią doskoczył do czołowych zawodników kadry. - Pamiętam te treningi na skoczni Midstubakken. Moje oczy wychodziły mi wtedy z orbit. Myślałem sobie: "Co do cholery?! Skąd w ogóle można wyciągnąć takie skoki?". Skakał z trzech-czterech belek niżej, niż wszyscy inni i lądował na rozmiarze skoczni. To było coś nadzwyczajnego. I skoro skakał tak przed wejściem w sezon, to mogłem sobie tylko wyobrażać, co będzie dalej - zdradza Marius Huse. - Nie byliśmy zatem zaskoczeni tym, jak wszedł z powrotem do Pucharu Świata. Myśleliśmy bardziej: Czy ktoś w ogóle go pokona? - dodaje trener. - Już wiosną 2020 roku zapytano go: to jaki masz teraz cel? Chciał odpowiedzieć, że najlepszą dziesiątkę Pucharu Świata, ale ugryzł się w język. Potem powiedział: czołowa trójka. I po dziesięciu minutach zmienił to na zdobycie Kryształowej Kuli. Dziennikarz nie wierzył, ale przecież tego właśnie dokonał! - przytacza Svein Granerud.
- Spośród najpiękniejszych skoków z zeszłego sezonu wybrałbym ten z Planicy. Były mistrzostwa świata w lotach, a on dał Norwegii złoto w konkursie drużynowym niezwykłym, długim lotem. A specjalnie obniżono mu belkę, więc miał przeciwko sobie niską prędkość na progu, a do tego sporą presję, żeby nie zepsuć skoku. Skończyło się złotem - mówi nam ojciec Halvora. Gdy pytamy o najgorszy moment sezonu, wcale nie wybiera porażek - choćby słabej austriackiej części Turnieju Czterech Skoczni, czy braku medalu na mistrzostwach świata w Oberstdorfie, gdy najpierw słabiej spisał się na normalnej skoczni, a potem miał pozytywny wynik testu na koronawirusa. Nie, wybiera moment największego triumfu. - To zdecydowanie chwile w Planicy. Wręczenie Kryształowej Kuli zostało przyćmione groźnym upadkiem jego wielkiego przyjaciela, Daniela Andre Tandego. Bardzo to przeżył. To zabrało mu trochę z tego bardzo szczęśliwego momentu - wskazuje ojciec skoczka.
- Jeśli Halvor czuje, że zrobił wszystko dobrze na tyle, ile potrafił, to znosi porażki dobrze i cieszy się tak, jak jego rywale pomimo gorszego rezultatu. Jeśli czuje, że zrobił coś dziwnego, może być zły. A jeśli przegrywa, bo coś było nie fair, robi się smutny i potrzebuje trochę czasu - mówi za to o trudnych momentach swojego syna.
Pytamy go też, co jest najważniejszym czynnikiem sukcesie Halvora. - Ciężka praca - wskazuje bez wahania. - Powtarza wszystko do skutku, aż wyjdzie tak, jak chce. Zazwyczaj przychodził na skocznię pierwszy i wychodził ostatni. Trenował trzy godziny i tak intensywnie, jak tylko się dało. Pamiętam pierwszy dzień, kiedy skakał na skoczni K60. Oddał łącznie 63 skoki, a w ostatnim pobił rekord życiowy. Od tego czasu w ogóle się nie zmienił. Miał cel, żeby stać się najlepszym na świecie w jednym ze sportów, które zaczął uprawiać. Myślał tak odkąd miał 5-6 lat. I zawsze wiedział, że musi się skupić na tym, co ma do zrobienia. Na występie, a nie wyniku - zapewnia.
Ten sezon Granerud zaczął spokojnie - od 115 metrów i 24. miejsca w kwalifikacjach w Niżnym Tagile. Wcześniej nie został indywidualnym mistrzem Norwegii i popełniał błędy w swoich skokach, także na treningach. - Prezentował wysoki poziom, ale już nie taki, gdy myślisz, że ciągle będzie wygrywał. Miał problemy ze złączeniem nart tuż po wybiciu. Musiał odnaleźć balans i rytm, który da mu wskoczyć na wyższy poziom jego skoków. Nie martwię się jednak o niego. Wśród skoków, które zobaczyłem, były też takie, które pozwolą mu być bardzo mocnym tej zimy - opisuje Huse.
Stoeckl zapytany o formę Graneruda mówił nam wprost: "Wiem, że jest w stanie znów wygrywać konkursy Pucharu Świata". I to ważna deklaracja. Bo gdy myśli się o możliwych celach Norwega, to nasuwają się igrzyska olimpijskie w Pekinie. A Graneruda w tym sezonie nie będą obchodziły konkretne imprezy, momenty sezonu. - Myślę, że chciałby być, jak Kamil Stoch i Stefan Kraft. Utrzymać dobrą dyspozycję przez dłuższy czas. Teraz myśli jednak o tym, żeby przenosić świetną dyspozycję na treningach do każdego swojego skoku. Jeśli mu się uda, będzie chciał walczyć w każdych zawodach o najwyższe cele. A jeśli ktoś go pokona, będzie mógł uznać jego wyższość ze spokojem - uważa Svein Granerud.
- Halvor bardzo chce być właśnie jednym z tych gości, którzy wracają do czołówki w każdym kolejnym sezonie. Wierzę w niego, choć ciężko powiedzieć, czy sobie poradzi. Pod tym względem skoki to trudna dyscyplina. Ale wiem, że to jego cel - wskazuje Marius Huse. - Złoto igrzysk? Stać go na to. Żeby być, jak Stoch, Kraft, czy Kobayashi będzie mu trudno, ale pokazał swoją wartość. Wiem, że w tym sezonie będzie umiał ją udowodnić - zapewnia Jan Bertzen.
W Norwegii widać już za to pierwsze oznaki małych zmian po sukcesie tak wielkim, jak ten Graneruda z zeszłego roku. - Jest taki 19-latek, który także trenuje dla Asker Skiklubb. Halvor doradzał mu i jakby trenował go, gdy ten miał jeszcze jedenaście-dwanaście lat. Jest sporym talentem i ciągle odzywa się do Halvora, który stał się kimś w rodzaju jego mentora. Chce być jak on. Nazywa się Sindre Ulven Joergensen. - opowiada nam Marius Huse. Po chwili dodaje: "I wiesz co? To naprawdę jest jakiś efekt Graneruda. Bo oni trenują w tych samym klubie, grupach i nawet z tymi samymi trenerami. Przez to widzą, że to naprawdę realne: przejść tę ścieżkę i osiągnąć sukces".