Ryoyu Kobayashi zdominował mistrzostwa Japonii i zrobił to w stylu, który musi budzić podziw. Najpierw w piątek pokonał drugiego Keiichi Sato na skoczni normalnej o 19,7 pkt, a w niedzielę rozbił stawkę w konkursie na Okurayamie i pokonał drugiego Yukiję Sato aż o 18,3 pkt. Podziw wzbudził szczególnie pierwszy skok, w którym zwycięzca Pucharu Świata 2018/2019 poszybował aż 141,5 metra i zrobił to z siódmej belki, choć chwile wcześniej Sato skoczył 142 metry, ale z belki dziesiątej.
Jeśli dodamy do tego fakt, że na początku października Kobayashi zdeklasował największych rywali na LGP w Klingenthal, bo tam pokonał drugiego Halvora Egnera Graneruda aż o 24,7 pkt (a rewelacyjnie skakał też przed konkursem), to okazuje się, że na nieco ponad trzy tygodnie przed startem zimy Japończyk wyrasta na największego faworyta sezonu. I choć wielu kibiców może stwierdzić, że mistrzostwa Japonii nie do końca muszą być miarodajne, szczególnie że skocznie w Sapporo znane są ze swojej chimeryczności, tak skoki Kobayashiego na miesiąc przez Pucharem Świata muszą budzić niepokój u rywali.
Kobayashiemu w wielkiej dominacji mistrzostw Japonii nie przeszkodziło nawet to, że po powrocie z Europy musiał poddać się kwarantannie i jak sam przyznawał, że to nie jest jeszcze idealna forma, a jego celem jest być w absolutnym szczycie dopiero na igrzyskach olimpijskich. - Przy drugim skoku na Okurayamie wiał silny wiatr, ale udało mi się uspokoić i skoczyć. Znam swoje złe i dobre strony i myślę, że cały czas się rozwijam. Chce czegoś dokonać na igrzyskach olimpijskich i odegrać ważną rolę przez cały sezon Pucharu Świata - mówił w rozmowie z nhk.or.jp
Na początku poprzedniego sezonu zastanawiano się, dlaczego skoczek, który aż tak zdominował sezon 2018/2019, w którym wygrał 14 razy i zdobył 2085 punktów, a także zaliczył całkiem udany sezon 2019/2020 (trzy wygrane i 1178 punktów), aż tak dołował. W środowisku skoków można było zaś usłyszeć, że Kobayashi i cała kadra Japonii to zawodnicy, którzy mocno stracili na zmianie przepisów. Chodziło tu o ograniczenie wolnej amerykanki we wkładkach używanych w butach, a te zmiany wprowadzono właśnie przed poprzednią zimą.
Więcej o skokach narciarskich przeczytasz na Gazeta.pl
Największą przewagą Kobayashiego nad konkurencją było zaś opanowanie do perfekcji przyjęcia pozycji w locie już kilkanaście metrów za progiem. Kobayashi osiągał to nie tylko dzięki świetnej technice, ale także dzięki idealnie dobranemu sprzętowi m.in grubym przednim wkładkom, które zapewniały szybkie i płaskie "wyjście narty z progu". Z tego, co słyszeliśmy zimą, kliny "zatrzymywały ruch narty do góry", przez co łatwiej było mu kontrolować deski. Po zmianach musiał jednak przemodelować swoje skoki i znaleźć sposób na osiąganie podobnych efektów, bez wspomagania sprzętu. I to zajęło mu dłużej niż innym skoczkom.
Do formy wrócił dopiero w czasie Turnieju Czterech Skoczni. Od konkursu w Ga-Pa do zawodów w Willingen w ośmiu konkursach aż siedem razy wskakiwał do TOP 10. A w drugiej części sezonu było jeszcze lepiej. Japończyk niespodziewanie wygrał zawody w Zakopane, potem dołożył kolejne zwycięstwo w Rasnowie i zbudował utraconą wcześniej pewność siebie. I choć mistrzostwa świata były dla niego bardzo nieudane, to na koniec sezonu dołożył zwycięstwo i dwa drugie miejsca w Planicy i dał jasny sygnał rywalom, że nie odpuści sezonu olimpijskiego.
Na nieco ponad trzy tygodnie przed konkursami Pucharu Świata trudno wyrokować jednoznacznie, kto zdominuje całą zimę i z reguły jest to wróżenie z fusów. Wszak nawet sami skoczkowie nie do końca wiedzą, jak ich forma wygląda w porównaniu do zawodników z innych krajów. Od kilku lat wytworzyła się jednak grupa skoczków, których można zaliczać do grona szerokiego składu potencjalnych gwiazd skoków narciarskich. Oczywiście jest wśród nich robiący furorę jesienią - Ryoyu Kobayashi. Jest też Havor Egner Granerud, który naszym zdaniem będzie w sezonie olimpijskim bardzo mocny, choć jak pokazuje historia nie będzie już raczej aż tak dużym dominatorem jak poprzedniej zimy.
Nie można też zapomnieć o Niemcach, jak Karl Geiger czy Markus Eisenbichler, bo Stefan Horngacher wielokrotnie pokazywał, że potrafi przygotować zawodnika na konkretną imprezę i umie przywozić najważniejsze medale. W gronie szerokiej listy kandydatów znajdziemy też Polaków, jak Kamil Stoch, Dawid Kubacki czy Piotr Żyła. W ich wypadku, ze względu na wiek, raczej nie nastawiamy się na walkę o zwycięstwo w klasyfikacji generalnej sezonu, a raczej na pojedyncze dobre występy w konkursach PŚ i na najważniejszych imprezach sezonu, jak: igrzyska olimpijskie, Turniej Czterech Skoczni czy mistrzostwa świata w lotach.