Po ostatnim sezonie skoków narciarskich najgłośniej było o sytuacji Macieja Kota, który zaliczył kolejny słaby sezon, a oliwy do ognia dolewał ojciec skoczka, który kwestionował metody treningowe Haralda Pernitscha (naukowca sportowego odpowiedzialnego za przygotowania fizyczne polskich skoczków). Adam Małysz odpowiadał z kolei, że mocne słowa Rafała Kota mogą negatywnie wpłynąć na jego syna, który jest częścią kadry.
Przez ostatnie lata różni eksperci i byli trenerzy podważali podejście kolejnych trenerów kadry do problemów Kota. Choćby z ust pierwszego trenera Kota Kazimierza Długopolskiego można było usłyszeć, że skoczek powinien odłączyć się od kadry i trafić w ręce trenera z innym spojrzeniem. Nie dlatego, że trenerzy kadrowi są słabi, a po to, by spróbować czegoś nowego. I po latach tak się właśnie stało, a Kot rozpoczął treningi pod okiem swojego brata. Maciej Kot zdaje sobie zaś sprawę z tego, że sezon 2021/2022 może być dla niego kluczowy. Wszak jeszcze cztery lata temu zapowiadał, że po igrzyskach w Pekinie nadejdzie czas rozliczeń. I teraz podtrzymuje te słowa.
- Jest pewna obawa. Nadchodzi sezon i cała odpowiedzialność spoczywa na moich barkach. Nie będę mógł, na co zwalać, bo cała odpowiedzialność spoczywa na moich barkach. Presja jest na pewno duża. W pewnym sensie jest to dla mnie decydujący sezon, choć poprzez pracę z psychologiem staram się odepchnąć te myśli, bo to nie pomaga. Nie chce myśleć o tym jak o kluczowym sezonie, ale jak spojrzymy na to logicznie, to jest to kluczowy sezon. Po ostatnich igrzyskach dałem sobie cztery lata czasu. Powiedziałem sobie, że co by się nie działo, to do kolejnych igrzysk będę ciężko pracował, a po sezonie zrobię sobie rachunek sumienia i zdecyduję co dalej - podkreśla Kot.
I dodaje: Przed tym sezonem dużo rzeczy się na siebie nałożyło. Zmiana procesu treningowego, narodziny dziecka, utrata sponsora. I w pewnym sensie ten sezon zdecyduje co dalej. Bo jeśli nie pojawi się sponsor, nie będzie wsparcia i pomysłów, to być może będzie to czas na inne decyzje. Wiadomo, że nie chciałbym tego robić i staram się o tym nie myśleć. Wręcz przeciwnie, motywuje się do tego, by w tym sezonie wrócić do dobrego skakania.
Trenerzy w porozumieniu ze skoczkiem zdecydowali, że po czterech sezonach coraz gorzej dyspozycji czas na poważne zmiany, a 30-latek pozostanie w kadrze i będzie miał finansowanie treningów, ale będzie trenować sam i według swoich planów treningowych, które ustali z Jakubem Kotem, trenerem AZS-u Zakopane i prywatnie bratem. Na początku przygotowań skoczek trenował na najmniejszych skoczniach, skakał w zwykłym dresie czy żonglował piłeczkami na rozbiegu. Potem tzw. resecie wrócił już do normalnych treningów.
- Sporo czasu zajęło mi przyzwyczajenie się do nowej rzeczywistości i zaplanowanie wszystkiego. Wiadomo, że jak wszystko spada na mnie, to nie jest łatwo tak z dnia na dzień wszystko przygotować. Wiem, co chce się osiągnąć, ale trzeba pogłowić się nad tym, jaką drogą do tego dojść i jakimi środkami. Metod treningowych, sposobów i pomysłów jest wiele. Wypracowałem sobie system treningów i współpraca ze sztabem szkoleniowym też zaczęła się układać coraz lepiej. Trenuje z reguły sam, ale jak jeżdżę na zawody, to współpracuje z trenerami kadry i otrzymuje od nich uwagi. To o tyle ważne, że zimą będę jeździł na zawody z trenerami kadrowymi, więc trzeba było wypracować pewne kwestie- mówi nam Maciej Kot.
Maciej Kot, który znany jest z analitycznego myślenia i dużej znajomości sprzętu sam zauważa, że pracuje nad pewnymi zmianami, które mogą pomóc mu nabrać innej perspektywy i tzw. czucia w swoich skokach. Na ten moment nie podjął jednak ostatecznych decyzji co do zmian.
- Widzę, że te skoki wyglądają inaczej, ja też inaczej czuje rzeczy na skoczni. Są też zmiany sprzętowe, o których nie chce za dużo mówić, bo sam nie wiem, czy te zmiany utrzymam do zimy. Wiadomo, szukamy w różnych miejscach. Widze dużą zmianą i jestem na etapie analizy, co mi to teraz daje. Można na przykład zmienić wiązania, te bolce mogą być bardziej krzywe, mniej krzywe. Są różne rodzaje kostek, które bardziej stabilizują narty i np. bardziej wyginają deski w powietrzu, by prowadziły się płasko. Wtedy jest łatwiej nad nimi zapanować. Można też zmienić np. buty, bo Nagaba jest tylko jednym z producentów. Można też zmienić krój kombinezonu. Można pokombinować z wkładkami do butów. Okej, teraz są większe ograniczenia, ale można pobawić się ich grubością. To też ma wpływ na to, co dzieje się na progu - wylicza Kot.
I dodaje: Dużo rzeczy wygląda inaczej, trudno w tej chwili powiedzieć, że lepiej czy gorzej, bo nie mam bezpośredniego porównania do innych skoczków. Oczywiście porównujemy te skoki pod kątem technicznym do Pjongczangu, gdzie wygrywałem Pucharu Świata, czy do Hinzenbach, gdzie wygrywałem LGP. Z drugiej strony nie mam często możliwości porównania się z innymi chłopakami z kadry, bo trenujemy w innych miejscach lub w inne dni. Mniej więcej co dwa tygodnie robię za to test na platformie dynamometrycznej, by mieć odpowiedź czy jestem przemęczony, czy można mi dołożyć treningu.
- Nie chce na głos mówić na celach, nie na nakładać na siebie presji zewnętrznej, ale jasnym celem jest dla mnie to, żeby skakać w Pucharze Świata. Puchar Kontynentalny mnie nie interesuje, dlatego powrót do PŚ do pierwszy krok, a drugim jest utrzymanie się w tej grupie, która jeździ na najwyższą ligę. Punktem numer trzy jest oczywiście wyjazd na igrzyska olimpijskie. To jest taki cel nadrzędny, o który walczę przez cztery lata. Nie będzie o to łatwo, bo jest 13 chłopaków, którzy chcą jechać. Kamil, Dawid czy Piotrek są na bardzo wysokim poziomie, ale reszta nie odstaje, wręcz rośnie - zauważa Kot. Wyjazd na igrzyska olimpijskie będzie o tyle trudny, że Michał Doleżal zabierze do Pekinu prawdopodobnie tylko pięciu skoczków, a w konkursach będzie mogło wystartować jedynie czterech zawodników.
Początek sezonu zimowego zaplanowano w dniach 20, 21 listopada w rosyjskim Niżnym Tagile. Dzień wcześniej odbędą się kwalifikacje. Tydzień później rywalizacja przeniesie się do Kuusamo, a następnie do Wisły.