Nagrania z upadku Norwega obiegły cały świat. Nie bez powodu uważa się, że był on jednym z najbardziej przerażających w ostatnich latach w skokach narciarskich. - Sądzę, że to bardziej traumatyczne dla chłopaków w ekipie, bo oni to zapamiętali. Ja nie - powiedział 27-latek w rozmowie z Hopplandslaget, czyli profilem norweskiej kadry skoczków na Twitterze.
W obszernym, pierwszym od momentu upadku wywiadzie Daniel Andre Tande przyznał, że nie pamięta kilku dni sprzed zdarzenia. - Ostatnią rzeczą, którą pamiętam jest to, że byłem na spacerze z moją siostrą i jej chłopakiem – dzień przed przyjazdem do Słowenii - wyznał.
Norweg został zabrany do szpitala w Lublanie, gdzie wprowadzono go w stan śpiączki farmakologicznej. Tuż po upadku jego stan był bardzo ciężki. - Rozmawiałem z jednym z lekarzy, mówił, że nie miałem pulsu przez dwie-trzy minuty - powiedział.
Jak zdradził sam skoczek, już po wybudzeniu bardzo ważne było dla niego wsparcie najbliższych osób. - Mama i Anja, moja dziewczyna odwiedziły mnie w szpitalu – to pierwsze co pamiętam (...). Bardzo płakałem, gdy zobaczyłem je po raz pierwszy. Bycie samemu byłoby przerażające - zauważył.
Co najciekawsze, Norweg doszedł już do zdrowia i planuje wrócić do skakania. - Nie sądzę, że to, co się wydarzyło, wpłynie na moje skakanie. Nie mogę się doczekać powrotu na skocznię. Chcę wrócić w lipcu. Czerwiec wykorzystam na przygotowania. Szczerze? Nie mogę się doczekać powrotu do Planicy. Chcę okiełznać tę skocznię - zapowiedział.