- Pierwsze, co mówił, to "nie pozbędziecie się mnie tak łatwo". Jest w naprawdę niezłej formie. Bardzo miło było zobaczyć, że Daniel to Daniel. Cieszę się, że mogłem z nim porozmawiać. Jest poważnie poobijany. Powiedziałem mu, żeby się nie stresował, próbując przypomnieć sobie, co się stało. Nie widział swojego upadku i stwierdził, że obejrzy ją dopiero wtedy, gdy będzie tak stary jak ja - relacjonował 52-letni Clas Brede Brathen, dyrektor norweskiej kadry skoczków, cytowany przez NTB. Obaj mieli rozmawiać przez pięć minut na komunikatorze wideo.
Przypomnijmy, że Daniel Andre Tande trafił do szpitala po fatalnym upadku podczas serii próbnej w Planicy. Norweg stracił równowagę po wyjściu z progu i przy sporej prędkości uderzył głową i tułowiem w zeskok, a następnie zsuwał się w dół skoczni, koziołkując. Zawodnikiem natychmiast zajęły się służby medyczne i długo opatrywano go na dole zeskoku. Później skoczek został zabrany helikopterem do szpitala.
Norweg doznał złamania obojczyka i przebite zostało płuco. Na kilka dni Tande został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej.