Dziewięć punktów! Tyle zabrakło do pobicia rekordu Małysza i Nykaenena

Jakub Balcerski
Prawdopodobnie nie ma w skokach tak legendarnej i jednocześnie tak pechowej postaci. Sara Takanashi ma więcej zwycięstw niż Gregor Schlierenzauer i więcej miejsc na podium niż Janne Ahonen, ale nie zdobyła w swojej karierze indywidualnego złota mistrzostw świata, ani igrzysk olimpijskich. Teraz miała szansę na piątą Kryształową Kulę, czyli osiągnięcie, którego nie ma w dorobku jeszcze nikt w skokach, ale przegrała ją w ostatnim konkursie o dziewięć punktów.

109 podiów, 60 zwycięstw w Pucharze Świata i cztery Kryształowe Kule - to nie dorobek żadnego z wielkich mistrzów, Mattiego Nykaenena, Adama Małysza, Gregora Schlierenzauera czy Janne Ahonena. To gablota wielkiej mistrzyni, Sary Takanashi, której pomimo tak wielkich sukcesów towarzyszy pech. 

Zobacz wideo Potworny upadek Tandego w Planicy. "To było bardzo mocne uderzenie"

Takanashi pobiła rekord Ahonena, stawała na podium 9 razy, ale i tak może czuć niedosyt

Japonka właśnie przegrała walkę o swoją piątą Kryształową Kulę w karierze. Słowenka Nika Kriznar dzięki trzeciej pozycji w ostatnim konkursie sezonu w Czajkowskim wyprzedziła Takanashi o pięć punktów. A mogła pobić kolejny rekord - w historii najwięcej wygranych w klasyfikacji generalnej obok niej mają tylko Matti Nykaenen i Adam Małysz, po cztery. 

Sezon miała bardzo równy i dobry w przypadku zawodów Pucharu Świata - dziewięć miejsc na podium, a w tym trzy zwycięstwa. Brak Kryształowej Kuli sprawia jednak, że Takanashi może być rozczarowana. W imprezie sezonu - mistrzostwach świata w Oberstdorfie nie zdobyła indywidualnego złota. Była druga na dużej i trzecia na normalnej skoczni. To "pech", który prześladuje ją na najważniejszych imprezach sezonu od początku jej kariery. 

Nie lubią jej wielkie imprezy

Wielką inspiracją dla Takanashi była jedna z pierwszych japońskich skoczkiń - Izumi Yamada. To zawodniczka, która zaczęła skakać jeszcze w 1984 roku. - Pomogła mi, sugerując, żebym została trenerką przez dwa lata w okresie początków kariery, kiedy mi nie szło. Zyskałam nową motywację i potem wróciłam do skakania - mówiła w rozmowie z agencją Kyodo News Takanashi. Yamada wystartowała podczas mistrzostw świata w Libercu w 2009 roku, ale nie doczekała początków Pucharu Świata. Przez kilka lat przed startem na imprezie w Czechach zajmowała wysokie pozycje w Pucharze Kontynentalnym i FIS Cupie, ale zanim stworzono dla kobiet cykl zawodów najwyższej rangi, Yamada wypadła z formy i zakończyła karierę. 

Pojawiła się jednak Takanashi, która odnosi zwycięstwa w PŚ od pierwszego sezonu w historii. To już 10 lat z co najmniej jednym wygranym konkursem dla Japonki. Była faworytką do złota w Soczi w 2014 roku, kiedy przez cały sezon nie schodziła z podium. Ale zabrakło jej na nim właśnie na igrzyskach. Cztery lata później w Pjongczangu trafiła na lepszą formę swoich rywalek - choćby dominującej sezon Norweżki Maren Lundby. Sama zdobyła brąz, ale pozostał jej niedosyt. Taki sam jak po każdych mistrzostwach świata. 

Takanashi ma bowiem tylko jedną złotą śnieżynkę wręczaną przez FIS za wygranie konkursu na MŚ. Wraz z koleżankami i kolegami z drużyny mieszanej byli najlepsi w Predazzo w 2013 roku. Poza tym ma sześć medali, w tym cztery indywidualne, ale to "tylko" srebrne i brązowe krążki. 

Takanashi nie czuje się sławną w Japonii. Chce popularności skoków kobiet

24-latka pomimo sporej popularności w Japonii pozostaje bardzo skromna. Poza skocznią lubi książki i gotowanie, a swoich sukcesów nie tłumaczy niczym poza podążaniem za rywalkami. - Poziom skoków narciarskich kobiet się podnosi, więc muszę coraz bardziej pracować nad swoją formą. Staram się jej udoskonalić i przez to także ja podnoszę swoje umiejętności - tłumaczyła w rozmowie dla portalu skijumping.pl sprzed dwóch lat.

Popularność w kraju? Takanashi tego nie odczuwa, choć na Instagramie obserwuje ją już blisko 45 tysięcy osób, co jak na to środowisko jest dość imponujące. - Nie czuję się kimś sławnym. Widzę jednak, jak skoczkowie narciarscy potrafią wzbudzać zainteresowanie, więc mam nadzieję, że kiedyś nasza dyscyplina zanotuje podobny wzrost - stwierdziła Takanashi. 

Rok do Pekinu i próby spełnienia marzeń. Ale Takanashi już jest legendą

Jak Takanashi reagowała na pobicie rekordu podiów Janne Ahonena w Czajkowskim? - Męskie i kobiecie konkursy są zupełnie inne, ale rekord daje mi motywację. Spróbuję przekuć to w pewność siebie - wskazała Japonka w piątek dla Kyodo News. W sobotę skakania nie było, a w niedzielę Takanashi była dopiero siódma w jednoseryjnym konkursie kończącym sezon i przez to przegrała rywalizację z Niką Kriznar o Kryształową Kulę. 

Dla Kriznar to uwieńczenie fenomenalnego sezonu, w którym została także brązową medalistką konkursu na dużej skoczni podczas MŚ w Oberstdrofie. Słowenka wracała do skakania po poważnej kontuzji i udowodniła sobie, że ciężka praca może dać wielki sukces nawet w kraju, który do tej pory nie był najbardziej utytułowanym w skokach kobiet - w tym sezonie pierwszą słoweńską mistrzynią świata została Ema Klinec, a Kryształowa Kula Kriznar to także pierwszy tego typu sukces dla Słowenii.

A co udowodniła sobie Takanashi? Że utrzymuje swoje skoki na niezwykłym poziomie pomimo upływu lat. Pozostaje młoda i zdolna do śrubowania swoich niezwykłych osiągnięć. Już jest legendą skoków narciarskich kobiet, teraz pozostaje jej się dalej nimi cieszyć. Może upragnione złoto na przyszłorocznych igrzyskach w Pekinie przy takim myśleniu przyjdzie samo?

Więcej o:
Copyright © Agora SA