"Piotrek Żyła był najlepszym skoczkiem mistrzostw świata. Przyciskam Doleżala". Adam Małysz podsumowuje

- Po takim konkursie można śmiało powiedzieć, że wygraliśmy brązowy medal! - cieszy się Adam Małysz. W sobotę, na koniec MŚ w Oberstdorfie, zobaczyliśmy kapitaną drużynówkę. Polscy skoczkowie wracają z Niemiec ze złotem Żyły i brązem drużyny. A dyrektor Małysz zdradza, że "przyciska" trenera Michala Doleżala, by już przedłużył umowę na prowadzenie naszej kadry. Mimo ża ta wygasa dopiero po przyszłorocznych igrzyskach.

Piotr Żyła, Andrzej Stękała, Kamil Stoch i Dawid Kubacki - to nasi brązowi medaliści. Walczyli pięknie. Przed ostatnim skokiem prowadzili. Ale Karl Geiger i Stefan Kraft okazali się lepsi od Kubackiego. Niemiec skoczył aż 136 metrów, Austriak 133, a Polak 127,5 metra. Złoto dla skoczków Stefana Horngachera. Byli lepsi od Austrii o 11,1 pkt. A od Polski o 15,4 pkt.

Łukasz Jachimiak: Mamy medal i jest pięknie. Z drugiej strony przed ostatnim skokiem prowadziliśmy.

Adam Małysz: Rzadko się zdarzają takie konkursy! Do ostatniej chwili było tak blisko, żeby wygrać! Ale w sumie wygraliśmy medal. To żadna przegrana. Po takim konkursie można śmiało powiedzieć, że wygraliśmy brązowy medal! Jak popatrzymy na serię próbną [zajęliśmy szóste miejsce] albo na wyniki z piątku, to jasne było, że o medal walczy aż sześć ekip. Szybko odpadli Norwegowie, ale bardzo długo w walce z nami, Niemcami i Austrią były też Japonia i Słowenia. Myślę, że ten konkurs mógł się podobać wszystkim.

Zobacz wideo Piotr Żyła ma już naśladowcę

Jak odebraliście końcówkę, ten skok Dawida Kubackiego, po którym spadliśmy z pierwszego na trzecie miejsce?

- Powiem szczerze, że ja nie zdzierżyłem! Nie widziałem tego skoku, odwróciłem się i zamknąłem oczy. Nerwy okropne! W takiej sytuacji to chyba nawet ten zawodnik siedzący na górze ma łatwiej niż ktoś, kto czeka na dole i wie, że nie jest w stanie pomóc. Dawid jest pechowcem tych mistrzostw. W ostatniej serii znów miał najgorsze warunki, jak w piątek w konkursie indywidualnym. Rozmawialiśmy już z trenerami, że po punktacji aż tak tego nie widać [Kubacki dostał 1,6 pkt za wiatr w plecy, Geiger 1,2, a Kraft 1,0 pkt], ale tylko Dawid miał podmuchy z tyłu na wszystkich punktach pomiaru na skoczni. Inni mieli gdzieś z tyłu, gdzieś z przodu, trochę warunków mogli wykorzystać. Ale nieważne, trzeba się cieszyć, że jest medal! Po indywidualnym konkursie chyba nikt by nie stawiał, że staniemy na podium drużynówki. A do tego wydaje mi się, że zawodnikiem tych mistrzostw jest Piotrek Żyła. On we wszystkich konkursach skakał świetnie. Tylko w drugim indywidualnym miał trochę pecha i dlatego nie zdobył medalu.

Znów cieszysz się z sukcesów skoczków, o których można powiedzieć, że to dzieci Małysza.

- To bardzo fajne, na to się pracuje, żeby właśnie tacy zawodnicy byli. Ja wiem, że oni w końcu powiedzą "dziękujemy, jesteśmy już na wyczerpaniu, niech teraz młodzi przejmą pałeczkę". I pracujemy, żeby ci młodzi byli. Dlatego stworzyliśmy jedną, dużą kadrę i ciągniemy w niej do góry młodych. Na pewno nie mamy tak wielu młodych zdolnych jak Austriacy. Oni mają potężne zaplecze. A Niemcy mają trochę szczęścia. Nikt nie stawiał, że oni tu wygrają. Medal? Tak. Ale złoty? Głównymi faworytami byli Austriacy.

Trzeba pogratulować Stefanowi Horngacherowi. Wiele razy w trakcie sezonu mówiliśmy o jego problemach, a tu, na mistrzostwach świata, doprowadził Geigera do srebra na skoczni normalnej i brązu na dużej oraz drużynę do złota.

- Powiem tak: przed mistrzostwami mówiłem, że na pewno Niemców nie można skreślać, że to jest drużyna, która zawsze będzie groźna, nawet jak ma jakiś kryzys. Mistrzostwa świata to najważniejsza impreza, mieli ją u siebie i się przygotowali. Czapki z głów po raz kolejny dla Stefana i dla tych chłopaków, którzy zrobili niesamowitą robotę.

Dla Michala Doleżala chyba też brawa? Złoto i brąz to dobry wynik. Wspominałeś jakiś czas temu, że PZN będzie dążył do przedłużenia umowy z trenerem. Pracujesz nad tym, żeby nie było sytuacji jak z Horngacherem?

- Dużo zależy od Michała, co on dalej planuje. Cały czas rozmawiamy. Próbuję go przyciskać. On na razie mówi, że ma umowę podpisaną do igrzysk Pekin 2022. Ale myślę, że rozmowy muszą przybrać szybsze tempo, żeby on się określił. Zawsze jest tak, że trener się trochę boi przedłużać umowę przed igrzyskami. Każdy. Okienko transferowe w skokach otwiera się, jak się kończą igrzyska. Ale wtedy trzeba już być po rozmowach z ludźmi, trzeba przynajmniej wiedzieć, że oni chcą, trzeba być wtedy w grze.

Pochwaliłeś Piotrka Żyłę, a chyba trzeba za drużynówkę kilka dobrych słów powiedzieć też Kamilowi Stochowi? Jemu na tych mistrzostwach nie szło, a zespołu nie zawiódł.

- Wiedzieliśmy, że Kamil dla drużyny wykrzesze z siebie wszystko. Było widać, że jego indywidualnym skokom brakowało energii, a w drużynówce było lepiej. On zawsze powtarza, że dla niego medale w drużynie są bardzo ważne, chyba nawet ważniejsze niż indywidualne. Nie mógł zawieść i nie zawiódł. Stanął na wysokości zadania, wykonał swoją robotę. Czapki z głów!

Za nami właśnie z radości krzyczą ci, o których teraz rozmawiamy, trochę się zastanawiając czy po brązie nie czują niedosytu, że to nie jest złoto.

- No właśnie! Bo my nie przegraliśmy złota, tylko my wygraliśmy brąz! Wiem, że niektórzy mogą się nie zgodzić. Mogą powiedzieć, że przecież przed ostatnim skokiem staliśmy na najwyższym stopniu podium. Ale musi zagrać wszystko, w tym również warunki, a one nie do końca przy skoku Dawida zagrały. Trzeba być szczęśliwym z tego, co się ma. Chłopaki to pokazują. Oni zdobyli ten medal.

Słychać, że to Piotrek ich zaraża swoją energią.

- Pewnie tak. On szalał już po swoim skoku w drugiej serii. Potem jak Andrzej skoczył, to Piotrek szalał jeszcze bardziej. Jak Kamil - to samo. Trochę mu tylko zabrakło energii po drugim skoku Dawida. Ale zaraz znów zaczął szaleć. On powinien zostać wybrany najlepszym skoczkiem tych mistrzostw. Powtarzam się, ale on tu zrobił niesamowitą robotę.

To jeszcze powiedzmy o Andrzeju. On też się spisał, zwłaszcza w drugim skoku, gdy wyprowadził nas na pierwsze miejsce.

- Tak, to był bardzo, bardzo dobry skok. Pierwszy jeszcze nie, ale drugi bardzo fajny. Stało się tak, jak chcieliśmy - żeby wszyscy czterej zawodnicy tak mocno powalczyli. Gdyby któryś odstawał, to trudno byłoby zdobyć medal. Szczególnie w tak wyrównanym konkursie.

To była najbardziej stresująca drużynówka, odkąd pracujesz jako dyrektor?

- Chyba tak. Skoku Dawida nie byłem w stanie oglądać. Zawsze to są straszne nerwówki. Dla mnie, dla trenerów na górze, dla serwisu, asystentów - dla wszystkich, którzy nie skaczą.

Będziecie wracać z mistrzostw szczęśliwi?

- Tak. Przed nami długa podróż. Dla chłopaków wygodna, bo oni się położą z tyłu w samochodach i odpoczną. A dla kierowców długa trasa. Jedziemy w niedzielę. Mamy wiele samochodów. Przyjechaliśmy tak, żeby zawodnicy siedzieli po jednym, po dwóch w samochodzie. To na wypadek, gdyby ktoś miał covid. Wtedy inni mogliby być dopuszczeni do startów.

Czyli po tych mistrzostwach wszyscy u nas są pozytywni?

- A, dokładnie! Ha, ha. Współczuję Granerudowi. I w ogóle Norwegom. Dla nich mistrzostwa źle się poukładały. Gdyby nie srebro Roberta Johanssona w piątek, to zostaliby bez medalu. Dla nas choroba Graneruda to też trudna sytuacja. Bo zawodnicy chcą zawsze wygrywać fair, na skoczni, a nie poza nią.

Więcej o: