Koniec pierwszej serii, wychodzę na moment ze skoczni i mijam się z Adamem Małyszem. Chwilę rozmawiamy. Były mistrz wierzy, że w drugiej serii z piątego miejsca podium zaatakuje Piotr Żyła. - Ale szkoda Dawida! Nie wiem, skąd się wzięło aż minus 17 punktów - mówi mi Małysz.
Kubacki skoczył w pierwszej serii 130,5 metra. Tyle samo co Żyła. A był ósmy. Dzieliło ich 3,3 pkt. Obu Polakom odjęto wiele punktów za wiatr pod narty. Minus 13,1 pkt dla Żyły kontrowersji nie wzbudziło, ale minus 17,4 pkt dla Kubackiego w odczuciu naszej ekipy było pomiarem niesprawiedliwym. - Policzyło mi, jak policzyło. Na złą średnią trafiłem - mówi Dawid.
O co chodzi? O to, że w skokach przeliczniki dodające albo odejmujące punkty za wiatr wprowadzono 11 lat temu, a wciąż system jest niedopracowany. Za korzystny może zostać uznany wiatr boczny, który tak naprawdę utrudnia skoczkowi życie. - I tak było w drugiej serii w skoku Dawida - mówi Michal Doleżal. - On tam dostał podmuch zaraz za bulę, przez to go skręciło. Technicznie to na pewno nie był skok na tylko 119 metrów - jest przekonany trener.
- Dawid został skrzywdzony przez warunki - nie ma wątpliwości czeski szkoleniowiec. - W drugiej serii po śniegu na najeździe widziałem, że leci w dół, a to znaczy, że wiało w plecy. Przecież to niemożliwe, że nagle na progu wiatr zakręcał i wiał pod narty - zauważa Kubacki.
Ale jego pech nie skończył się na tym, że wcale nie miał wymarzonych podmuchów, a i tak odjęto mu 17,4 i 8,2 pkt. W obu seriach on był zdejmowany z belki startowej i musiał na start czekać dłużej niż większość skoczków. Szczególnie długo w pierwszej serii. A to fatalna okoliczność w śnieżycy.\
- Przez ściągnięcie z belki prędkość miałem o jakiś kilometr niższą niż normalnie bym miał. Czyli to tak, jakbym ruszał o dwie-trzy belki niżej niż inni - mówi Kubacki.
- Dawid pojechał w pierwszej serii z identyczną prędkością jak Kamil. To nie do pomyślenia, powinien być nawet o kilometr szybszy. Dodo [Doleżal] prosił, żeby puścili przed Dawidem przedskoczka, ale nie zrobili tego - mówi Małysz.
Co zmieniłby przedskoczek? Przetarłby zasypane śniegiem tory. - Nie ma możliwości, żeby panowie z dmuchawami idealnie wyczyścili tory w trakcie konkursu. Mamy temperaturę w okolicach zera, śnieg jest lepki i jak ktoś po nim przejedzie, to to się nawarstwia. Mi wpadło w tory więcej śniegu, nikt po nim przede mną nie przejechał, mnie ten śnieg bardziej wyhamowywał - tłumaczy Kubacki.
Doleżal potwierdza, że o puszczenie przedskoczka prosił obecnego przy stanowisku trenerów asystenta delegata technicznego. - Niestety, w przepisach jest, że dopiero jak zawodnik zostaje dwa razy ściągnięty z belki, to może zostać puszczony przedskoczek. Jest jak jest, nie zmienimy tego. Przykro mi i trzeba o tym porozmawiać. Bo w takich warunkach żeby było fair trzeba puszczać przedskoczka po każdym zejściu z belki - mówi Doleżal.
- Dawid był największym pechowcem tych zawodów - stwierdza Małysz. Ale zgadza się, że dwa lata temu w Seefeld był największym szczęściarzem. Wtedy śnieżyca była podobna jak teraz. Ale na tamtej skoczni nie było torów lodowych, więc im dłużej trwała druga seria, i im mocniej padało, tym mniejsze prędkości osiągali zawodnicy. I tak Kubacki wygrał, mimo że po połowie konkursu był 27. A srebrny medal zdobył 18. wtedy na półmetku Stoch. Ze śnieżnego podium w Seefeld na podium w śnieżnym Oberstdorfie stanął tylko Stefan Kraft. Austriak był w piątek bezsprzecznie najlepszy. - Zgadza się. Od samego początku dobrze tu skakał i nic się w konkursie nie zmieniło - mówi Kubacki.
- W ogóle to było niesprawiedliwie i miałem pecha, ale oczywiście dwa lata temu w trudnych warunkach to ja miałem szczęście. Nie mam więc co zarzucać medalistom [srebro zdobył Robert Johansson, a brąz Karl Geiger]. Nawet nie mam prawa. Choć oczywiście nie jestem zadowolony, że tak to się dla mnie poukładało - puentuje Dawid.