Dawid Kubacki nie boi się pogodowego armagedonu. "Ma kurzyć. Elegancko!"

Piąty na skoczni normalnej, a teraz dziewiąty w kwalifikacjach na skoczni dużej. Dawid Kubacki kręci się w czołówce, ale na MŚ w Oberstdorfie zdąży doskoczyć do medalowej formy? - Jeśli pytanie jest o medale, to wiadomo, że po to się przyjeżdża na mistrzostwa, żeby te medale zdobywać - mówi mistrz świata sprzed dwóch lat. W piątek o godz. 17 konkurs na skoczni dużej. Relacja na żywo na Sport.pl

Kubacki skoczył w czwartek 124 metry i skończył kwalifikacje na dziewiątym miejscu. Dużo gorzej wypadł w serii próbnej. Wtedy lądował na 114. metrze. To był jego pierwszy skok po kilku dniach przerwy. Po niedzielnym konkursie mieszanym na skoczni normalnej Kubacki i Żyła odpoczywali aż od skakania aż do czwartku. A jeszcze dłuższą przerwę - od soboty - miał Kamil Stoch.

Kubacki do grupy polskich dziennikarzy przyszedł tuż po Piotrze Żyle. Przez kilka minut stał i przysłuchiwał się naszej rozmowie. Gdy skończyliśmy, spuentował:

Wystarczy ze dwa razy zapętlić "he, he, he" i macie cały wywiad!

A Ty masz swoje hity, które odpalasz przed dziennikarzami?

- Chyba nie. Chociaż mówienie o pracy do mnie przylgnęło na pewno. Ale w przeciwieństwie do Piotrka ja chociaż mówię prawdę, ha, ha.

Jesteś zadowolony z pracy zrobionej na skoczni w czwartek?

- Tak. Skoki były takie pół na pół. W próbnym się nie do końca poskładałem na dojeździe po tych dniach leżenia. Ale w kwalifikacjach było już całkiem przyzwoicie. Podobne warunki, ta sama belka, a 10 metrów dalej. To jest poprawa. Jest okej. Na dole, na telebimie widziałem powtórkę. Wyjście z progu było jeszcze za późno, ale technicznie już było blisko tego, co by miało być.

Zobacz wideo "Mało trzeba, żeby zrobił medal". Trener Doleżal wierzy, że Kamil Stoch za chwilę zaskoczy

Zanosi się na to, że podczas piątkowego konkursu będzie Twoja ulubiona pogoda, ma padać śnieg.

- Tak, ma kurzyć. Elegancko!

To była dobra decyzja, żebyście w środę z Żyłą i Stochem nie skakali na pierwszych treningach?

- Dobra decyzja, bo trenera.

Jak Michal Doleżal ją argumentował?

- Porozmawialiśmy sobie co i jak i taką nam wysunęli propozycję. A że trener główny ma główne słowo, to nie skakaliśmy. Ale nikt się z nim nie kłócił. Wydaje mi się, że ma to sens. Przyjąłem to. Zrobiliśmy sobie przerwę, wyświeżyliśmy nogi. A na skoczni potrafimy skakać. Skocznię znamy. Nie jest tak, że przychodzimy na górę i myślimy "ojejku, co to będzie?". Po prostu robimy swoje. Oczywiście żartuję sobie, że leżeliśmy. My przez trzy dni przerwy mieliśmy treningi, wszystko było rozplanowane. Samo leżenie efektu nie robi. Dopiero leżenie po odpowiednim treningu daje efekt.

Dwa razy na tej skoczni byłeś trzeci w Pucharze Świata. Czy w konkursie mistrzostw świata taki wynik byłby dobry, czy chciałbyś więcej?

- Będę zadowolony, jeżeli wykonam poprawnie swoją robotę.

I wróciliśmy do początku rozmowy.

- To sobie zapętlicie i będziecie mieli! A poważnie, to ja nie zmieniam swojej taktyki, swojego podejścia do konkursów. A jeśli pytanie jest o medale, to wiadomo, że po to się przyjeżdża na mistrzostwa, żeby te medale zdobywać. Każdy medal będzie okej, to nie ma co mówić. Ale główna koncentracja w moim przypadku będzie na tym, co jest do zrobienia na skoczni, a nie na tym, jaki medal by się chciało zdobyć. No bo dobrymi chęciami to... i tak dalej.

Podrażnienie, niedosyt po pierwszym konkursie jeszcze w Tobie jest?

- Już to przerabialiśmy i mówiłem, że miałem w sobie sportową złość i troszeczkę pretensji do siebie. Wiedziałem, że było mnie stać na lepsze skoki i że medal był w zasięgu ręki, a go nie zdobyłem. Dla mnie tamta sytuacja jest teraz dodatkową motywacją, żeby się jak najlepiej skoncentrować na swojej robocie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.