Maren Lundby ma dopiero 26 lat, a już jest ikoną skoków narciarskich kobiet. Nie tylko dzięki tym wszystkim nagrodom, które wygrała. Ale zatrzymajmy się przy nich, bo warto trofea Norweżki wymienić. Ona ma:
W tym sezonie Lundby nie była najlepsza. W żadnym z dziewięciu konkursów Pucharu Świata nie wskoczyła na podium. W klasyfikacji generalnej jest dopiero siódma. Ale na głównej imprezie sezonu Norweżka znów odleciała wszystkim. Na skoczni normalnej zdobyła srebro. W drużynówce wywalczyła brąz. W mikście cieszyła się z kolejnego srebra. Aż przyszedł pierwszy w historii kobiecych skoków konkurs o medale na skoczni dużej. Lundby wygrała go zdecydowanie. Drugą Sarę Takanashi z Japonii wyprzedziła o 8,7 pkt.
- To prawdopodobnie najbardziej sprawiedliwy złoty medal w historii skoków - cieszy się Clas Brede Brathen, szef norweskich skoków. Norwegowie podkreślają, że to Lundby najmocniej ze wszystkich zawodniczek walczyła o to, by Międzynarodowa Federacja Narciarska najpierw pozwoliła paniom skakać na dużych obiektach, a następnie by taki konkurs włączyła do programu mistrzostw świata. Jeszcze w Seefeld skoczkinie rywalizowały tylko na normalnym obiekcie.
Lundby to naprawdę postać wielka, nawet jeśli czasami w mediach społecznościowych zdarza jej się wywoływać kontrowersje. Ładnie wobec mistrzyni zachował się Adam Małysz. To jeden z idoli Norweżki. Czterokrotny mistrz świata podszedł do Lundby z gratulacjami i ukłonił się przed nią.
Złota środa dla Lundby to dzień wyjątkowy nie tylko ze względu na takie ukoronowanie jej walki o równouprawnienie w skokach. Ona sprawdziła się też w arcytrudnych warunkach. Jak informowali nas pod skocznią norwescy dziennikarze, dopiero o godzinie 13 stało się jasne, że Lundby i inne zawodniczki z tej drużyny wystąpią w zawodach. Nie było to pewne wobec wykrytego we wtorek, a potwierdzonego w środę covidu u Halvora Egnera Graneruda.
- Część środowego poranka spędziłam na rozmowie z osobami wykrywającymi infekcje, zarówno z Niemiec, jak i z Norwegii. Wyłożyłam wszystkie karty na stół, opowiedziałam, co ostatnio robiłam - opowiada Lundby w "Dagbladet".
- Na ceremonii medalowej za konkurs mieszany staliśmy z Halvorem blisko siebie [to było w poniedziałkowy wieczór], a we wtorek odbyła się konferencja [online] prasowa ze mną i z Halvorem - opowiada dalej Lundby. A w końcu mówi o szczęśliwym zbiegu okoliczności, który prawdopodobnie uchronił ją przed zarażeniem. O wspólnym mikrofonie Lundby i Graneruda pisaliśmy na Sport.pl w środę.
- To przypadek, że byłam na konferencji pierwsza. Kiedy skończyłam, do pokoju wszedł Halvor i przypięto mu ten mikrofon, którego używałam. Gdyby to on był pierwszy i gdybym użyła mikrofonu po nim, to wszystko mogłoby się dla mnie potoczyć inaczej. Zbieg okoliczności był dla mnie szczęśliwy - mówi Lundby.
Z norweskimi mediami mistrzyni rozmawiała na skoczni jeszcze dwie godziny po konkursie. Każdemu pozowała do zdjęć z medalem, każdej redakcji dawała wywiad na wyłączność. My porozmawialiśmy z nią wtedy, gdy wydawało się, że już zeszły z niej emocje. Wygląda jednak na to, że nawet tak doświadczonej mistrzyni nie będzie łatwo ochłonąć po szalonej dobie w Oberstdorfie.
Maren Lundby: Chyba nie. Kiedyś leciałam do Japonii. Żartuję! To był straszny roller coaster emocji. Byłam w szoku, gdy we wtorek dowiedziałam się, że Halvor ma pozytywny wynik testu na covid. Jest mi bardzo przykro, że on zachorował. A sama byłam w niepewności, bo nam wszystkim w ekipie zrobiono dodatkowe testy. W środę, gdy się obudziłam, jeszcze nie były znane wyniki. Na kilka godzin przed konkursem nie wiedziałam czy będę mogła wystartować. Gdybym miała pecha, nie skakałabym. A zdobyłam złoto. Całe szczęście, że mogłam skakać.
- Na pewno sypiałam w życiu lepiej. A gdy się obudziłam, to rzeczywiście zaczął się jeden z najdłuższych dla mnie dni w życiu. Powiem szczerze: moment, w którym zobaczyłam negatywny wynik testu był dla mnie tak samo piękny jak ten moment na skoczni kilka godzin później. Ten, w którym stało się jasne, że wywalczyłam złoty medal.
- Po prostu skupiłam się już tylko na swoim zadaniu. Zostawiłam z boku wszystkie wydarzenia i myślałam tylko o skakaniu. Świetnie wyszło. Mój trener mentalny nauczył mnie, jak koncentrować się tylko na sobie i na zadaniu. To zadziałało.
- Zdecydowanie tak. Stojąc na podium patrzyłam na koleżanki z drużyny. Niektóre płakały. Wzruszenie było bardzo duże. Piękna chwila. Ten złoty medal dedykuję całej norweskiej drużynie, a szczególnie Halvorowi. Mam nadzieję, że dałam mu chociaż trochę radości.
- W konkursie indywidualnym czy w drużynowym?
- Jest kilku mocnych kandydatów. Piotr Żyła był najlepszy na skoczni normalnej, a moim zdaniem na dużych skoczniach jest jeszcze mocniejszy. W dobrej formie są Robert Johansson, Marius Lindvik, Daniel Andre Tande. A spodziewam się, że walczyć będą też Kamil Stoch i Markus Eisenbichler.
- Trudno powiedzieć.
- Może wygrać. Pewnie będzie walczyło pięć drużyn. Norwegia, Niemcy, Polska, Austria. A nawet sześć, bo jeszcze Japonia i Słowenia.