"Chciałbym pokazać, kto jest najlepszy". Granerud nie dostanie szansy. "On chyba jest przeklęty"

Łukasz Jachimiak
- On chyba jest przeklęty - powiedział Markus Eisenbichler o Halvorze Egnerze Granerudzie. To było po czwartym miejscu faworyta w pierwszym konkursie M¦ w Oberstdorfie. Teraz Norwegowie s± skłonni zgodzić się z t± wypowiedzi±. A nawet usun±ć z niej "chyba". Brak lidera Pucharu ¦wiata w konkursach M¦ na dużej skoczni to ogromna strata. Kwalifikacje w czwartek o 17.30, relacja na żywo na Sport.pl

- Prawdopodobnie za bardzo chciałem. Skończyło się tak, że mój pierwszy skok był za krótki i za brzydki. Wygrałbym, gdybym wykonał swoją pracę. Czułem zdenerwowanie. Moje ciało drżało - mówił Granerud norweskiej TV 2. To była sobota. Lider Pucharu Świata i wielki faworyt pierwszego konkursu na MŚ tłumaczył się z czwartego miejsca. I chyba też trochę próbował się pocieszać. - Właściwie to nawet mi tego ostatnio brakowało. Przez całą zimę byłem bardzo spokojny, więc miło było się trochę zdenerwować - twierdził. Boże, jak dawno temu to było!

Zobacz wideo "Mało trzeba, żeby zrobił medal". Trener Doleżal wierzy, że Kamil Stoch za chwilę zaskoczy

"Chciałbym pokazać, kto jest najlepszy". A kto jest? "To ja"

Norwescy dziennikarze czwarte miejsce Graneruda nazwali kwaśnym. Trudno było je nazwać inaczej. Dominator sezonu, zwycięzca aż 11 konkursów Pucharu Świata, najlepszy skoczek treningów (wygrał pięć z siedmiu serii). I co? Nic. Przesłanek mówiących, że będzie sukces, Granerud w ten sukces nie zamienił.

- Chciałbym pokazać, kto jest najlepszy - stwierdził po czwartym miejscu. Już wtedy myślami wybiegał do konkursu na dużej skoczni.

- A kto jest najlepszy? - zapytał dziennikarz TV 2.

- To ja.

"Nie można nie brać go pod uwagę". Niestety, to nieaktualne

O tę wypowiedź Graneruda zapytaliśmy Clasa Brede Brathena. Szef norweskich skoków narciarskich dał się poznać jako spokojny i obiektywny ekspert. Potwierdził nam, że niedoświadczony jeszcze Granerud nie wytrzymuje presji w najważniejszych i najtrudniejszych momentach sezonu.

- Myślę, że Halvor nadal jest skoczkiem, którego nie można nie brać pod uwagę, gdy się typuje zwycięzców jakiegokolwiek konkursu tej zimy - mówił nam Norweg. - Oczywiście, że jest rozczarowany. Jak wszyscy topowi sportowcy, którzy nie byli w stanie maksymalnie wykorzystać swoich możliwości w zawodach - dodawał.

Brathen wierzył, że w piątek na Schattenbergschanze Granerud te możliwości wykorzysta. Niestety, w środę świat obiegła wiadomość, że faworyt ma covid. I stało się jasne, że nie można brać go pod uwagę, gdy się typuje zwycięzców drugiego najważniejszego konkursu tej zimy.

"Chciał się zemścić". Geiger znów nim wygrał, Geiger go pociesza

Granerud zdążył wystartować w Oberstdorfie dwa razy. I z żadnego startu nie był zadowolony. W niedzielnym mikście miał indywidualnie dopiero ósmy wynik. Norwegia przegrała z Niemcami walkę o złoto o 5,2 pkt, a on był gorszy od skaczącego w tej samej grupie Karla Geigera o 7,3 pkt.

Geiger ma w Oberstdorfie indywidualne srebro i złoto wywalczone kosztem Graneruda i jego drużyny. Geiger pokonał Graneruda w walce o złoto MŚ w lotach, w grudniu w Planicy. Graneruda pokonał też Stoch w walce o Złotego Orła za triumf w Turnieju Czterech Skoczni. W Granerudzie - jak pisały norweskie media - była chęć zemsty.

"Halvor Egner Granerud bardzo chciał się zemścić po tym, jak w sobotę został bez medalu. W niedzielnym konkursie drużyn mieszanych znów był pod presją. Dobre skoki Silje Opseth, Roberta Johanssona i Maren Lundby sprawiły, że Norwegia prowadziła, gdy siadał na belce w pierwszej serii. Niestety, w trudnych warunkach wylądował na rozczarowującym 94. metrze i drugą serię Norwegia zaczęła 4,9 punktu za Niemcami. I ostatecznie to Niemcy wygrali konkurs, a Norwegia była druga" - relacjonowała zawody tv2.no.

Geiger był takim liderem swojej mieszanej drużyny, jakim nie dał rady być Granerud. Niemiec znów był górą. Ale gdy dowiedział się o pozytywnych testach Norwega, był pierwszym, który w prywatnej wiadomości kazał mu się trzymać, zdrowieć i wracać na finał sezonu. Do tej samej Planicy, w której w grudniu obaj pięknie walczyli o złoto.

Graneruda wkurzało nawet 5 minut opóźnienia. Teraz ma większe zmartwienia

Geiger covid już przeszedł. Niezagrożony dalej uczestnicy w mistrzostwach rozrywanych w czasach pandemii. Też to odczuwa. Dom jego rodziców stoi 1,4 km od skoczni. Ale rodzice nie mogą przyjść i popatrzeć, jak syn walczy o medale.

Te mistrzostwa są dla wszystkich trudne i dziwne. Ale na pewno dla nikogo aż tak bardzo jak dla Graneruda. W czwartek, w dniu kwalifikacji na skoczni dużej, organizatorzy podali, że w trakcie MŚ przeprowadzono już ponad 17 tysięcy testów na covid. I że pozytywnych było dziewięć. No i jak tu na miejscu Graneruda nie uznać się za pechowca?

On za takiego uznawał się już wcześniej. - To naprawdę gorzkie. I dziwne - mówił Norweg po mikście. - Przepraszam, że w ogóle o tym mówię, bo to już naprawdę nudne. Nudno jest znów skakać w takich warunkach. Wskakiwałem w kompletną próżnię - żalił się.

- To prawda, że Halvor miał trudne warunki. Ale on za bardzo chce i przez to na progu za mocno rzuca się do przodu - podkreślał w telewizji NRK jej ekspert, a kiedyś świetny skoczek, Anders Jacobsen.

Ale Granerud trzymał się swojej wersji. Wyliczał, że w Oberstdorfie startował w tym sezonie trzy razy - na Turnieju Czterech Skoczni i dwa razy na MŚ - i zawsze zatrzymywał go wiatr.

W tym narzekaniu stwierdził nawet, że za trzecim razem byłoby całkiem inaczej, że wreszcie warunki byłyby sprawiedliwe, gdyby nie błąd ludzki. Czyli gdyby start konkursu drużyn mieszanych nie opóźnił się o pięć minut.

"Popełnił kilka błędów. Inni byli lepsi"

Na pecha nie wszystko można zwalać. Nie raz tej zimy Granerud radził sobie w trudniejszych sytuacjach. - Weźmy konkurs indywidualny. W pierwszej serii popełnił kilka błędów, co dało mu trudne zadanie na drugą serię - zauważa w rozmowie ze Sport.pl Brathen.

W sobotę po skoku na 99 m Granerud był po połowie konkursu dopiero 16. Z 51 skaczących wtedy zawodników miał szóste najgorsze warunki. Pech. Niewątpliwie. Ale w drugiej serii wiało mu w plecy jeszcze mocniej (dostał 3,4 pkt rekompensaty, a wcześniej tylko 1,2 pkt), a tę serię z gorszym wiatrem wygrał. I dzięki temu finalnie z 16. miejsca przesunął się na czwarte.

- W drugiej serii po raz kolejny w tym sezonie był najlepszy - zauważa Brathen [miał notę o 1,3 pkt wyższą niż Żyła, który był wspaniale regularny - najlepszy w pierwszej i drugi w drugiej serii]. - Ale oczywiście łącznie lepsi byli inni. To ci trzej skoczkowie, którzy zasłużyli na swoje medale - dodaje szef norweskich skoków.

O żadnej niesprawiedliwości nie mówił też Alexander Stoeckl. - Nawet gdy jesteś w formie, to nadal trudno jest wygrać albo zdobyć medal. Myślę, że było w tym wszystkim wiele emocji. Kiedy presja jest znacznie większa, możesz zupełnie nie trafić w próg. Nie jesteś skupiony w stu procentach na zadaniach, jest dużo nerwów i świadomość, że to już jest skok konkursowy, wtedy wszystko jest trudniejsze - twierdzi austriacki trener norweskiej kadry.

Ale Markus Eisenbichler widział sprawy inaczej. - On chyba jest przeklęty - powiedział wicelider Pucharu Świata o liderze.

"To nie koniec świata". Ale to tylko słowa

Po połowie mistrzostw Granerud był po prostu smutny. - Kiedy wróciłem do hotelu, wyszedłem na spacer bez telefonu. Bardzo mi to pomogło. Ale zaśniecie chwilę mi zajęło - dzielił się z "Dagbladet" swoimi emocjami po czwartym miejscu. - Wolałbym złoto, ale czwarte i drugie miejsce to nie koniec świata - dodawał, podsumowując swój dorobek na skoczni normalnej.

Ale to swoje srebro odbierał z nieobecnym wzrokiem. Wyglądał, jakby przyjechał na medalową ceremonię za karę. I jakby cierpieniem było dla niego patrzenie na Żyłę, Geigera i Laniska, którzy odbierali nagrody za konkurs indywidualny.

Wszyscy stawiali sobie pytanie, czy po dwóch konkursach na skoczni normalnej, a przed dwoma na skoczni dużej Granerud zrozumie jedną rzecz - że jest tej zimy najlepszym skoczkiem świata, ale za to dostanie Kryształową Kulę, a mistrzostwa to inna bajka.

Tu drżało ciało Graneruda, tu pojawiały się nerwy, jakich nie było w skakaniu od zwycięstwa do zwycięstwa w Pucharze Świata, który tak dobrze się dla Norwega zaczął i który toczy się znanym mu już rytmem. Wielka, ogromna szkoda, że rewelacja sezonu nie dostanie już w Oberstdorfie szansy na opanowanie tego drżenia.

Więcej o: