- Brakowało Ci tego złota w karierze? Zawsze byłeś w czołówce, ale to Ty nosiłeś po sukcesach kolegów. Teraz oni nosili Ciebie - pytała Żyłę grupa polskich dziennikarzy zaraz po sobotnim konkursie.
- To dlatego, że starzeję się chyba. Zawsze coś zepsułem, a dzisiaj uznałem, że tyle już w życiu zepsułem, że jak jeden raz więcej zepsuję, to się nic nie stanie - odpowiadał mistrz świata.
Swój złoty medal - najważniejszy tytuł wywalczony w życiu indywidualnie - Żyła odbierze dopiero dwie doby po tym jak go wywalczył. W niedzielę skakał w konkursie drużyn mieszanych. I mówił, że czuje się jak na poprawinach po weselu.
Ale w poniedziałek bohater weekendu ma całkiem nowe święto. Żyła przyjedzie na skocznię po dniu w większości przeznaczonym na odpoczynek i przed dniem w całości wolnym. Będzie miał chwilę, żeby się zatrzymać, jeszcze nie myśleć o tym, co go czeka w kolejnych dniach mistrzostw. Może nawet będzie to idealny moment, żeby się wzruszyć i w pełni docenić sukces.
Żyła w styczniu skończył 34 lata. W Oberstdorfie został najstarszym mistrzem świata w historii skoków. Jest na swoich siódmych mistrzostwach, debiutował 14 lat temu. W Pucharze Świata skacze od 15 lat. Przez te wszystkie sezony wygrał sporo. Ale więcej w drużynie, gdzie często był jej mocnym punktem, ale raczej nigdy nie był numerem jeden. Dziś jest.
Z drużyną Piotr Żyła zdobył m.in.:
Indywidualnie wyskakał sobie przez ten czas jeden brąz MŚ, cztery lata temu w Lahti. Teraz ma pierwsze złoto tylko dla siebie. Jest mistrzem świata. Jak Kamil Stoch i Dawid Kubacki. Jak Adam Małysz, sąsiad z Wisły, którego podziwiał i któremu chciał dorównać, gdy jako dziecko marzył o karierze skoczka.
W 2018 roku na igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu Żyła przeżywał kryzys formy. Nie skakał w żadnym konkursie indywidualnym, nie zmieścił się do składu drużyny, która wywalczyła brąz. Trudny czas przetrwał. Stochowi, po jego złocie, zagrał na gitarze hymn Polski. Poświęcił kilka godzin, żeby się tego utworu nauczyć.
Teraz hymn zagrają Żyle, a on będzie mógł zaśpiewać. Słuchać będzie liczna polska ekipa. - Z powodu ograniczeń związanych z pandemią z Piotrkiem na ceremonię pojedzie tylko sztab szkoleniowy - mówił nam drugi trener kadry, Grzegorz Sobczyk. To było przed godziną 17. Ale pół godziny później asystent Michala Doleżala poinformował nas, że jednak jest zgoda, by cała kadra towarzyszyła swojemu bohaterowi!
To świetnie, że Stoch, Kubacki, Andrzej Stękała, Jakub Wolny i Klemens Murańka tego nie przegapią. Ta kadra ma naprawdę znakomitą atmosferę. A poniedziałkowy moment może ją tylko uskrzydlić przed walką na dużej skoczni. Na Schattenbergschanze (HS 137) panowie zaczną skakać w środę. W piątek konkurs indywidualny, a w sobotę drużynówka.