Niemcy do Piotra Żyły: Zrób to jeszcze raz! Polak porządził nie tylko na skoczni

Słoneczko, grill i wiewiórki, a nagle skoki petardy i złoty medal. Piotr Żyła został mistrzem świata. I porządził nie tylko na skoczni. Takiego oryginała w gronie wielkich mistrzów jeszcze nie było!
Zobacz wideo Wielka przemiana Piotra Żyły! W tym elemencie zdeklasował rywali! [W punkt K #3"]

Piotr Żyła - skoczek cudownie nienormalny

To oczywiście wypowiedzi Piotra Żyły z Oberstdorfu. Przez trzy dni nowy mistrz świata pokazał na normalnej skoczni tylko trzy skoki petardy. Wszystkie wtedy, kiedy trzeba było odpalać fajerwerki i robić widowisko. 101,5 metra w serii próbnej, 105 metrów w pierwszej serii konkursu, 102,5 metra w rundzie finałowej. I koniec, dziękujemy. Przed ostatnią z tych bomb Żyła się śmiał. Siedząc na belce!

Tak, Piotr Żyła to skoczek nienormalny. Cudownie nienormalny! Takiego mistrza jeszcze nie było. Historia skoków zna wybitnych pracusiów i strasznych hulaków. Ale takiego oryginała na liście złotych medalistów nie było.

Austriacy dostali, to i Niemcy prosili

Gdy już uśmiechnięty Żyła ruszył po swoje złoto, to po lądowaniu do śmiechu dodał krzyk. Z radości wrzeszczał, gdy koledzy rzucili się na niego z gratulacjami. I gdy nosili go na plecach po zeskoku. I później, gdy miał udzielać wywiadów, ale uznał, że po co mówić, że przecież więcej powie tym rykiem. Że przemówi nim we wszystkich językach!

Po godzinie mistrz wrzeszczał już nawet na specjalne zamówienie. Bo gdy wyruszył w tournee po zagranicznych stacjach telewizyjnych, to Niemcom tak bardzo się spodobało jak wystąpił u Austriaków, że poprosili: zrób to jeszcze raz!

Żyła zrobił to też, gdy wysiadł z busa pod biurem prasowym, żeby pójść na konferencję online. I na tej konferencji, odrywając od komputerów dziennikarzy, próbujących nadać swoje korespondencje. Gdy Żyła śmiał się i krzyczał, ludzie z różnych krajów nie potrafili nie przerwać pracy i nie pouśmiechać się do tego sympatycznego dziwaka. Nieważne, że był tylko na ekranie.

Doleżal: Trzeba Piotrka słuchać

Mistrz Piotr (brzmi dostojnie!) zanim zdarł struny głosowe, zdołał zrobić kilka krótkich przerw od krzyku i grupce polskich dziennikarzy wyjaśnił kilka spraw. Chcecie wiedzieć, jakim cudem z dnia na dzień uwolnił w sobie pokłady aż tak wielkiej energii? Uporządkujmy: w środę bardziej niż skoki zajmowały go wiewiórki - maskotki mistrzostw. W czwartek "Wiewióra" na skoczni nie było wcale, bo dostał wolne od trenera. Ale w piątek Piotr już wiedział, co się święci. Po powrocie z kwalifikacji (zajął dopiero 15. miejsce) zaczął kumulować w sobie moc i było niebezpiecznie. Mówi, że wieczorem mógłby zabić współlokatora, gdyby go miał (covid się na coś przydał - wszyscy są zakwaterowani w jedynkach). W sobotę trener Michal Doleżal podpowiedział Żyle, co zrobić, żeby - cytujemy - "wszystko zadziałało na tysiąc procent".

Pan skoczek i pan trener pogadali i pooglądali wideo. - Pokazałem mu analizę i sam zauważył, to, o co mi chodziło: że potrzebuje luzu, żeby doszedł do swojej pozycji i żeby wykorzystał to, co ma - opowiadał nam Doleżal.

Żyła wszystko pięknie wykorzystał i później pięknie krzyczał. Ale jeśli ktoś go dobrze słuchał - a Doleżal mówi: "Czasem Piotr potrzebuje coś z siebie wyrzucić, wygadać się. Trzeba go słuchać" - to usłyszał takie zdanie: "Uznałem, że tyle już w życiu zepsułem, że jak jeden raz więcej zepsuję, to się nic nie stanie". Tu słychać więcej niż tylko krzyk, prawda?

 
Więcej o: